Jeszcze cztery lata temu zwycięstwo Liverpoolu w Lidze Mistrzów pozostawało jedynie w sferze marzeń kibiców klubu z Anfield Road. Za sprawą rewolucji na wielu szczeblach, która miała miejsce w klubie po objęciu zespołu przez Jürgena Kloppa, już dzisiaj sny mogą stać się rzeczywistością. Olbrzymia w tym zasługa szkoleniowca, a także graczy, którzy pod okiem niemieckiego menedżera zanotowali niesamowity progres. Przedstawiamy ojców sukcesu „The Reds”.
Już pierwszego dnia Jürgena Kloppa w Liverpoolu witano niczym wybawiciela. W niemieckim menedżerze na Anfield Road upatrywali człowieka, który przywróci „The Reds” do europejskiej czołówki. Po niespełna trzech latach się udało. W decydującym spotkaniu o trofeum Liverpool uległ jednak Realowi Madryt. Dzisiaj klub z czerwonej części Merseyside stanie przed kolejną szansą na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. To przede wszystkim zasługa Jürgena Kloppa oraz zawodników, którzy pod okiem niemieckiego menedżera zanotowali niesamowity progres. Przedstawiamy najważniejszych graczy, którzy w największym stopniu przyczynili się do awansu „The Reds” do finału obecnej edycji Ligi Mistrzów.
James Milner
Prawdziwy uniwersalny żołnierz Jürgena Kloppa. Anglik gra tam, gdzie wymaga tego sytuacja. Od momentu objęcia zespołu przez niemieckiego szkoleniowca James Milner występuje na wszystkim pozycjach w drugiej linii oraz na bokach defensywy. Co jednak istotniejsze, z każdych założeń taktycznych wywiązuje się co najmniej dobrze. Anglik stał się tym samym wręcz jednoosobową głębią składu „The Reds”. Obecnie trudno wyobrazić sobie Liverpool bez Jamesa Milnera. Na podeszły wiek Anglika jak na piłkarza z pola nikt w Merseyside nie zwraca uwagi. Tym bardziej że to prawdziwy profesjonalista. W ośrodku treningowym „The Reds” melduje się nawet parę godzin przed zajęciami oraz stroni od alkoholu od samego początku kariery, dając tym samym świetny przykład młodszym zawodnikom. W Liverpoolu doskonale wiedzą, że James Milner to prawdziwy skarb, dlatego po finale Ligi Mistrzów ma parafować nowy, dwuletni kontrakt z „The Reds”.
Virgil van Dijk
Starania klubu z Anfield Road mające na celu pozyskanie holenderskiego defensora przypominały kolumbijską telenowelę. Saga transferowa pełna zwrotów akcji w końcu miała jednak swoje szczęśliwe zakończenie. Virgil van Dijk został zawodnikiem Liverpoolu i z miejsca odmienił defensywę zespołu, stając się liderem bloku obronnego „The Reds”. W obecnym sezonie Holender błyszczy jeszcze jaśniej, zdobywając liczne indywidualne nagrody oraz stając się jedną z największych gwiazd Premier League.
–Każdy piłkarz pod okiem Kloppa wznosi się na zupełnie nowy poziom. Dotyczy to także Virgila van Dijka. Tak, zapłacili za niego 75 milionów funtów, jednak grając w Southamptonie, był o trzy klasy słabszy – komentował w rozmowie z Liverpool Echo Jamie Carragher.
Jak ważnym punktem zespołu Jürgena Kloppa jest Holender, pokazują statystki. Defensor wystąpił w każdym spotkaniu angielskiej ekstraklasy od pierwszej minuty. W obecnej edycji Ligi Mistrzów byłego gracza Southamptonu zabrakło natomiast w zaledwie jednym meczu.
Jordan Henderson
Głównym problemem nadal niedocenianego Anglika jest życie w cieniu Stevena Gerrarda. Nawet po odejściu legendy „The Reds” Jordan Henderson z racji pełnienia funkcji kapitana zespołu przez lata znajdował się pod ciągłym ostrzałem krytyków. Głównie z racji faktu, że nie wypełnił luki po Stevenie Gerrardzie. W obecnym sezonie kapitan Liverpoolu potwierdza jednak, że choć nie dorównuje pod wieloma względami legendzie klubu z Anfield Road, to jest bardzo istotnym elementem zespołu. Łatka transferowej pomyłki odeszła w zapomnienie, choć przez bardzo długi czas Anglik był postrzegany jako strata pieniędzy. Nawet przez właścicieli klubu.
– W dniu, w którym mnie zwolnili, [właściciele Liverpoolu] powiedzieli mi, że zrobiłem wielki błąd, kupując Jordana, oraz że to była strata pieniędzy – wspominał w rozmowie ze Sky Sports w październiku 2016 roku były dyrektor Liverpoolu, Damien Comolli.
Już dzisiejszego wieczoru Jordan Henderson, wznosząc trofeum, może raz na zawsze rozwiać wątpliwości co do przydatności w zespole. Choć na chwilę wyjdzie także z cienia Stevena Gerrarda. Jürgen Klopp postrzega jednak Anglika w innych kategoriach. Niemiecki szkoleniowiec nie wyobraża sobie zespołu bez Jordana Hendersona w składzie, gdyż zawodnik uosabia wręcz całą ideę gegenpressingu.
Alisson Becker
Błędy Lorisa Kariusa w poprzednim finale Ligi Mistrzów zmotywowały Liverpool do pozyskania klasowego golkipera. Zawodnika, który w końcu zapewni jakość między słupkami bramki „The Reds”. Ponad sześćdziesiąt milionów euro wydane przez klub z Anfield Road na Alissona Beckera wzbudziło liczne wątpliwości. Golkiper w obecnym sezonie świetną grą zdążył już jednak spłacić sporą część zainwestowanej sumy. Broniąc w fantastycznym stylu strzał Arkadiusza Milika w spotkaniu z Napoli, ocalił awans Liverpoolu do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
– Gdybym wiedział, że jest tak dobry, to zapłaciłbym dwa razy tyle – komentował na pomeczowej konferencji Jürgen Klopp.
Po latach pełnych kompromitacji bramkarzy Liverpoolu nikt na Anfield Road nie musi już obawiać się dośrodkowań w pole karne „The Reds”. W końcu bramki zespołu z czerwonej części Merseyside strzeże klasowy golkiper.
Trent Alexander-Arnold i Andrew Robertson
Z racji, że boczni defensorzy w filozofii gry Jürgena Kloppa pełnią funkcję skrzydłowych, obaj gracze w trakcie spotkań biegają po całej długości boiska. Zarówno Trent Alexander-Arnold, jak i Andrew Robertson imponują wytrzymałością oraz umiejętnością wykonania decydującego podania. W zakończonym sezonie Premier League łącznie zanotowali aż dwadzieścia trzy asysty. To pokazuje, jak wielką rolę odgrywają w zespole Liverpoolu. Obaj zawodnicy doskonale wykorzystują wolną przestrzeń tworzoną przez pozostałych graczy „The Reds”, dzięki temu zagrażając defensywie rywali. Tym samym także świetnie niwelują brak większej kreatywności w drugiej linii Liverpoolu. W dzisiejszym finale Ligi Mistrzów to od dyspozycji Trenta Alexandra-Arnolda oraz Andrew Robertsona w dużej mierze może zależeć wynik spotkania.
Ofensywny tercet
O atakującym trio w składzie Sadio Mane – Roberto Firmino – Mohamed Salah napisano już praktycznie wszystko. Cała przednia formacja Liverpoolu funkcjonuje niczym jeden organizm, często rozgrywając akcje na pamięć. To przede wszystkim ofensywny tercet jest odpowiedzialny w zespole Jürgena Kloppa za rozpoczęcie pressingu oraz zdobywanie bramek. Z zadań wywiązuje się znakomicie, co potwierdza tytuł króla strzelców zakończonego sezonu Premier League dla Sadio Mane oraz Mohameda Salaha. Na szczęście dla Liverpoolu żaden z członków ofensywnego tercetu nie doznał poważnej kontuzji w bieżącej kampanii. Na ławce rezerwowych „The Reds” próżno szukać zmienników o choćby porównywalnej klasie. Wiele jednak wskazuje na to, że nadchodzącego lata sytuacja ulegnie zmianie, a ofensywnemu tercetowi przybędzie choć jeden zawodnik podnoszący rywalizację o miejsce w przedniej formacji. Efektem może być tylko lepsza postawa każdego z zawodników, na czym skorzysta Liverpool. Na Anfield Road już mogą zacierać ręce.
***
Sukces Liverpoolu, jakim bez wątpienia jest kolejny awans do finału Ligi Mistrzów, ma wielu ojców. Dosłownie, gdyż oprócz wymienionych graczy na triumf „The Reds” pracują cała kadra zawodników, sztab szkoleniowy, właściciele oraz wszyscy pracownicy klubu. Tworzą jeden zespół, w którym wszyscy wiosłują w jedną stronę.