Liga Mistrzów OFC padła łupem bardzo słabego Auckland City


Niewiele trzeba nowozelandzkim klubom, by wygrać mistrzostwo kontynentu. Liga Mistrzów OFC była tego idealnym przykładem

14 kwietnia 2025 Liga Mistrzów OFC padła łupem bardzo słabego Auckland City
oceaniafootball.com

Najprawdopodobniej kwestią czasu jest to, że Auckland City dogoni Real Madryt. Ta teza na pierwszy rzut oka może wydawać się abstrakcyjna, aczkolwiek w kontekście tytułów mistrza kontynentu ma ona logiczny sens. Zespół z Hiszpanii jest rekordzistą świata i aż 15 razy wygrał Ligę Mistrzów UEFA. Auckland City właśnie zdobyło swój 13. tytuł zwycięzcy najważniejszych klubowych rozgrywek w Oceanii. Jednak w tym roku ponownie klub grał bardzo minimalistycznie, co dawało nadzieję na rezultat inny niż zazwyczaj.


Udostępnij na Udostępnij na

Nawiązanie do przeszłości

Od momentu odejścia Australii z konfederacji OFC oraz dołączenia do AFC Ligę Mistrzów w Oceanii tylko dwa razy wygrał klub spoza Nowej Zelandii. Szalony przypadek miał miejsce w 2019 roku, kiedy to w finale rozgrywek spotkały się… dwa kluby z Nowej Kaledonii! Zarówno Magenta, jak i Hienghène Sport sensacyjnie pokonały w półfinałach rywali z Nowej Zelandii. W meczu o mistrzostwo wygrali ci drudzy, a jedyna bramka spotkania padła po… strzale z własnej połowy boiska.

Drugi przypadek zwycięzcy spoza Nowej Zelandii miał miejsce w 2010 roku. Wówczas mistrzem zostało papuaskie Hekari United. Od tamtego momentu żaden klub z Papui Nowej Gwinei nie doszedł nawet do półfinału Ligi Mistrzów OFC. Aż do tego roku.

W meczu o mistrzostwo kontynentu Auckland City zmierzyło się… właśnie z Hekari United. Dojście do tak dalekiej fazy rozgrywek przez klub z Papui było sporym zaskoczeniem, gdyż piłka w tym kraju w ostatnich paru latach zaliczyła spory regres. Jest on spowodowany chociażby potencjalnym odłączeniem się części kraju i powstaniem nowego terytorium z nową reprezentacją – Bougainville.

Niemniej tym, na czym w tym sezonie zyskało Hekari United, jest fakt, że różnica poziomów między grupami w pierwszej fazie rozgrywek była przeogromna. W pierwszej z nich grały Auckland City, nowokaledońskie Tiga Sport, fidżyjska Rewa i tahitańskie AS Pirae. Kluby, spośród których wszystkie mogłyby grać w półfinałach. W drugiej umiejscowione zostały: wspomniane Hekari United, Ifira Black Bird z Vanuatu, Central Coast z Wysp Salomona będących gospodarzem turnieju oraz kompletny outsider – Tupapa Maraerenga z Wysp Cooka.

Ostatni klub zasłynął z tego, że jako pierwszy w historii Ligi Mistrzów OFC był prowadzony przez kobietę.

Za rok już na pewno…

Auckland City FC jeszcze przed rozpoczęciem turnieju było głównym kandydatem do końcowego triumfu. Nawet mimo relatywnie trudnej grupy. A trzeba przyznać, że zaskakująco mocno się w niej męczyło.

W pierwszym meczu wygrało tylko 1:0 z tahitańskim AS Pirae, ale mogło, a nawet powinno być dużo gorzej. Przeciwnicy w drugiej połowie nie wykorzystali rzutu karnego, co w finalnym rozrachunku odbiło się na braku wyjścia z grupy.

W drugim pojedynku Auckland City wygrało już 2:0 z nowokaledońskim AS Tiga Sport, jednak realnie rywale zagrozili mu jeszcze bardziej niż ci z pierwszego meczu. Zespół z Nowej Zelandii nie był w stanie kreować realnie groźnych sytuacji bramkowych. Pierwszy gol padł po rzucie wolnym, drugi natomiast w doliczonym czasie gry, gdy Tiga Sport mocno się odkryła, rzucając wszystko na jedną kartę i walcząc o remis. A trzeba przyznać, że przed bramką na 2:0 było blisko, by padło wyrównanie.

Ostatni pojedynek grupowy w końcu był wtopą. Auckland City FC jedynie zremisowało 1:1 z fidżyjską Rewą. Ona sama natomiast nie mogła liczyć na swoje ostatnie wzmocnienia transferowe. Powód? Typowy dla strefy OFC. Nie zdążyła ona zarejestrować swoich nowych zawodników do gry w turnieju. To znaczy w pewnym sensie zmieściła się w terminie – zgłoszenie wysłała przed końcem dnia swojego czasu. Nie uwzględniła jednak, że w Nowej Zelandii jest inna strefa czasowa i z tego powodu termin już upłynął.

Auckland City w półfinale i finale wygrało 2:0. Z tym, że w pierwszym z nich grało przeciwko Ifirze, która była osłabiona chociażby kontuzją bramkarza. W finale natomiast przez pierwsze 20 minut dała się wręcz zdominować zespołowi z Papui. Jednak do sensacji zabrakło sporo szczęścia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze