Mimo że w ekstraklasie zadebiutował już jakiś czas temu, to dopiero w tym sezonie jest znaczącą częścią składu Pogoni Szczecin. W wieku 17 lat zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na pierwszą zdobycz bramkową czekał aż do 2020 roku. W spotkaniu z Wisłą Płock strzelił debiutanckiego gola. Sprawił sobie piękny prezent na 22. urodziny, ponieważ dzień później celebrował swoje święto. Wyczekane cieszy jeszcze bardziej.
Młody zawodnik zgromadził w tym sezonie już 26 występów w barwach „Portowców”. Występuje w środku pola i można powiedzieć, że próbuje brać na siebie ciężar gry. Coraz śmielej sobie poczynał, lecz pechowo zbiegło się to z pandemią i następnie spadkiem formy Pogoni, która początkowo przez długi czas okupowała fotel lidera.
Szlify w Częstochowie
Sezon 2018/2019 „Listek” może zaliczyć do szczególnie udanych. Zdecydował się na roczne wypożyczenie do Rakowa Częstochowa, który grał wtedy w 1. lidze. Trener Papszun potrzebował drugiej „dziesiątki”, która występowała za plecami środkowego napastnika. Razem z Miłoszem Szczepańskim stworzył bardzo dobrze prezentujący i dogadujący się ofensywny duet. Zdobył przecież nawet bramkę w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, po którym pod Jasną Górą wystrzeliły korki od szampanów. Zostając mistrzem 1. ligi, wprowadził częstochowską drużynę do ekstraklasy.
Prawdopodobnie pomocnik, jak i przede wszystkim cały Raków chciał z Listkowskim walczyć o punkty w następnym sezonie. Toczono o niego zaciekły bój. Niestety, wrócił do Szczecina i miał tam walczyć o miejsce w składzie. Dla ekipy Papszuna było to spore rozczarowanie, gdyż po cichu liczyła na korzystne zakończenie rozmów.
Szkoleniowiec Rakowa bardzo ufał młodemu zawodnikowi i nie bał się na niego stawiać.
– Przekazano nam, że Marcin ma wracać. Ta decyzja trochę zburzyła mi plany, bo wiadomo, że miałem gotowego piłkarza, który się sprawdził i który przede wszystkim pasował do nas charakterologicznie. Był to chłopak, który podczas spotkania w Nowym Sączu był kapitanem drużyny, a jest z rocznika 1998. To pokazuje, jakie miałem zaufanie do niego i ile zyskał przez ostatni rok – mówił trener w rozmowie z Onetem.
51' – GOOOOOLLLLL!!! Druga bramka dla Rakowa! Marcin Listkowski wpisuje się na listę strzelców!
Raków – Podbeskidzie 2:0#RCZPOD pic.twitter.com/mTBoYJ2B4R
— Raków Częstochowa 🥇 (@Rakow1921) April 24, 2019
Obiecująca przyszłość?
Dla wielu osób gra „Listka” może nie być przekonująca czy zachwycająca. Spotkał się zapewne ze złośliwymi komentarzami ze strony fanatyków, ludzi go oceniających. No cóż, to było, jest i będzie w piłce. Szczególnie teraz hejt bywa zjawiskiem coraz bardziej powszechnym.
W jednym meczu wydaje ci się, że grasz super, realizujesz wszystkie założenia trenera, on też jest zadowolony. Drużyna wygrywa, schodzisz z boiska usatysfakcjonowany, z poczuciem dobrze wykonanej roboty, ale bez żadnego dorobku bramkowego czy asysty. Wiesz, że miałeś tak grać i teoretycznie powinieneś się cieszyć. Po meczu włączasz stronę internetową, a tam setki komentarzy i „eksperci”, którzy dobitnie wyrażają niepochlebne opinie na temat twojej gry.
Za tydzień grasz kolejne spotkanie, w którym czujesz się zupełnie nieswojo, nie możesz znaleźć dla siebie miejsca na boisku. Minuty dłużą się niemiłosiernie. Końcówka meczu, bezbramkowy remis. Golkiper wznawia grę długim podaniem w twoim kierunku. Dośrodkowujesz w pole karne, piłka zatrzymana ręką przez przeciwnika – sędzia wskazuje na wapno. Kolega z zespołu zamienia „jedenastkę” na bramkę. Pomimo tego, że przez cały mecz wręcz męczyłeś się na boisku, to mają cię za jednego z bohaterów. Choć tak naprawdę nie był to twój wybitny występ. Ale zrobiłeś coś, co zapamiętają kibice – w jakiś sposób się pokazałeś. Miałeś udział przy zwycięskiej bramce. To nic, że nie zrealizowałeś taktyki. Sam wiesz, że wypadłeś, co najmniej, średnio. I ci sami kibice, którzy parę dni temu wyzywali, teraz rozpływają się nad twoją grą.
Większość fanów niestety zbytnio nie zna futbolu od tej innej strony. Oceniają gracza na podstawie tego, ile razy wyróżnił się czymś i przykuł ich uwagę. Mało kto potrafi docenić na przykład odciąganie uwagi obrońców rywala i robienie tym samym partnerowi miejsca w ataku. Ale przynajmniej sam przed sobą możesz uczciwie ocenić występ, a nie zwracać uwagi na głosy innych, którzy często mają zdanie zgodne z tym, jak zawieje wiatr.
Sprawa przyszłości Listkowskiego jest ciągle otwarta. Na pewno mierzy wyżej niż pierwsza ósemka w rodzimej lidze. Musi pokazać coś, czym przekona przyszłego pracodawcę. Pewnie też celuje w pierwszą reprezentację. Dlaczego nie? Nie ma rzeczy niemożliwych. Człowiek jest szczęśliwy, żyjąc swoimi marzeniami, a każdy piłkarz ma podobne.