Dokładnie na trzy tygodnie przed walentynkami brytyjski dziennik „Independent" zamieścił na swojej stronie internetowej tekst, w którym twierdził, że Jose Mourinho napisał „list miłosny” do włodarzy United, deklarując silną wolą, by poprowadzić klub. Ile w tym prawdy?
„Love letter” – takich słów w tytule tekstu użył Miguel Delaney, autor historii. Tekst ujrzał światło dziennie w niedzielę i wielu zaskoczył mimo tego, że od wielu tygodni łączy się nazwisko jednego z najbardziej znanych menedżerów w świecie piłki z jednym z najbardziej znanych klubów.
Dokładnego wyglądu wiadomości nie znamy, ale raczej nie wygląda tak, jak przedstawia go twitterowe konto firmy bukmaherskiej, Paddy Power…
After sending a letter to #MUFC at the weekend, Jose Mourinho's LinkedIn profile is looking increasingly desperate: pic.twitter.com/nCP9TnJM0Q
— Paddy Power (@paddypower) January 25, 2016
Artykuł mówi zaś, że był to sześciostronicowy list, który zawierał: deklarację „Mou” o silnej chęci przejęcia roli menedżera, obietnicę dostosowania się do zasad, które panują na Old Trafford, i plan na rozwiązanie obecnej, niekorzystnej sytuacji zespołu.
Jak łatwo się domyślić, nie pomaga to Louisowi van Gaalowi w rozwiązaniu kryzysu, w jaki wpadł, tym bardziej że dzień wcześniej „Czerwone Diabły” poniosły kolejną w trwającej kampanii porażkę na własnym boisku, ulegając Southampton (0:1).
Zanim jednak zagłębimy się w rozważania o tym, w jakim stopniu ta sytuacja podważa (i tak nadwyrężony) autorytet Holendra, warto zaznaczyć, że jest jedno „ale”. Parę godzin po publikacji wspomnianej wyżej informacji do gry z przytupem wkroczył agent „The Special One”, Jorge Mendes.
W oświadczeniu Gestifute (agencja menedżerska Mendesa) napisano: „Jorge Mendes zaprzecza jakimkolwiek spekulacjom na temat Jose Mourinho. Nie sposób sobie wyobrazić, by taki trener jak Mourinho pisał listy do jakiegoś klubu. Jest to absurdalne i całkowicie niedorzeczne”.
Duncan Castle, dziennikarz „The Sunday Times”, na Twitterze również poparł wersję najbardziej znanego agenta piłkarskiego na świecie, stając w opozycji do „The Independent”.
For those asking, am told that Jose Mourinho has definitely NOT been busy writing any 'six-page love letters' to English clubs. #MUFC #CFC
— Duncan Castles (@DuncanCastles) January 23, 2016
(tłum. Dla wszystkich pytających – z moich informacji wynika, że Jose Mourinho zdecydowanie NIE był ostatnio zajęty pisaniem „sześciostronnicowego listu miłosnego” do angielskich klubów)
To spowodowało ostrą reakcję wielu fanów United w kierunku Miguela Delaneya w mediach społecznościowych:
@MiguelDelaney @sidcelery are you reallly this stupid to think people will believe the crap you write. Why is journalism so bad nowadays.
— Toye Samuel O. (@Once_n_a_while) January 23, 2016
@MiguelDelaney @ESPNFC write shit about Manchester united and spread fake news and get he has got famous on twitter for a day.
— Bloodyhell_Football⚽ (@rooney10_fan) January 24, 2016
W związku z całym zamieszaniem irlandzki żurnalista pracujący dla wcześniej wymienionej gazety oraz ESPN został zaproszony do programu Monday Night Club, cotygodniowej, ponadgodzinnej audycji w radiu BBC 5 Live o Premier League. Zapytany o sprawę listu, tłumaczył, że to, o czym mówi się od dwóch dni w kontekście jego artykułu, to tylko jeden aspekt o wiele szerszej sprawy. Jego zdaniem w grę nie wchodzi „love letter”, jak sam napisał w tytule, tylko badanie terenu w wykonaniu „Mou” o charakterze stricte biznesowym.
Czemu miało służyć? – Reprezentanci Mourinho są w kontakcie z klubem od jakiegoś czasu, więc nie musiałby prosić o pracę tam. Tu chodzi bardziej o przywiązanie do szczegółów, które znamy z jego pracy trenerskiej. Portugalczyk w przeszłości sondował przecież możliwość pracy w danych klubach, tak jak z Liverpoolem w roku 2003 czy 2004 i tak jak z Barceloną w roku 2008. Wtedy się nie udało, więc teraz przywiązuje większą uwagę do tego, by być w kontakcie.
Wówczas prowadzący Mark Chapman zadał mu pytanie, które chciałoby zadać wielu internautów, czyli jak się odniesie do tego, że Mendes zaprzecza doniesieniom, przez co jest posądzany o kłamstwo:
M.D:– To jest chyba jak z każdą historią, którą dziennikarze sprzedają na bazie swoich zaufanych źródeł.
M.C: – I przed przedstawieniem takiej historii potwierdzasz ją u więcej niż jednego źródła, czy to, co opublikowałeś, jest na bazie wyłącznie pojedynczego źródła?
M.D: – Historia, którą opublikowałem, została potwierdzona u trzech źródeł.
Mamy więc dwie skrajnie różne wersje. Z jednej strony trudno sobie wyobrazić, by Jorge Mendes potwierdzał, że coś jest na rzeczy. Musiał stanowczo zaprzeczyć doniesieniom, bo reputacja jego klienta rzecz jasna nie polepsza się pod wpływem takich wieści. Z drugiej strony wydaje się, że nikomu (lub prawie nikomu) nie pomógł tytuł mówiący, iż jest jakiś list miłosny, i widać to po późniejszym wycofywaniu się z takiej wersji Delaneya.
Trudno też sobie wyobrazić Mourinho zasiadającego przed komputerem czy przed biurkiem z kartką papieru i piórem, piszącego list do klubu, w którym chce w przyszłości pracować. Ta wersja jest raczej wątpliwa, ale na bazie tego, co mówi jedna ze stron, wydaje się, że coś jednak na rzeczy jest. Nieoficjalnie mówi się też, że w samym klubie są osoby będące za, ale także takie, które są przeciw zatrudnieniu charyzmatycznego, ale i problematycznego szkoleniowca. Głównie z powodu różnicy tożsamościowej między zainteresowanym a ekipą z czerwonej części Manchesteru.
Następne dni i tygodnie będą z pewnością „gorące” od spekulacji na temat stołka trenera na Old Trafford, bo aby ktokolwiek mógł na niego zasiąść, to Louis van Gaal musi go najpierw opuścić. A to, czy tak się stanie, zobaczymy w najbliższym czasie.