Trzy lata i wystarczy. ŁKS wraca do PKO Ekstraklasy


Jak wyglądała droga łodzian do krajowej elity?

5 czerwca 2023 Trzy lata i wystarczy. ŁKS wraca do PKO Ekstraklasy
Foto: Łukasz Grochala / Cyfrasport

„Trzy lata na morzu wśród burz i sztormów, Łódź wreszcie wraca do swego portu”. Hasło z kibicowskiej oprawy, jakie wywiesili na płótnie fani ŁKS-u na meczu z Odrą Opole, idealnie podsumowuje ostatnie 36 miesięcy w klubie z al. Unii 2.


Udostępnij na Udostępnij na

Kiedy w lipcu 2020 roku „Biało-czerwono-biali” opuszczali szeregi PKO Ekstraklasy, w mieście włókniarzy zakładano, że rozbrat z krajową elitą potrwa tylko rok. Łodzianie po spadku utrzymali niemal cały skład. Był on wprawdzie za słaby na ekstraklasę, ale już na skuteczną walkę na zapleczu miał spokojnie wystarczyć. Potwierdzał to zresztą początek sezonu.

Ełkaesiacy pod wodzą Wojciecha Stawowego pokonywali kolejnych rywali. W pierwszych dziewięciu kolejkach ŁKS zdobył aż 25 na 27 możliwych punktów. Później jednak coś się zacięło. Łodzianie zdołali wprawdzie skończyć jesień na podium, ale słaba postawa wiosną sprawiła, że zespół załapał się zaledwie na baraże. I to pomimo wzmocnień, które później w Łodzi mocno odbijały się czkawką.

Upalna niedziela, 20 czerwca, godz. 20:50. Termometry mimo wieczornej pory wskazywały ponad 27 stopni Celsjusza. Ciała kibiców ŁKS-u przeszył w tamtym momencie jednak zimny dreszcz.

Czarna niedziela

Mówi się, że najtrudniejszy jest pierwszy krok, ale latem 2021 roku dla ŁKS-u niemożliwy do wykonania okazał się ten ostatni. Upalna niedziela, 20 czerwca, godz. 20:50. Termometry mimo wieczornej pory wskazują ponad 27 stopni Celsjusza. Ciała kibiców ŁKS-u przeszywa w tym momencie jednak zimny dreszcz. Serhij Krykun trafia do siatki bronionej przez Dawida Arndta i wyprowadza Górnik Łęczna na prowadzenie.

ŁKS przez kolejne 80 minut napiera na gości, ale nie potrafi doprowadzić do wyrównania. Przed godziną 23 rozbrzmiewa ostatni gwizdek sędziego. Łodzianie przegrywają finał baraży i kolejny sezon muszą spędzić na zapleczu ekstraklasy. Jak się później okaże, zostaną tam jednak jeszcze dłużej.

Ryzyko nie zawsze się opłaca…

Ta retrospekcja nie jest przypadkowa. Porażka z Łęczna była bowiem początkiem wielkich kłopotów łodzian. Pierwszoligowi gwiazdorzy, którzy mieli wprowadzić „Rycerzy Wiosny” do ekstraklasy, spuścili ich niemal na samo dno. Włodarze klubu po spadku z krajowej elity postanowili bowiem zaryzykować. Pozostawiono zawodników na ekstraklasowych kontraktach. Taki ruch mógł się zbilansować tylko w przypadku awansu. Sportowe niepowodzenie sprawiło, że ŁKS popadł w kłopoty finansowe.

W Łodzi wierzono jeszcze, że pozytywnym impulsem dla klubu będzie zakończenie budowy całego stadionu przy al. Unii w kwietniu 2022 roku. Końcówka sezonu była jednak katastrofalna. ŁKS nie tylko przegrał wszystkie spotkania rozegrane w roli gospodarza na dopiero co otwartym obiekcie, ale nie strzelił w nich nawet jednej bramki! Łodzianie sezon zakończyli z kompromitującym bilansem bramkowym 0:7 w trzech ostatnich meczach u siebie.

Powrót starej miotły do ŁKS-u

W czerwcu nikt nie miał wątpliwości, że klub czekają duże zmiany. Latem zapowiedziano powrót do starej filozofii. Koniec z życiem ponad stan. Działacze obiecywali stopniową poprawę finansów klubu. Piłkarze mieli się koncentrować na każdym kolejnym meczu. Zmiany nastały również na najważniejszych stanowiskach. Janusz Dziedzic zastąpił Krzysztofa Przytułę w roli dyrektora sportowego.

Na ławkę trenerską powrócił z kolei Kazimierz Moskal, czyli ten sam szkoleniowiec, który wprowadził łodzian do krajowej elity w 2020 roku. Swoją ostatnią przygodę z Łodzią kończył jednak jako przegrany, który został zwolniony z klubu mimo wcześniejszych deklaracji, że jego pozycja nie jest zagrożona. Ponowne zatrudnienie Moskala budziło mieszane uczucia. Niektórzy dziennikarze twierdzili, że były szkoleniowiec m.in. Wisły i GKS-u Katowice był jedynym z trenerów, który w ogóle chciał podjąć pracę w Łodzi. Inni, zniechęceni negatywnymi doniesieniami medialnymi na temat klubu, grzecznie odmawiali.

Znowu to samo?

Pierwszy mecz sezonu w wykonaniu ŁKS-u był kopią jego spotkań z końcówki rundy wiosennej 2022. Łodzianie grali bez polotu, popełniali proste błędy w defensywie. Kolejny raz nie strzelili też gola na własnym boisku. „Znowu to samo” – napisaliśmy w tytule tekstu podsumowującego starcie ŁKS-u z drużyną ze Śląska. Na trybunie prasowej dziennikarze byli zgodni – nic z tego nie będzie. Nie z tym trenerem i nie z tymi zawodnikami.

Kamil Janiszewski od 15 lat pełni funkcję spikera na meczach ŁKS-u. W rozmowie z nami przyznaje, że sam na starcie sezonu nie był wielkim optymistą. – Wiemy, jak te rozgrywki się dla nas zaczęły. Nie nastawialiśmy się tutaj w Łodzi na sukces. Oczywiście, nikt nie zakładał, że ŁKS spadnie, ale realne wydawało się miejsce w środku tabeli – wspomina dziś swoje nastawienie z początku sezonu.

E viva Espana!

Okazało się jednak, że po raz kolejny Moskal znalazł sposób na poukładanie drużyny według swojej koncepcji. Łodzianie już w drugiej kolejce odnieśli pierwsze zwycięstwo. I to na wyjeździe, w Tychach. Jedyną bramkę zdobył Pirulo. Hiszpan w całym sezonie trafiał do siatki aż 16 razy i był jednym z architektów późniejszego sukcesu. Pomocnik w trakcie rozgrywek został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii ŁKS-u.

Pirulo błyszczał z przodu, ale dzielnie sekundował mu drugi z rodaków. Nacho Monsalve, bo o nim mowa, w końcu uporał się z dokuczającymi mu urazami i był najlepszym stoperem zaplecza ekstraklasy. Z takimi dwoma liderami ŁKS był skazany na sukces.

W młodości siła ŁKS-u

Kazimierz Moskal nie bał się też postawić na młodzież. W 12. kolejce w bramce łodzian zadebiutował 18-letni Aleksander Bobek. Młodzian nie oddał już miejsca między słupkami do końca sezonu. Kluczową postacią w drugiej linii łodzian stał się z kolei jego rówieśnik, Mateusz Kowalczyk. Obaj chłopcy w maju przystąpili do egzaminów maturalnych. Wcześniej zdali jednak piłkarski egzamin dojrzałości. Bobek w całym sezonie obronie aż trzy rzuty karne. Szczególnie spektakularna była jego interwencja z meczu w Łęcznej, gdy sparował również dobitkę przeciwnika.

Kowalczyk w całym sezonie zdobył aż sześć bramek, w tym tę jedną, najważniejszą – dającą wyrównanie w meczu z Arką i przesądzającą o powrocie łodzian do PKO Ekstraklasy.

Janiszewski: – Byłem bardzo zaskoczony, że tak szybko ta drużyna wylądowała na podium Fortuna 1. Ligi, a niedługo potem na 1. miejscu w tabeli. Trochę się zastanawiałem, czy długo to będzie trwało. Potem się zaczęliśmy przyzwyczajać. Myślę, że w międzyczasie piłkarze wykonywali coraz lepszą robotę. Oczywiście, zdarzały się jakieś małe wpadki i porażki tam, gdzie się nie powinny przydarzyć, natomiast nie miały one wpływu na końcowy sukces.

Koszulki z szarego pudła

Jak wspomnieliśmy wcześniej, ŁKS awans przypieczętował meczem w Gdyni. I to właśnie nad morzem – już po zakończeniu spotkania – miał miejsce symboliczny moment.

Łodzianie po końcowym gwizdku przyodziali na siebie okolicznościowe koszulki z napisem „Reprezentacja Łodzi wraca do Ekstraklasy”. Koszulki, które były schowane w klubowym magazynie… od dwóch lat. ŁKS przygotował je bowiem jako element niedoszłej fety planowanej po przegranym finale baraży w czerwcu 2021 roku. Teraz w końcu była okazja, by je na siebie założyć.

