Miodowy miesiąc ŁKS-u. Pochwały za styl, nagana za dorobek punktowy


Beniaminek PKO Ekstraklasy nie zaliczy początku sezonu do udanych

26 sierpnia 2019 Miodowy miesiąc ŁKS-u. Pochwały za styl, nagana za dorobek punktowy
Łukasz Sobala / Press Focus

Nie tak wyobrażali sobie powrót do PKO Ekstraklasy kibice Łódzkiego Klubu Sportowego. „Biało-czerwono-biali” po sześciu kolejkach znajdują się w strefie spadkowej, a w ostatnich czterech spotkaniach schodzili z boiska w charakterze pokonanych. Jakie są przyczyny słabszej postawy „Rycerzy Wiosny”?


Udostępnij na Udostępnij na

Miłe złego początki

Łodzianie byli chwaleni przez ekspertów za udany początek sezonu. Cztery punkty w dwóch pierwszych kolejkach stanowiły dobry dorobek, zwłaszcza że ełkaesiacy mierzyli się z zespołami, które w ubiegłych rozgrywkach zajęły miejsca premiowane grą w europejskich pucharach – Lechią i Cracovią. Podobać się mogła również gra drużyny z Łodzi. Postronni obserwatorzy zwracali uwagę na efektowny styl prezentowany przez ŁKS, czyli długie utrzymywanie się przy piłce i dużą liczbę oddawanych strzałów.

Kolejne spotkania pokazały jednak, że taka taktyka, choć ładna dla oka, niekoniecznie musi przynosić punkty. O ile przegrana z Lechem, jednym z faworytów do mistrzostwa, była przez wielu zakładana (wszak beniaminek zawsze musi kiedyś zapłacić frycowe w starciu z bardziej doświadczonym rywalem), o tyle w dwóch następnych spotkaniach liczono w Łodzi na powrót na zwycięską ścieżkę. Mecz z Piastem ełkaesiacy przegrali jednak na własne życzenie (niewykorzystany rzut karny Maksymiliana Rozwandowicza i samobójcze trafienie Artura Bogusza), drugi zaś w tym sezonie wyjazd do Krakowa okazał się kompletną klapą. Wisła rozbiła łodzian aż 4:0 i sytuacja w tabeli zrobiła się nieciekawa. Podopieczni Kazimierza Moskala wylądowali w strefie spadkowej, a tymczasem w 6. kolejce do Łodzi przyjechała Legia. Starcie z zespołem ze stolicy miało dać odpowiedź na pytanie, czy ŁKS dostał tylko chwilowej zadyszki, czy też to już poważny kryzys beniaminka.

W niedzielę w Łodzi nie można było narzekać na brak emocji. Ełkaesiacy dwukrotnie obejmowali prowadzenie z faworyzowanym rywalem, ale ostatecznie nie pozwoliło to nawet na zdobycie jednego oczka. Po meczu trener gospodarzy nie ukrywał swojego niezadowolenia. – Przede wszystkim żeby wygrać mecz, nie wystarczy zdobyć dwóch goli, ale trzeba strzelić co najmniej jedną bramkę więcej od rywala. Nie możemy przegrywać takich spotkań – przyznał bez ogródek Moskal. Skoro zatem nie idzie, warto zastanowić się nad przyczynami impasu drużyny z Łodzi.

Błędy w defensywie

Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej. Piłka nożna jest grą błędów i to właśnie one najczęściej decydują o końcowym wyniku. ŁKS przystąpił do sezonu z linią obrony, która bardzo dobrze funkcjonowała na pierwszoligowych boiskach. Łódzcy działacze uznali bowiem, że w pierwszej kolejności należy dać szansę tym, którzy awans wywalczyli. Okazało się jednak, że przeskok między dwoma najwyższymi poziomami ligowymi jest zbyt wielki. Zawodnicy, którzy w I lidze wyglądali jak profesorowie, w PKO Ekstraklasie odstają umiejętnościami od ligowych rywali. – Czasem zadaje się nam pytanie, czym się różni PKO Ekstraklasa od I ligi. Myślę, że po tych kilku kolejkach mogę stwierdzić, że tutaj jest mniej miejsca na błędy. Rywal często wykorzystuje wszystkie potknięcia, czego konsekwencją jest to, że tych punktów nie ma – przyznaje Łukasz Sekulski, napastnik ŁKS-u.

ŁKS największe problemy ma na bokach obrony. O ile Jan Grzesik i Artur Bogusz sporo dają drużynie w ofensywie, o tyle już o ich grze w obronie nie można powiedzieć zbyt dużo dobrego. Ofensywne usposobienie obu graczy sprawia, że w przypadku straty piłki często brakuje asekuracji innych kolegów z drużyny. Dodatkowo Bogusz jest chyba najbardziej pechowym ligowcem początku sezonu. W meczu z Piastem Gliwice tak niefrasobliwie wybijał piłkę, że trafił do własnej bramki. Futbolówka odbijała się od niego również przy dwóch bramkach straconych przez ŁKS w innych meczach, co znacząco utrudniło Michałowi Kołbie skuteczne interwencje.

Dużo krytyki spotyka również łódzkich stoperów. Po wysokiej przegranej w Krakowie Kazimierz Moskal wymienił Maksymiliana Rozwandowicza na Kamila Juraszka, ale nie znalazło to przełożenia na korzystny wynik. Z Legią bowiem słabszy dzień miał drugi ze stoperów – Jan Sobociński. Oglądając sytuacje, po których ŁKS traci bramki, ma się wrażenie, że niemal przy każdym trafieniu lepiej powinni się prezentować defensorzy „Rycerzy Wiosny”. Najłatwiej byłoby zrzucić wszystko na niewystarczające umiejętności, jednak coś nam mówi, że wychodzi tutaj przede wszystkim…

Brak doświadczenia 

Jeśli spojrzeć na kadrę łódzkiego zespołu, to znajdziemy w niej tylko pięciu zawodników, którzy przed rozpoczęciem tego sezonu mieli na koncie solidną liczbę występów w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. W tej statystyce prym zdecydowanie wiedzie Łukasz Piątek (252 mecze w PKO Ekstraklasie), kilkadziesiąt spotkań zaliczyli też: Rafał Kujawa, Łukasz Sekulski, Wojciech Łuczak i Dragoljub Srnić. To mało, jeśli pod uwagę weźmiemy, że kadra łodzian liczy 28 zawodników. Boiskowe ogranie może okazać się niezwykle ważne w naszych ligowych realiach, na co po weekendowych pojedynkach zwrócił uwagę również Kazimierz Moskal.

Patrzyłem na naszą grę z Legią, oglądałem mecz Rakowa z Lechem i nie wiem, czy beniaminkom nie brakuje cwaniactwa, takiego boiskowego doświadczenia i wyrachowania. Może właśnie z tego wynikają kłopoty ze zbieraniem punktów? trener ŁKS-u, Kazimierz Moskal, po meczu z Legią

Niewystarczające wzmocnienia

W obliczu wcześniej wymienionych przyczyn niepowodzeń łodzian nasuwa się pytanie, czy ŁKS nie powinien wykorzystać ostatniej okazji do wzmocnienia drużyny przed zamknięciem letniego okienka transferowego. Wszak żaden z pozyskanych latem zawodników na ten moment nie okazał się kluczową postacią drużyny, a gra zespołu nadal oparta jest na zawodnikach, którzy wywalczyli awans do PKO Ekstraklasy.

Z letnich nabytków przebłyski dobrej gry miewał jedynie pomocnik Pirulo, jednak Hiszpan nie potrafił dotychczas rozegrać dwóch solidnych spotkań z rzędu. Zawodzi Portugalczyk Guima, który miał być ostoją środka pola łodzian, a na razie wyróżnił się tylko kilkoma niecelnymi strzałami z dystansu. O Michale Trąbce (zaliczył tylko epizod w meczu z Piastem) nie można na razie powiedzieć zbyt wiele, podobnie jak o kontuzjowanym w pierwszych kolejkach Drago Srniciu.

Ewentualne wzmocnienia zespołu nie są jednak sprawą pewną. Mówiło się wiele, że do ŁKS-u dołączy młody napastnik z Rumunii, Mihai Neicutescu z Dinama Bukareszt, ostatecznie nie udało się jednak osiągnąć porozumienia między klubami. Również trener Moskal jest sceptyczny co do kwestii transferów last minute. – Wzmocnienie i szukanie na łapu-capu nowych zawodników nie jest takie proste. ŁKS nie pracuje w ten sposób, by po jednym, dwóch meczach szukać radykalnych rozwiązań – stwierdził na konferencji prasowej po meczu z Legią.

Trudny terminarz

Nie ma co ukrywać, los nie był łaskawy dla ŁKS-u. Trudno wyobrazić sobie zestaw mocniejszych rywali na początku sezonu niż ci, z którymi mierzyli się łodzianie. Komplet pucharowiczów, do tego odbudowujący się Lech i zawsze nieobliczalna krakowska Wisła – to był niezwykle trudny początek dla drużyny z miasta włókniarzy. W najbliższych kolejkach czekają łodzian spotkania z mniej wymagającymi przeciwnikami, w tym starcia z Wisłą Płock i Arką Gdynia, czyli zespołami, z którymi ełkaesiacy prawdopodobnie stoczą bój o utrzymanie w krajowej elicie. Teoretycznie podopiecznym Kazimierza Moskala powinno grać się teraz łatwiej, pytanie tylko, jak odnajdą się w spotkaniach, w których to oni będą uchodzić za faworyta, mając w pamięci passę kolejnych starć bez choćby punktu. – Jeśli się przegrywa cztery mecze z rzędu, to pewność nie tylko poszczególnych zawodników, ale i całej drużyny spada. Ja też, będąc piłkarzem, miałem takie chwile, gdy drużynie nie szło i człowiek się zastanawiał, co zrobić. Nie ukrywam, że to tak samo trudny moment dla mnie jako trenera. Wiem, że stać nas na dobrą i skuteczną grę, ale te cztery ostatnie spotkania pokazały, że mamy zero punktów. Każda porażka zasiewa ziarnko niepewności i człowiek się zastanawia, co może zmienić. Jedyne wyjście to praca, praca i kolejny mecz. Nie ma czegoś takiego, że pstrykniemy palcami i nagle przestaniemy tracić bramki – przyznaje na chłodno trener Moskal.

(Nie)skuteczni napastnicy

Przed weekendem równie często co o nieszczelnej defensywie łodzian mówiło się o słabej formie graczy z linii ataku. W sobotę i niedzielę nadeszło jednak przełamanie. Zesłany do drużyny czwartoligowych rezerw Rafał Kujawa popisał się hat-trickiem w starciu z Pogonią Zduńska Wola, zaś krytykowany równie często Łukasz Sekulski aż dwukrotnie pokonał Radosława Majeckiego. Czyżby miało to stanowić dobry prognostyk dla ełkaesiaków na najbliższe spotkania?

Między mną a Rafałem Kujawą jest zdrowa rywalizacja. Trenerzy tak wybrali, że wysłali go do drugiej drużyny, ale jak widać, nie obrażał się, tylko zasuwał i strzelił trzy bramki. Cieszy jego postawa. Mnie również udało się z Legią zdobyć dwa gole, ale to są jakieś indywidualne sprawy. Najważniejszą rzeczą są dla nas dobro drużyny i wyniki – komentuje Sekulski.

Musimy trzymać się razem, bo nie jesteśmy aż tacy słabi, by przegrywać notorycznie w tej lidze. Łukasz Sekulski o sytuacji ŁKS-u i atmosferze w drużynie

Najskuteczniejszy zawodnik ŁKS-u zapowiada, że łodzianie dadzą z siebie wszystko w najbliższych spotkaniach. – Jesteśmy drużyną na dobre i na złe. Na pewno teraz jest trudno o superatmosferę w szatni, ale postaramy się odbudować mentalnie. Musimy trzymać się razem, bo nie jesteśmy aż tacy słabi, by przegrywać notorycznie w tej lidze. Cały czas jesteśmy chwaleni za wrażenie artystyczne i dobrą grę, ale to nie przynosi punktów. Oczywiście nie będziemy teraz zmieniać swojej filozofii futbolu, ale musimy się skupić na tym, by rozegrać dobre spotkanie i zdobyć trzy punkty. Taki będzie nasz cel – kończy zawodnik ŁKS-u.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze