LM: Bitwa o Anglię na remis


Arsenal tylko zremisował na Emirates Stadium z Liverpoolem i to „The Reds” są bliżej awansu do półfinału. Tymczasem zaskakującym wynikiem zakończyło się drugie rozgrywane dzisiaj spotkanie, gdzie Fenerbahce pokonało u siebie Chelsea Londyn.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed spotkaniem prasa oczywiście obfitowała w różnego typu porównania obu drużyn, ich managerów i podawała garść statystyk. W obozie gospodarzy najbardziej obawiano się Stevena Gerrarda, i zresztą bardzo słusznie, bo to dzięki niemu Liverpool jest jedną nogą w półfinale. Jednak do pierwszego zwycięstwa od 8 lat na jakimkolwiek obiekcie Arsenalu zabrakło bardzo dużo.
Ogólnie mecz, a w szczególności pierwsza połowa, stał na średnim poziomie, jak na spotkanie określane mianem „Bitwy o Anglię”. Być może kolejne dwie potyczki w nadchodzących dniach pomiędzy obiema drużynami przyniosą więcej ładnej gry. Nie zabrakło przynajmniej emocji.
Od początku w ekipie gospodarzy zaskoczyło przesunięcie Kolo Toure na prawą stronę obrony, jednak reprezentant WKS już kiedyś tam grał i środowego wieczoru pokazał, że tego także nie zapomniał. Jego dynamiczne dryblingi były ozdobą pierwszych minut spotkania do czasu, aż fatalny błąd wychodząc z bramki popełnił Jose Reina. Emmanuel Adebayor był tym chyba jeszcze bardziej zaskoczony od Hiszpana i nie wiedział co zrobić z piłką.

Wszystko rozstrzygnęło się pomiędzy 20. a 30 minutą gry. Najpierw dwukrotnie uderzał Robin van Persie, potem „Kanonierzy” szybko rozegrali rzut rożny. Do piłki wyskoczył, niczym Cristiano Ronaldo wczoraj, Adebayor i będąc zupełnie nie atakowanym umieścił piłkę w siatce. Z tego prowadzenia podopieczni Wengera, a w szczególności sam francuski szkoleniowiec nie pocieszyli się za długo, bowiem 3 minuty później bajeczną akcję przeprowadził Steven Gerrard. Kapitan „The Reds” minął dwóch obrońców i posłał piłkę wzdłuż bramki, gdzie już nabiegał Dirk Kuyt w asyście kolejnych dwóch defensorów – nogę jednak dołożył i było 1:1.

W przerwie Arsene Wenger dokonał pierwszej zmiany i Theo Walcott zastąpił van Persie’ego. Holender nadal jest bez formy i zaczynam poważnie wątpić, czy jeszcze w tym sezonie do niej powróci. Zmiana się opłaciła, bowiem młodziutki Anglik był motorem napędowym swojej drużyny, a cała druga odsłona należała już do Arsenalu. Cóż z tego, skoro „Kanonierom” w strzeleniu bramki przeszkadzali dosłownie wszyscy. Zarówno piłkarze Liverpoolu, którzy momentami stosowali taktykę zwaną „obroną Częstochowy”, ale także i sędziujący zawody Pieter Vink, który nie podyktował ewidentnego rzutu karnego po faulu na Hlebie. Bardzo dziwne, bowiem holenderski arbiter stał zaledwie parę metrów od całej akcji. Szczytem jednak było zachowanie Nicklasa Bendtnera z 69. minuty spotkania. Po świetnie rozegranej akcji Fabregas kopnął piłkę do pustej bramki, ale z linii wybił ją właśnie napastnik reprezentacji Danii! Jednak jego błąd można motywować prawdziwym ferworem walki. Do końca spotkania już ani razu nie udało się sforsować defensywy gości.

Nie ma co ukrywać, że to Liverpool jest dużo bliższy awansu. Wprawdzie na Anfield Road możliwy jest każdy wynik, ale najprawdopodobniejszym jest bezbramkowy remis. W lidze pomiędzy tymi ekipami padł wynik 1:1. Jeżeli to samo powtórzy się za tydzień, będziemy mieć dogrywkę i może rzuty karne.

Fenerbahce – Chelsea 2:1

Jeszcze parę tygodni temu pisałem, że zwycięstwo w dwumeczu tureckiej drużyny jest tak prawdopodobne, jak gra Brazylii na Euro. Teraz jednak wypada mi się ugryźć w język, ponieważ Fenerbahce utrzymało swoją pozycję czarnego konia w tych rozgrywkach.

Jednakże pierwsze minuty spotkania potwierdzały moją tezę. Chelsea planowo była stroną przeważającą, brakowało jednak strzałów. Paradoksalnie na pierwszy „zdecydował” się Deivid i umieścił piłkę we własnej siatce. Brazylijczyk jest jednak prawdziwym fenomenem. Najpierw rozprawia się w pojedynkę z Sewillą, potem w ¼ LM trafia do własnej siatki, ale w 80. minucie popisał się wręcz kapitalnym uderzeniem z 30. metrów i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Kwadrans wcześniej wyrównanie dał wprowadzony wcześniej Colin Kazim-Richards.

O ile Chelsea w pierwszej połowie miała wręcz miażdżącą przewagę, Essen trafił w poprzeczkę, a Drogba cudem nie wykorzystał swoich sytuacji, o tyle w drugiej odsłonie spotkania Fenerbahce zaatakowało dużo śmielej i to się opłaciło.
W rewanżu jakiekolwiek szanse na awans mają tylko „The Blues” z pierwszej połowy i „Kanarki” z drugiej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze