Kilkutygodniowe rozmowy na temat wznowienia sezonu dobiegają końca. Pytanie, jak dograć kampanię, powoli odsuwa się na dalszy plan. Ustępując pola nadchodzącemu wielkimi krokami okienku transferowemu, które będzie jednak zupełnie inne niż zwykle. Coroczny wyścig zbrojeń zastąpi oglądanie każdego funta i zbijanie ceny. Kolejną szansę mogą także otrzymać zawodnicy jeszcze do niedawna bliscy odejścia, jak przykładowo Olivier Giroud czy nawet Loris Karius. Premier League mimowolnie wkracza właśnie w okres oszczędzania.
Coroczny letni wyścig zbrojeń, w trakcie którego kluby angielskiej ekstraklasy wydają astronomiczne kwoty na wzmocnienia, stał się wręcz tradycją. Może nawet swego rodzaju normalnością, gdyż aktywność przedstawicieli Premier League na transferowym rynku nikogo już nie dziwi. Obecnie do normalności jednak wiele brakuje. Rozgrywki wstrzymano, a futbol stanął w miejscu, co spowodowało, że wszyscy liczą straty. To z kolei zupełnie zmieniło perspektywę na najbliższe okienko transferowe. Już teraz można z dużą dozą pewności założyć, że wyścig zbrojeń tym razem się nie odbędzie. Przynajmniej w dotychczas znanej skali, co zresztą zapowiedział w jednym z ostatnich wywiadów wiceprezes wykonawczy Manchesteru United, Ed Woodward.
Dlatego szanse na powrót Jadona Sancho do Anglii, na jeden z najbardziej ekscytujących transferów nadchodzącego okna, są obecnie iluzoryczne. Pandemia zmieniła wszystko. Jeszcze trzy miesiące temu transakcja wydawała się wręcz pewna. Jedyną niewiadomą była tylko nazwa klubu z Premier League, który wybierze utalentowany gracz Borussii Dortmund. Obecnie jednak żaden z przedstawicieli angielskiej ekstraklasy raczej nie będzie skłonny wydać przynajmniej 100 milionów funtów na zawodnika BVB. O ile którykolwiek bez łamania Finansowego Fair Play w ogóle by mógł.
Straty spowodowane wstrzymaniem rozgrywek potęguje dodatkowo fakt, że większość klubów nadal spłaca raty za wcześniej zakupionych graczy. To powoduje, że na nowe nabytki przedstawiciele angielskiej ekstraklasy przeznaczą znacznie, znacznie mniej. A niektórzy może nawet nic. Potrzeba jest jednak matką wynalazków. Bez wzmocnień się nie obędzie, a jak pozyskać „nowych” zawodników, mając związane ręce, pokazała już zeszłego lata Chelsea.
Loris Karius i inni zamiast letniego szału zakupów?
Klub ze Stamford Bridge w obliczu zakazu transferowego zdecydował się postawić na graczy wracających z wypożyczeń. Zawodników, którzy w innych okolicznościach w wielu przypadkach zostaliby sprzedani. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Chelsea na dobre obaliła popularne na Wyspach hasło „buy or die” (kupuj albo giń – przyp. red.), od samego początku kampanii osiągając imponujące rezultaty. Pokazując, że czasem nie trzeba wyciągać portfela, by walczyć w Premier League o czołowe lokaty. Pozytywny efekt skłonił władze Chelsea do kontynuowania obranej latem polityki. Szczególnie że okoliczności nie uległy wielkiej zmianie. Poza faktem, że zakaz transferowy zastąpiły straty finansowe spowodowane pandemią.
Dlatego mimo że w styczniu wydawało się to jeszcze nierealne, klub ze Stamford Bridge zdecydował, że skorzysta z klauzuli w kontrakcie Oliviera Giroud, by zatrzymać Francuza na kolejny rok. Nawet mimo faktu, iż we wszystkich rozgrywkach wystąpił w zaledwie trzynastu spotkaniach, zdobywając trzy bramki. To niewiele, lecz zważywszy na fakt strat finansowych, Olivier Giroud może okazać się dobrym uzupełnieniem zespołu w następnej kampanii. A na pewno znacznie tańszą opcją, gdyż kluby bez noża na gardle za swoich czołowych napastników wołają 70-80 milinów euro. A ktoś Francuza w kadrze Chelsea musiałby przecież zastąpić.
Chelsea will trigger Olivier Giroud contract extension. He’s going to sign until June 2021 and will not be more ‘free agent’ on next summer. Talks still on with Tammy Abraham to extend his contract until June 2025. 🔵 #CFC #Chelsea #transfers
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) April 25, 2020
Podobne działania podejmować będą także pozostałe kluby. Coroczny wyścig zbrojeń zastąpi oglądanie każdego funta i dawanie kolejnych szans graczom, którzy dotąd nie błyszczeli, ale jest szansa, że się przełamią. Dlatego nikt z Liverpoolu nie wypycha już Naby’ego Keity. Gwinejczyk, który w zespole „The Reds” błyszczy tylko okazjonalnie, dostanie kolejny sezon na przekonanie Jürgena Kloppa, choć nie jest to akurat wielkim zaskoczeniem. Na pewno w porównaniu do spekulacji, że na Anfield Road z nieudanego pobytu w Turcji może wrócić Loris Karius.
Oglądając każdego funta dwa razy
Jest to co prawda bardzo duże może, ale sam golkiper podkreśla, że jest w stałym kontakcie z trenerem bramkarzy Liverpoolu. W niesamowitych okolicznościach wywołanych pandemią Niemiec być może wróci więc do zespołu „The Reds”. Co prawda na ławkę rezerwowych, ale zawsze.
To właśnie przypadek golkipera najlepiej obrazuje obecną sytuację na rynku transferowym. Mnóstwo niewiadomych i liczenie każdego funta po kilka razy sprawiają, że z całą pewnością nie można wykluczyć nawet powrotu Lorisa Kariusa do Liverpoolu. Dlatego, że Premier League mimowolnie wkracza właśnie w okres oszczędzania. Zamiast spekulacji, kto kogo kupi, obecnie bardziej zasadnym pytaniem jest, kto poradzi sobie najlepiej w nowych okolicznościach. W wyścigu zbrojeń następuje więc przerwa. Na jak długo? Oby tylko na rok. Okienko transferowe jest przecież obecnie solą futbolu.