Tylko jedna bramka była potrzebna do wyłonienia triumfatora krajowego pucharu we Francji. Strzelił ją na Stade de France Lisandro Lopez, gwarantując Olympique’owi Lyon wygraną z Quevilly. Zespół z trzeciej ligi walczył dzielnie, lecz do sukcesu brakowało nieco szczęścia i przede wszystkim umiejętności.
W niedawnym wywiadzie dla gazety „L’Equipe” pomocnik Lyonu, Maxime Gonalons, nawiązując do niedawnej porażki w Coupe de la Ligue z Marsylią, zapowiedział, że on i jego koledzy nie przegrają już drugiego w tym sezonie finału. Dla siedmiokrotnego mistrza Francji zdobycie Pucharu Francji było wręcz koniecznością, gdyż była to najłatwiejsza droga do europejskich pucharów. O Lidze Mistrzów „Les Gones” marzyć już raczej nie mogą, więc awans do Ligi Europy był minimum dla tak utytułowanego klubu jak OL. Co ważniejsze, dla Lyonu spotkanie z trzecioligowcem było niepowtarzalną okazją, by przerwać upokarzający impas w zdobywaniu trofeów, trwający od dubletu w 2008 roku.
Quevilly nie było jednak zwykłym zespołem z niższej klasy rozgrywkowej. Normandczycy w swojej drodze do finału wyspecjalizowali się w odsyłaniu z kwitkiem wielkich firm Ligue 1, eliminując w ćwierćfinale Marsylię, a w najlepszej czwórce Rennes. Dla „Kanarków” – bo tak brzmi ich pseudonim – była to wyjątkowa i może jedyna w historii szansa na zaistnienie w szerszym światku piłkarskim. Do tego jednak potrzeba było pokonać Lyon.
Waga spotkania i tysiące kibiców zebranych na narodowym stadionie Francji chyba sparaliżowały podopiecznych Regisa Brouarda i to znacznie bardziej doświadczony zespół „Les Gones” zdominował pierwsze 45 minut. Obfitowały one w kilka wyśmienitych sytuacji dla nich, lecz indolencją strzelecką tego wieczoru „popisywał się” Bafetimbi Gomis, który najpierw głową, a potem nogą nie był w stanie celnie uderzyć w polu karnym na bramkę Yassine’a El-Kharroubiego. Znacznie lepiej zaprezentowali się pozostali dwaj napastnicy OL, Lisandro Lopez i Alexandre Lacazzette. Mimo niewykorzystanych okazji – słupki lub obrońcy na linii bramkowej stawali na drodze do szczęścia – to oni skonstruowali akcję bramkową.
Młody wychowanek Lyonu brał udział w świetnej wymianie podań piłkarzy Remiego Garde’a w polu karnym i następnie minął wychodzącego golkipera rywali. Jednak kąt okazał się zbyt ostry, by próbować umieścić piłkę w siatce, i postanowił natychmiast dośrodkować ją do lepiej ustawionego Lopeza, a Argentyńczyk nie miał już problemów z wpakowaniem jej do opuszczonej bramki.
Druga odsłona zapowiadała raczej podobnego rodzaju przebieg, gdyż „Kanarki” nie były w stanie sprostać znacznie lepszemu przeciwnikowi w pierwszych minutach po przerwie, zarówno technicznie, jak i taktycznie. Kolejna próba Lacazzette’a omal nie zakończyła się powiększeniem prowadzenia, bo blokujący jego strzał Beaugrard tak niefortunnie to uczynił, iż futbolówka wylądowała na poprzeczce.
Jednak trzecioligowcy w miarę upływu czasu zaczęli przejmować inicjatywę. Trudno powiedzieć, czy liończycy zaczęli tracić siły czy ambicja ich rywali zaczęła brać górę, lecz rolę się odwróciły. Niemający nic do stracenia Normandczycy kreowali kolejne akcje, a „Les Gones” wyprowadzali jedynie kontry. O krok od wyrównania rezultatu był bohater półfinałowego pojedynku z Rennes Anthony Laup, kiedy otrzymał świetne prostopadłe podanie i mocnym uderzeniem skierował piłkę w sam narożnik bramki. Jednak fantastyczny refleks Hugo Llorisa pozwolił golkiperowi reprezentacji Francji sparować futbolówkę na poprzeczkę i wciąż Lyon prowadził 1:0.
Mimo optycznej przewagi „Kanarków” więcej okazji dla nich zobaczyć nie można było, a jedyną doskonałą szansę na podwyższenie prowadzenia miał Jimmy Briand, który zastąpił bardzo słabego tego wieczoru Gomisa. Zmiennik jednak nie zaprezentował się w ostatnich minutach o wiele lepiej, gdyż będąc w sytuacji sam na sam z El-Kharroubim, trafił prosto w jego nogę.
Nie zmieniło to jednak faktu, iż to Lyon tego wieczoru mógł świętować pierwsze od trzech lat trofeum. Remi Garde i jego piłkarze, mimo słabego sezonu, zdołali w tym roku wywalczyć Puchar Francji, który zapewnia im rywalizację w przyszłorocznej Lidze Europy niezależnie od pozycji w tabeli. Prowadzące trio, Montpellier, PSG i Lille, odskoczyło tak daleko, że na grę w Champions League nie ma już co liczyć. Niedawny dominator francuskich rozgrywek ligowych wreszcie cokolwiek ugrał i może rozpocznie kolejny okres długoletnich sukcesów…
Oglądałem mecz rewanżowy z Marsylią i Quevilly
zrobiło na mnie wrażenie.
Rzeczywiście, w meczu z OM Quevilly zagrało
znakomicie i mądrze z wydawałoby się znacznie
potężniejszym przeciwnikiem. Wczoraj widać było
jednak, że chyba Lyon potrafi uczyć się na cudzych
błędach...
Bierzmy pod uwagę ich kadry i pieniądze na budżet
...
szkoda, ze puevilly nie wygralo tego pucharu. tym
samym nastepny sezon ligi europy pewnie znow nie
bedzie mial takiej malej rewelacji i powiewu
swiezosci, jaka byloby puevilly. taki klub wykonal
nieporownywalnie wieksza prace, aby dotrzec do
finalu, a pozniej jedna bramka zniweczyla miesiace
staran. wielka szkoda. moze jesli graliby na jakims
malym, trzecioligowym stadionie, to poszlo by im
lepiej ;)
z drugiej strony nie pamietam ktore miejsce w lidze
ma lyon, ale znajac zycie i tak w LE by grali...