Dlaczego my, pasjonaci ekstraklasy, kochamy tę ligę? Dobre pytanie. Może dlatego, że jest to jedyna liga na świecie, w której stawiając 10 złotych u bukmachera, można wyciągnąć pięciocyfrową sumę? I dlatego wszyscy łudzą się, że w końcu trafią, stawiają najbardziej nieprawdopodobne wyniki, a liga i tak na koniec robi nas w wała. I to właśnie jest piękne, bo chodzi przecież o to, by gonić króliczka.
Lechia – Pogoń
Ta kolejka pokazała, że w lidze polskiej wszystko jest możliwe. Mecz Lechii z Pogonią to świetny przykład na to, jak można nie wygrać meczu, grając w przewadze przez niemal 80 minut. Zresztą scenariusz tego spotkania sprawiał wrażenie, jakby ingerowali w niego bukmacherzy. Najpierw faul w polu karnym i czerwona kartka (zasłużona) dla Janukiewicza, a później ręka na plecach Ediego i czerwona kartka (niezasłużona) dla Janickiego, i to w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Bukmacherzy chyba jednak nie byliby aż tak perfidni.
Ozdobą spotkania była indywidualna akcja Ricardinho, który udowodnił, że obrońcy Pogoni są warci niewiele więcej niż manekiny w sklepie odzieżowym.
Lech – Polonia
A już wszyscy myśleli, że w Poznaniu może być mistrz Polski. Ale jeśli się przegrywa piąte spotkanie na własnym stadionie, to o mistrzostwo można rywalizować co najwyżej w „Football Managerze”. A było to tak:
Lech dostał w zęby już w 6. minucie i potem rzucił rękawicę. Nie, nie rzucił, trzymał ją i zastanawiał się co teraz. Nawet kiedy poloniści podali piłkę do Tonewa, ten był w stanie tylko trafić w poprzeczkę. Aż dziwne, że „Czarne Koszule” nie wykorzystały tej zawiechy i nie ukarały poznaniaków tak, jak oni sami wcześniej skarcili Jagiellonię Białystok.
Ruch – Widzew
Ten mecz wygrałby Widzew. Wygrałby, gdyby Mariusz Stępiński wykazał odrobinę zimnej krwi. Niestety, 17-latek ma przed sobą jeszcze dużo pracy, szczególnie nad zachowaniem w sytuacji jeden na jednego. Może Widzew tego meczu by nie przegrał, gdyby bramkarz w pewnym momencie nie wybrał się na grzyby i nie zagrał piłki ręką daleko poza polem karnym, za co zobaczył czerwona kartkę. Może… Ostatecznie Widzew, podobnie jak w meczu ze Śląskiem, udowodnił, że można grać lepiej w piłkę, a mimo to przegrać.
A Ruch? Dobry mecz zaliczył Starzyński, przełamał się Jankowski, a gdyby nie fantastyczna interwencja Krakowiaka (który to bramkarz Widzewa w klasyfikacji Mroczkowskiego?), to chorzowianie zrehabilitowaliby się za 0:4 z Lechem. Widać, że jest szansa, że duet Jankowski – Starzyński może przynieść tyle samo korzyści co para Jankowski – Piech.
Piast – Zagłębie
W poprzednim meczu piłkarze Piasta postanowili pójść na wagary, nie mówiąc o tym Dariuszowi Treli. No to Trela bronił i tylko dzięki niemu gliwiczanie przegrali z Górnikiem zaledwie 0:1. Teraz piłkarze zostali i w efekcie o mały włos Piast nie wzbogacił się o trzy punkty. Zabrał im je piłkarz, który dla gliwiczan zrobił całkiem sporo – Adam Banaś – to on w doliczonym czasie gry trafił do siatki gospodarzy.
Legia – Bełchatów
Lech przegrał, więc można było śmiało udać się do bukmachera i postawić, że Legia też nie wygra. I nie wygrała. Grała przy tym tak słabo, że oczy bolały. W meczu, który poziomem dorównywał spotkaniom ligi juniorów na Wyspach Owczych, to Bełchatów prezentował się lepiej od kandydata numer jeden do tytułu mistrza Polski. Módlmy się więc, żeby w europejskich pucharach nasze kluby nie wylosowały przeciwnika z tego kraju.
Korona – Śląsk
A kiedy wydawało się, że nie może być już gorzej ,piłkarze Korony i Śląska uzbroili się w noże i siekiery i zafundowali kibicom taką rąbankę, że oczy same chowały się do czaszki i próbowały wydostać się z ciała poprzez odbyt. Ten komentarz powinien wystarczyć.
Górnik – Jagiellonia
A jakby tego było mało, Górnik Zabrze postanowił odpowiedzieć na wołanie Legii i Lecha: – Komu mistrza, komu, oddamy tanio. To, co swoją grą chcieli przekazać zabrzanie, brzmiało mniej więcej tak – Spier...
Na domiar złego człowiek nieustannie myślał, że w poniedziałkowy wieczór czeka go mecz pomiędzy Wisłą Kraków a Podbeskidziem Bielsko-Biała. Kto po obejrzeniu wszystkich spotkań ekstraklasy nie upił się w niedzielę do nieprzytomności, ten powinien szukać pomocy u specjalisty.
Wisła – Podbeskidzie
Zaczęło się obiecująco, atak Podbeskidzia, odpowiedź Wisły, widać było gołym okiem, że piłkarze obu drużyn są zdeterminowani i naprawdę im zależy. Wszystko popsuł Boguski, który w 20. minucie usiłował oddać strzał. Usiłował, bo piłka poszybowała w niebo, tak, że nawet w futbolu amerykańskim pofrunęłaby za wysoko. I tutaj wypada zacytować „Siarę” z filmu „Killer”: – I cały misterny plan poszedł w piz... W rewanżu w okolicach 50. minuty nieatakowany Malinowski posłał piłkę gdzieś w kierunku chorągiewki bocznej. Przy takich akcjach wydaje się, że wynik nie może być inny niż 0:0, i rzeczywiście tak było, ale…
Wisła może czuć się skrzywdzona, bo powinna to spotkanie wygrać. Gdyby tylko sędzia główny nie dał się wymanewrować arbitrowi bramkowemu i nie cofnął decyzji o rzucie karnym, to krakowianie zainkasowaliby trzy punkty. O tym, że faul był, świadczy choćby postawa samego winowajcy, Marka Sokołowskiego, który leżał zdruzgotany po tym, co zrobił. Wisła wygrałaby też, gdyby Małecki nie kopał piłki w niebo, lecz w kierunku bramki (raz futbolówka mu zeszła i trafił w poprzeczkę) albo gdyby Iliew nie zgłupiał pod bramką rywala. No cóż, przełamanie Wisły mogło i powinno stać się faktem dokonanym, ale los zabrał to, co jej dał w kilku spotkaniach rundy jesiennej.
***
Tym razem w krucjacie krótko o czołówce, ale stało się tak tylko dlatego, że światło dzienne ujrzała też publicystyczna krucjata. Zainteresowanych zapraszam do lektury, tekst dostępny tutaj.
kogoś tutaj emocje ponoszą, oczy wychodzą poprzez
odbyt?! kim ty kur_wa jesteś człowieku?
Artykuł na poprawę humoru. Cały misterny plan
poszedł w pizdu. Hahaha humor to wy macie.
''I to właśnie jest piękne, bo chodzi przecież o
to, by gonić króliczka''
W tej lidze podstawą jest przygotowanie fizyczne i
waleczność, umiejętności schodzą na drugi plan a
jak widac to i tego brak