Trzydzieści sztuk niespełnionych marzeń w rozmiarze L i XL. Ktoś cisnął je do szarego pudła chwilę po końcowym gwizdku, tamtego wieczoru, gdy Krykun i spółka tańczyli na środku boiska, a nam nieszczęsne dziewięćdziesiąt minut przelatywały przed oczyma jak najgorszy koszmar. Nierzadko ktoś zerknął później w stronę tego pudła niechętnym okiem, zaklął coś pod nosem i spuszczając wzrok, popędził dalej – wspomina na łamach fanpage’a „Rozmowy o ŁKS” Remek Piotrowski, pracownik biura prasowego łódzkiego klubu.

Marzenia ełkaesiaków zostały wówczas brutalnie zweryfikowane, ale w sercach wielu łodzian tliła się nadzieja, że cel prędzej czy później uda się osiągnąć.

Gdzieś tam, w zakamarkach świadomości, kołatała się myśl, że jeśli kiedyś w końcu marzenie się ziści, to muszą być akurat TE. Z szarego pudła. Żadne inne – wyjaśnia „koszulkową” tajemnicę Piotrowski.

ŁKS (na)uczy się na błędach?

Łodzianie po trzech latach powrócili do PKO Ekstraklasy, ale czy są w stanie pozostać w niej na dłużej?

Kamil Janiszewski zwraca uwagę, że zespół miał jedną cechę, która może być bardzo przydatna w zmaganiach w najwyższej klasie rozgrywkowej. – Po meczu w Gdyni Tomasz Salski w szatni powiedział, że ŁKS nauczył się w końcu odwracać losy spotkania, i ja się z tym zgadzam. To, co cechowało tę drużynę, to fakt, że wyjściowa jedenastka, a może nawet cała szeroka kadra, która brała udział w pierwszoligowych meczach, bardzo mocno wierzyła w swoje umiejętności i pokazywała to na boisku.

Faktycznie, łodzianie aż 14 razy pierwsi tracili gola, ale w ośmiu takich spotkaniach zdołali zdobyć co najmniej jedno oczko. Żeby nie było jednak tak kolorowo, jest kilka aspektów w grze łodzian, które wymagają zdecydowanej poprawy. ŁKS bardzo przeciętnie spisywał się na wyjazdach – wygrał tylko sześć z 17 spotkań, osiągnął tyle samo remisów i poniósł pięć porażek. Fatalna pod tym względem była zwłaszcza druga część sezonu – łodzianie nie wygrali żadnego z ostatnich siedem pojedynków w roli gościa.

ŁKS cechowała też duża niefrasobliwość w defensywie. W całym sezonie przeciwko zespołowi podyktowano 12 rzutów karnych, z czego aż 10 wiosną. Poziom wyżej takie błędy w obronie mogą być znacznie bardziej kosztowne.

Awans i… co dalej?

Co awans ŁKS-u oznacza dla łodzian? To przede wszystkim ogromna radość biało-czerwono-białej części Łodzi, która najlepiej została wyrażona w kilkutysięcznym pochodzie przez miasto zaraz po końcowym gwizdku sędziego w meczu z Odrą.

A dla mnie ten awans to… jeszcze więcej pracy. Promocję wywalczyła pierwsza drużyna, ale też ŁKS III, a bliski sukcesu jest również zespół rezerw. Dla spikera to będzie spore wyzwanie, aby tak połączyć harmonogram tych drużyn, żeby być obecnym na wszystkich spotkaniach – śmieje się Janiszewski i dodaje już bardziej serio: – Cieszę się, bo jednak w ekstraklasie jest dużo więcej emocji i kibiców na stadionach, na trybunach panuje wspaniała atmosfera. Nie mogę się już doczekać spotkań z Legią oraz Lechem i oczywiście derbowego pojedynku z Widzewem.

„To, co piękne, jest przed nami” – głosi hasło, które ełkaesiacy mają wypisane na ścianie w budynku klubowym. Towarzyszyło ono zresztą łodzianom również podczas poprzedniej przygody z ekstraklasą. Wówczas wcale tak kolorowo jednak nie było. Czy teraz będzie inaczej? Może ŁKS musiał ponownie przejść tę trudną drogę, by czegoś się nauczyć? „Biało-czerwono-biali” wracają do elity bogatsi o bagaż doświadczeń z ostatnich lat. Oby tym razem ekstraklasowa przygoda trwała znacznie dłużej.

Komentarze
Piwer (gość) - 1 rok temu

Przeciwko ŁKS podyktowano 13 rzutów karnych.
Jeszcze jeden był w Gdyni.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze