– Loris (Karius) jest teraz numerem jeden. Może popełnić błędy, takie jest życie, ale nie nastąpi żadna zmiana w bramce w najbliższym czasie – oświadczył Jürgen Klopp przed styczniowym meczem przeciwko Manchesterowi City. Słowa niemieckiego szkoleniowca magicznie podziałały na Kariusa, który powoli staje się tym, kim miał się stać już wcześniej – klasowym golkiperem.
Od wielu lat wszystkie czołowe zespoły Premier League posiadają w swoich kadrach klasowych bramkarzy. Niechlubnym wyjątkiem na tle rywali jest Liverpool. Od momentu sprzedaży Pepe Reiny w sierpniu 2014 roku „The Reds” nie dysponowali fachowcem najwyższej klasy na linii bramkowej. Pomimo iż przez lata próbowano na siłę „ochrzcić” tym mianem Simona Mignoleta.
Belgijski gofr powodem niestrawności
Letnie okno transferowe w 2013 roku w wykonaniu Liverpoolu stało pod znakiem poszukiwań nowego bramkarza. Amerykańscy właściciele „The Reds” chcieli znaleźć następcę Pepe Reiny, dla którego nie widzieli przyszłości w klubie. Powód był oczywiście prozaiczny – wysoka tygodniówka Hiszpana.
Na celowniku klubu z Anfield Road znalazło się dwóch golkiperów – Simon Mignolet z Sunderlandu oraz gracz Stoke City, Asmir Begović. Wybór ostatecznie padł na tego pierwszego, a Belg za około 8 milionów funtów został zawodnikiem „The Reds”.
Mignolet zaliczył wymarzony debiut, broniąc rzut karny dający w ostatecznym rozrachunku zwycięstwo Liverpoolowi. Ponadto Belg zaprezentował swoje walory znane z gry w Sunderlandzie – świetny refleks oraz bardzo dobrą grę na linii. Jak się okazało, był to jedynie dobry początek nieudanej przygody.
Choć pierwszy sezon w barwach „The Reds” Mignolet mógł uznać za udany, to dalej było tylko gorzej. Kolejne błędy, głównie spowodowane słabą grą na przedpolu, rozpoczęły dyskusję na temat rzeczywistej wartości Belga. Konkurenci w osobach Brada Jonesa czy Adama Bogdana nie potrafili wywrzeć poważnej presji na Mignolecie. Sytuacja miała się zmienić dopiero latem 2016 roku.
Kolega Biebera nową „jedynką”
Po objęciu stanowiska menedżera Liverpoolu Jürgen Klopp nie zdecydował się na natychmiastową rewolucję w składzie, czekając z transferami do lata. Jednym z priorytetów Niemca było pozyskanie nowego golkipera. Wybór padł oczywiście na Bundesligę, gdzie skauci „The Reds” wskazali dwóch graczy – Timo Horna z Köln oraz Lorisa Kariusa z FSV Mainz. Brytyjskie media faworytem uznały gracza Kolonii, który na Anfield Road miał się przenieść wraz z klubowym kolegą, Jonasem Hectorem.
Ostatecznie przewidywania mediów okazały się nieprawdą, a nowym golkiperem Liverpoolu został Loris Karius. Niemiec szybko wkupił się w łaski fanów „The Reds” ekscentrycznymi tatuażami oraz fantastycznymi interwencjami w poprzednim klubie jak m.in. niesamowita obrona strzału Raffaela, którą widać w pierwszych 22 sekundach poniższego filmu.
Już w pierwszym wywiadzie po podpisaniu kontraktu została poruszona kwestia znajomości Kariusa z wokalistą Justinem Bieberem.
– Mieszkaliśmy w tym samym hotelu w Miami. Zapytał mnie o moje tatuaże. Powiedział, że bardzo mu się podobają. Opowiedziałem mu, co robię, a potem po prostu rozmawialiśmy przez chwilę. Wymieniliśmy się numerami i powiedział, że jeśli będzie miał koncert, to załatwi mi bilety – wspomina początek znajomości Karius.
Wszystko wskazywało na to, iż na Anfield Road przybyła nietuzinkowa postać. Kibice „The Reds”, dotknięci nieporadnością Mignoleta, z miejsca namaścili Kariusa na bramkarza numer jeden. Tym bardziej iż Niemiec zrezygnował z powołania do reprezentacji na igrzyska olimpijskie, aby lepiej przygotować się do sezonu w nowym klubie. Plan Kariusa legł w gruzach, gdy podczas przedsezonowego meczu z Chelsea golkiper złamał rękę.
Za wcześnie na sukces
Dwumiesięczna pauza sprawiła, iż sezon w bramce Liverpoolu po raz kolejny rozpoczął Mignolet. Jednak gdy tylko Karius wrócił do pełnej sprawności fizycznej, wskoczył między słupki. Wszystko zaczęło się układać po myśli Niemca. Z Kariusem w bramce z ośmiu kolejnych spotkań ligowych Liverpool wygrał sześć, nie przegrywając ani razu. Choć były bramkarz Mainz zachował w tych meczach tylko trzy czyste konta, to wielu ekspertów widziało w osobie Niemca rzeczywiste wzmocnienie zespołu. Aż do feralnego wyjazdowego spotkania z Bournemouth.
Mecz z „The Cherries” po dwóch szybko strzelonych bramkach przez Liverpool zapowiadał spokojne popołudnie dla podopiecznych Kloppa. Jednak rozluźnienie w drugiej połowie sprawiło, iż spotkanie rozpoczęło się na nowo. Duża w tym zasługa defensywy Liverpoolu oraz Kariusa, którzy niepewnymi interwencjami nakręcali ataki gospodarzy. Jednak kulminacyjnym momentem słabego występu Niemca była fatalna interwencja w 93. minucie, która przesądziła o porażce „The Reds”.
https://www.youtube.com/watch?v=05YJ_iBZmcg
Klopp jak ma w zwyczaju wystawił swojego golkipera po słabym występie w kolejnym meczu – przeciwko West Hamowi. Jednak remisowy wynik i nie najlepsza postawa Kariusa nie podziały na korzyść niemieckiego bramkarza. Do końca sezonu podstawowym bramkarzem „The Reds” był Simon Mignolet.
Czas (na) Kariusa
Z początkiem obecnej kampanii ligowej hierarchia golkiperów nie uległa zmianie. Karius nadal musiał czekać na swoją szansę. Czas oczekiwania nie trwał jednak długo, gdyż w obecnym sezonie Klopp często stosuje rotację – także w przypadku golkiperów. Karius jako drugi w hierarchii w podstawowym składzie wychodził przeważnie na mecze pucharowe, w tym także te w ramach Ligi Mistrzów. Fazę grupową Liverpool przeszedł bez porażki, notując trzy wygrane, lecz nie ma w tym zasługi Niemca, który nie uchronił się od błędów.
Jednak słaba dyspozycja Simona Mignoleta działała na korzyść Kariusa. Błędy Belga (szczególnie w meczach z zespołami z top 6) wyczerpały cierpliwość Kloppa. W połowie stycznia menedżer zdecydował się wstrząsnąć dotychczasową hierarchią golkiperów.
– Z bramkarzami należy postępować w taki sposób. Zazwyczaj mówię, że wybór golkipera to decyzja wyłącznie na ten mecz, ale dzisiaj wystąpi Karius i pozostanie w bramce na kolejne spotkania – oświadczył Jürgen Klopp przed starciem z Manchesterem City.
– Loris (Karius) jest teraz numerem jeden. Może popełnić błędy, takie jest życie, ale nie nastąpi żadna zmiana w bramce w najbliższym czasie – zadeklarował menedżer Liverpoolu.
Oświadczenie Kloppa spotkało się z natychmiastową reakcją. Werbalną – Mignolet chciał natychmiast odejść z klubu, by nie stracić szans na grę podczas zbliżających się mistrzostw świata. Niewerbalną – Karius zaskoczył formą.
Od momentu przyznania Niemcowi „jedynki” przez Kloppa pewność siebie byłego gracza Mainz rośnie z meczu na mecz. Już w ostatnich dniach stycznia spotkanie z Huddersfield pokazało pozytywne efekty decyzji menedżera Liverpoolu. Karius grał tak, jak przystało na klasowego golkipera – skoncentrowany przez całe spotkanie, interweniujący wtedy, gdy zachodziła potrzeba, oraz szybko rozpoczynający grę zespołu.
Prawdziwy test czekał Niemca w meczu przeciwko Tottenhamowi. W trudnym starciu o przysłowiowe „sześć punktów” Karius wybronił jeden z dwóch niesłusznie podyktowanych rzutów karnych. Co więcej, golkiper był w tym meczu obok Salaha najlepszym graczem „The Reds”.
Wyjazdowe spotkanie z Southampton tylko utwierdziło w przekonaniu, iż forma Kariusa nadal zwyżkuje. Niemiec wybronił dwie stuprocentowe sytuacje przy rezultacie 1:0, co uchroniło Liverpool przed potencjalną stratą punktów.
– Moim zadaniem jest pomóc zespołowi i byłem zadowolony z tych interwencji. Czuję się dobrze, czuję się silny, a regularna gra bardzo mi pomaga – skromnie ocenił swój występ Loris Karius.
– Zawsze staram się być tam, gdzie potrzebuje mnie zespół. To zdecydowanie pomaga, gdy występujesz regularnie zamiast wchodzić, wiedząc, że zaraz znowu usiądziesz. Cieszę się z każdego dnia, który tu spędzam, bo to wspaniały klub – zakończył golkiper.
Progresu Kariusa świadomy jest Klopp, który powierzył golkiperowi pełen etat w bramce „The Reds”. Niemiec od pierwszych minut rozpoczął wyjazdowe spotkanie z FC Porto w ramach Ligi Mistrzów, w którym klub z Anfield Road gładko pokonał Portugalczyków 5:0. Brak rotacji w tych rozgrywkach daje jasny sygnał, iż to były bramkarz Mainz jest obecnie niepodważalnym numerem jeden i będzie bronił w każdym spotkaniu. Nastał czas Lorisa Kariusa.