Starcie gigantów Ekstraklasy rozczarowało. Jednak Wisła zrobiła dokładnie to, co sobie założyła przed tym spotkaniem. Już tylko katastrofa może odebrać Wiśle tytuł mistrza Polski. Trener wiślaków chwalił swoich podopiecznych za dyscyplinę taktyczną i za cały mecz.
Wisła po raz kolejny zagrała z dwójką defensywnych pomocników w środku. Lech ten mecz musiał wygrać i to było widać w ustawieniu gospodarzy, którzy zagrali w bardziej defensywny sposób niż zazwyczaj. Piłkarze z Krakowa grali bardzo blisko siebie, na małej przestrzeni, tym samym nie dając możliwości rozciągnięcia gry Lechowi.
– W pierwszej połowie mieliśmy kilka okazji, z których mogliśmy zdobyć gola. W drugiej części gry wiedzieliśmy, że powinien być taki moment, kiedy Lech zaatakuje mocniej. Jedyne, co musieliśmy zrobić, to czekać na ten moment. Muszę powiedzieć, że moi gracze zaprezentowali się wtedy perfekcyjnie. Przeczekali to i wtedy wyprowadzili kilka bardzo dobrych kontr. Powinniśmy strzelić gola wcześniej, na przykład kiedy Andraż Kirm miał swoją szansę – mówił dziennikarzom Robert Maaskant. – Nie musieliśmy dzisiaj wygrać. Mogliśmy czekać na grę zawodników Lecha, ale oni wcale nie chcieli grać. Nie wiem dlaczego. Z tego powodu w tym meczu nie działo się wiele – zauważył szkoleniowiec Wisły.
Wielu ekspertów przed spotkaniem potwierdzało, że to może być mecz do jednej bramki. I tak też się stało. Trafienie Genkowa rozstrzygnęło losy spotkania. Lech został zdetronizowany, a wiślacy tytuł mogą sobie zapewnić już podczas najbliższej kolejki. Warunkiem będzie oczywiście zwycięstwo w derbach Krakowa.