– Maciej Skorża swoją drugą pracę w Lechu rozpoczął już wiosną. Wówczas nie był w stanie wykrzesać z drużyny czegoś ekstra. Dziś „Kolejorz” to wyłącznie jego projekt – mówi Bartosz Ślusarski, który grał w barwach poznańskiego zespołu. Były napastnik Lecha strzelał gole Legii Warszawa, z którą „Niebiesko-biali” zmierzą się w niedzielę. Jak zaznacza, będzie to trudny mecz, ale w jego opinii to ekipa trenera Skorży ma lepszy zespół.
Klasyk polskiej ligi, który zostanie rozegrany w niedzielę na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej, ponownie elektryzuje fanów zarówno Legii, jak i Lecha. „Kolejorz” patrzy na rywala z pozycji lidera PKO Ekstraklasy i to piłkarze Macieja Skorży będą faworytami tego pojedynku. Bartosz Ślusarski zaznacza jednak, że łatwo nie będzie. Dodaje ponadto, że taki Lech jemu się podoba, ale nawet w przypadku wygranej nie można odlecieć, a do reszty sezonu trzeba będzie podchodzić z pokorą.
Zacznijmy od tematu reprezentacji. Jakie masz zdanie o dwóch ostatnich meczach naszych zawodników?
Powiem tak – Paulo Sousa ma w tej chwili bardzo dobry zespół. Pomimo jakiejś nagonki na niektórych piłkarzy czy narzekania na formę niektórych z nich ten trener nie ma na co narzekać. Drużyna w wielu fazach meczu potrafiła sama poradzić sobie na boisku. Nie czekając na podpowiedzi z ławki.
Portugalczyk Cię kupił?
Nie chciałbym tutaj zabierać czegokolwiek Paulo Sousie, ale czy mnie kupił? No tak nie do końca. Osobiście jestem z tych, którzy woleliby dawać trenerowi więcej czasu na pracę. Niezależnie czy to klub, czy praca w kadrze. Szczególnie w przypadku pracy z reprezentacją potrzeba więcej czasu, żeby coś zbudować. Być może jest jeszcze zbyt wcześnie na jakiekolwiek podsumowania, ale cieniem kładzie się zawalone Euro 2020.
Myślę, że dopiero awans na mundial będzie takim sukcesem, po którym będziemy mogli realnie ocenić pracę tego szkoleniowca. Podsumowując – na razie nie jestem wielkim fanem Paulo Sousy. Mam wrażenie, że zbyt dużo kombinował w doborze składu. Z drugiej strony broni się dokonywanymi zmianami. I to jest na plus.
Wiemy też, że w Polsce każdy potrafi być selekcjonerem i z pewnością zrobiłby coś lepiej niż ten, który jest za grę drużyny odpowiedzialny. Zawsze będziemy czekać na jakieś potknięcie i będziemy porównywać z tym, co działo się przed jego przyjściem. Zapominając, że wcześniej też narzekaliśmy.
Przed meczem z Albanią mówiło się, że w przypadku porażki Paulo Sousa mógłby pożegnać się z pracą. Zastanawiałeś się w ogóle, czy mamy w Polsce jakiegoś kandydata na takie stanowisko?
Oj, trudno dziś byłoby kogoś znaleźć. Był przed Sousą trener Brzęczek, ale trzeba było go zwolnić. Gdy pojawił się nowy szkoleniowiec, to zaczęły się porównania, że za Jerzego Brzęczka to coś tam lepiej wyglądało. To nie jest tak, że przyjdzie nowy trener i zaraz wyniki staną się o niebo lepsze. Podkreślę jeszcze raz – jestem zwolennikiem dłuższej pracy trenerów. To on bierze na siebie odpowiedzialność i on jest rozliczany z tego, co udało bądź czego nie udało się osiągnąć.
Nie widzę dziś takiego trenera w polskiej lidze, który mógłby skutecznie prowadzić reprezentację. Z drugiej strony dla mnie bez różnicy czy byłby to trener z Polski, czy z zagranicy. Najważniejsze byłyby wyniki i idące za tym sukcesy. Mamy taki zespół, że nie zależy nam na samym awansie na turniej. W końcu chcielibyśmy zobaczyć coś więcej.
A może jest dziś tak, że najlepszy kandydat jest zajęty i pracuje w Poznaniu?
A wiesz, że o tym samym pomyślałem (śmiech)? Doskonale pamiętam, gdy w 2004 lub 2005 dostałem powołanie od trenera Pawła Janasa w miejsce kontuzjowanego Grzegorza Rasiaka, to Maciej Skorża był wówczas w sztabie. Nie chcę nic ujmować trenerowi Janasowi, ale już wtedy widać było wiedzę Macieja Skorży. Przez wszystkie lata stał się doświadczonym szkoleniowcem.
Wielu kolegów, którzy są trenerami, mówi wyraźnie, że praca w klubie, a praca z kadrą to zupełnie co innego. Są tacy, którzy muszą żyć robotą przez cały czas. Przyjść w poniedziałek i już wtedy obserwować pod kątem meczu, który będzie w sobotę. W kadrze dostajesz piłkarza na chwilę. Wtedy ważne są zupełnie inne cechy. Pewnie Maciej Skorża takie posiada, ale na dziś nie ma takiego tematu.
To, jak Lech dziś wygląda, to wyłącznie praca Macieja Skorży? Uderzył pięścią w stół i pokazał, kto rządzi.
Zgadzam się z tym. Żeby dobrze zobrazować, co mam do powiedzenia, wrócę na chwilę do trenera Dariusza Żurawia, który nie miał tutaj najlepszej opinii. On w Lubinie zaczął słabo. Przytrafiły się porażki po 0:4. Po chwili zaczął jednak wygrywać. W czasie pracy w Lechu ten zespół też potrafił zagrać dobre mecze. Można się cofnąć około rok i przypomnieć sobie mecze eliminacji Ligi Europy oraz sam początek fazy grupowej. Nie mam tutaj zamiaru kogokolwiek bronić, bo zapewne zabrakło poważnej decyzji, ale wówczas trener Żuraw nie miał takiego komfortu przy wyborze zawodników. Trener Skorża też nie przyszedł na gotowe. Zobaczył, jak to wyglądało wiosną, i postanowił wejść latem do klubu z kopem.
Z tego co wiem, bo jestem w klubie często, dziś w Lechu jest jeden szef. Prezesi, zatrudniając trenera Skorżę, zdawali sobie sprawę z tego, że łatwych rozmów tutaj nie będzie. Czy to zda egzamin, powiemy dopiero w maju. Na dziś wygląda to obiecująco.
Pamiętasz pierwszą kadencję Macieja Skorży. Myślisz, że on sam zmienił się na tyle, żeby nie popełnić tych samych błędów?
Właśnie. To jest dość ciekawe. Zwróćmy uwagę, że Lech ma dziś bardzo wyrównaną kadrę. Obojętnie, kto gra, to rzeczywiście widać rywalizację przez duże „R”. Sztuką trenera jest to, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której zawodnik grający mniej ma jakieś pretensje. A widać, że dziś w Lechu są mega ambitni piłkarze. Każdy chciałby dać coś od siebie. Wydaje się, że na dziś trener doskonale nad tym panuje.
Oczywiście nie byłem w szatni trenera Skorży, ale mówi się, że dziś wygląda to nieco inaczej w porównaniu z pierwszym pobytem szkoleniowca w Lechu. Jestem pewny, że on sam wyciągnął wnioski. I wierzę, że jest w stanie utrzymać odpowiednią atmosferę w szatni. Kluczem do tego – moim zdaniem – jest to, że żaden zawodnik nie może być ważniejszy od klubu. Jeżeli piłkarze to zrozumieją, będzie to szło do przodu. Jeżeli natomiast ktoś zacząłby robić problemy, bo gra mniej, ale wyniki nie zmuszają do zmian, to nie byłoby dobrze. Znając szatnię, bo trochę tych meczów mam, wiem, że czasem tworzą się jakieś grupki. Ale w przypadku trenera Skorży zauważyłem dobre rotowanie składem. Wielu piłkarzy dostaje szansę na to, żeby się pokazać.
Uważasz, że ten jubileuszowy sezon zmobilizował ludzi w gabinetach do konkretnych działań?
Jest w tym dużo racji. Kiedyś w rozmowie z kolegami powiedziałem, że po kilku słabszych sezonach w Lechu powinni postawić na budowę zespołu na 100-lecie. Było to jakiś czas temu. Od razu tego nie zrobiono. Obawiałem się, że w ciągu jednego okienka transferowego nie da się sprowadzić tylu dobrych piłkarzy, którzy podniosą poziom drużny. Mam nadzieję, że moje myślenie okaże się błędne. Podpisano umowę z trenerem. Ściągnięto zawodników na jego wytyczne. I oby to wystarczyło.
Osobiście jednak uważam, że mocny klub, który miałby rządzić kilka lat, buduje się chyba nieco dłużej. Nie jednym czy dwoma okienkami. Jako jeden z nielicznych stwierdziłem, że może dać kibicom hasło, iż ryzykujemy słabszymi sezonami, ale skupiamy się na jubileuszu. Nie zrobiono tego, ale może teraz to wystarczy. Poczuli prezesi presję, że zbyt długo było tutaj źle, i przestraszyli się, że na 100-lecie może być kicha. Wykonali więc solidniejsze ruchy. Nie chcę bronić ani dyrektora sportowego, ani nikogo innego. Jednak na dziś chyba nie ma się do czego przyczepić.
Ile dni przed meczem Lecha z Legią w szatni panowało większe napięcie?
Grałem w wielu klubach przeciwko Legii. Nastawienie jest w zasadzie takie samo, bo jednak jedziesz na Legię. Ona zawsze albo była mistrzem, albo o to mistrzostwo do końca walczyła. Ale w Poznaniu to zawsze było mocniej odczuwane. Jechałeś na trening czy na jakiś obiad, to od razu było wiadomo, że coś się zbliża. Pamiętam całe miasto oklejone w plakaty zapraszające na mecz. Wiem też, że kibice Legii uważają, iż to nie oni napinają się na Lecha, tylko Lech na nich. Ale to nieprawda! Wiem dobrze, że dla drugiej strony to też bardzo ważny mecz. Tak samo dla kibiców, jak i zawodników.
Zaznaczmy też, że kiedyś Lech był inny. Był taki bardziej nasz. Regionalny. Wtedy to nastawienie przybierało zupełnie innych rozmiarów. Niekoniecznie przekładało się to na dobre dla nas wyniki, bo raczej obrywaliśmy. Ale mam wrażenie, że dzisiejsi piłkarze również dobrze zdają sobie sprawę z tego, jaki mecz ich czeka. Choćby wywiad Pedro Rebocho na stronie „Kolejorza”.
Co musi zrobić Lech, żeby nie przegrać trzeci raz z rzędu w podobny sposób?
Po Artjomsa trzeba dzwonić (śmiech)!
Dziś mamy do czynienia z innym Lechem. Oczywiście widzę dobre momenty Legii w Lidze Europy, ale niech ona się na tym skupia. A tak poważnie, to jest mocny zespół. U nas każda drużyna dzielącą mecze w lidze z meczami w Europie ma swoje problemy. Dziś jesteśmy po przerwie na kadrę. Piłkarze raczej będą wypoczęci i w pełni gotowi do rywalizacji. Spotkają się dwa dobre zespoły. Uważam (nie tylko dlatego, że jestem lechitą), że to „Kolejorz” ma lepszy skład. Ten mecz to będzie trochę szachów. Takie mam wrażenie, że nikt nie będzie chciał się otworzyć, żeby nie przegrać jednym golem.
Właśnie… To może być idealny mecz pod Czesława Michniewicza.
Pamiętajmy, że on nie może przegrać. Lech przegrał w Białymstoku i przyznam, że bałem się reakcji kibiców. Bo wiadomo, że zawsze pojawiają się głosy dobrze szło, to musiało się coś zepsuć. Ale szybko zawodnicy trenera Skorży wrócili na swój tor. Z Jagiellonią przegrana, bo raziły niedokładność i nieskuteczność w pierwszej połowie meczu. Oczywiście nie mówię, że Lech może sobie pozwolić na porażkę w Warszawie, bo jest to mega ważny mecz. Z perspektywy Czesia Michniewicza jest tak, że on zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji w ligowej tabeli. I tak jak powiedziałeś, to może być dla niego mecz idealny. Jako trener ma dużą wiedzę.
Zwycięstwo w Warszawie będzie dla Lecha mentalnym kopniakiem?
Wydaje się, że trener Maciej Skorża zdaje sobie z tego sprawę. Być może będzie mówił czysto kurtuazyjnie, że za zwycięstwo są tylko trzy punkty, ale zdecydowanie ma świadomość, że po ewentualnym zwycięstwie jego klub może mentalnie wejść na jeszcze wyższy poziom. Lech w zasadzie co tydzień musiał radzić sobie z drużyną, która akurat była wiceliderem. Oczywiście przydarzyła się porażka w Białymstoku, ale to moim zdaniem wypadek przy pracy. Jeżeli Lech wygra z Legią, to współczuję Maciejowi Skorży, bo nikt nie wybaczy potknięć w następnych tygodniach. Rzecz jasna łatwo nie będzie, ale to Lech zostanie faworytem każdego meczu.
Masz jakieś specjalne wspomnienia z meczów z Legią? 2012 rok…
Oj, to był moment… Ja nie lubię gdybać, ale gdybym wówczas wykorzystał wszystkie okazje, to rozmawialibyśmy zupełnie inaczej. Trzeba sobie powiedzieć, że tamte bramki, które traciliśmy, to było kuriozum. To starcie mogę pamiętać wyłącznie w ciemnych barwach. Fajny mecz był wtedy, kiedy Rudniew strzelił i wygraliśmy 1:0.
Pamiętam też jak z Bełchatowem jako ligowym beniaminkiem przyjechaliśmy na Legię, a ja strzeliłem gola i uciszyłem Żyletę. Miałem mnóstwo wiadomości od kolegów z Poznania.
Powiedz proszę, który z zawodników Lecha robi dziś na Tobie największe wrażenie?
Ogólnie zawsze podkreślam, że podoba mi się model wprowadzania zawodników do pierwszej drużyny. Ok, było tak, że czasem ta szala zbyt mocno przechylała się w tę stronę. Jeśli chodzi o tych, którzy dzisiaj grają, to zdecydowanie Jakub Kamiński. Mega umiejętności i taka pokora, która od niego bije. Jeżeli głowa będzie taka, jak w tej chwili, to chłopak zrobi dużą karierę.
Podpisuję się pod pochwałami dla Jespera Kalstroema. Chłop robi krecią robotę, a do tego potrafi podłączyć się do akcji ofensywnych. A jako były napastnik muszę zwrócić uwagę na Mikaela Ishaka. To dla mnie numer jeden zdecydowanie. Gość wymiata! Robi to, czego oczekuje się od napastnika, a ponadto zapieprza dla dobra całej drużyny. Nie przypadkowo dostał opaskę kapitana. Do tego też mega rodzinny facet, ale na boisku wariat, gdy tego sytuacja wymaga.
Jesper Karlstrom – szwedzkie spoiwo w „Kolejorzu”
Zaryzykujesz stwierdzenie, że to Lech będzie w tym sezonie mistrzem?
Nie koronujmy nikogo w październiku. Nawet jeżeli wygramy z Legią. Do końca sezonu pozostało dużo czasu. Oczywiście możemy być pozytywnie nastawieni po początku rozgrywek. Pamiętajmy, że każda drużyna trafi na swój słabszy moment. Tak było w zeszłym sezonie, kiedy nie mógł grać choćby Jakub Moder. Dziś jednak słabsza dyspozycja jednego nie przeszkadza w dobrej grze któregoś ze zmienników. W tym widzę siłę Lecha. Patrzmy optymistycznie, ale też z taką pokorą. Niech Maciej Skorża i jego zespół robią swoje, a będzie dobrze.