Liga Europy. Lech wygwizdany


17 września 2015 Liga Europy. Lech wygwizdany

Liga Europy ma być rozgrywkami drugiej kategorii dla Lecha Poznań. Maciej Skorża dał temu dowód, desygnując wyjściową jedenastkę pozbawioną kluczowych zawodników w ofensywie. Bezbramkowy remis to z przebiegu meczu dla Lecha dobry rezultat, ale przez kibiców został odebrany jako niezgodny z ich ambicjami.


Udostępnij na Udostępnij na

Maciej Skorża w końcu ugiął się pod naciskiem władz „Kolejorza”. W wyjściowym składzie Lecha na to spotkanie zabrakło Kasprera Hamalainena, Tomasza Kędziory, Karola Linetty’ego, Barry’ego Douglasa i Szymona Pawłowskiego. Była to niezwykle trudna decyzja trenera, który swoją pracę w Poznaniu zaczynał, nastawiając się właśnie na grę na europejskich boiskach. „Dla takich chwil się trenuje” – powtarzał z iskierkami w oczach Skorża.

Tej iskry zabrakło drugiemu garniturowi poznaniaków w pierwszej połowie spotkania. Lech co prawda prowadził grę, ale lepiej piłkarsko wyglądali ich rywale. Bardzo zresztą podobni do tego, co „Kolejorz” prezentował, maszerując po mistrzostwo wiosną tego roku. Zarówno trio ofensywne, jak i zawodnicy środka pola drużyny przyjezdnych często wymieniali się pozycjami, próbując wyprowadzić w pole gospodarzy INEA Stadionu.

TME Legia Warszawa - Lech Poznań
Łukasz Trałka niestety odniósł w tym spotkaniu kontuzję (fot. Grzegorz Rutkowski)

„Kolejorzowi” bardzo brakowało zawodnika, który nadałby sens temu, w jaki sposób wymieniali oni między sobą podania. Łukasz Trałka – jak to ma zwyczaju – często schodził do linii obrony po piłkę, pozostawiając osamotnionego Dariusza Dudkę w środku pola. Roli rozgrywającego podejmować się musiał więc Marcin Kamiński, który mimo że cieszy się opinią dobrze wyprowadzającego z defensywy futbolówkę, reżyserem piłkarskich akcji nie jest.

Maciej Skorża zapewne odliczał każdą upływającą w pierwszej połowie sekundę, czekając na jej zakończenie z neutralnym rezultatem. „Belem” mimo przewagi w jakości rozegrania nie stwarzało sobie wielu sytuacji z gry. Trybuny musiały drżeć, gdy piłkarze gości podchodzili do wykonywania rzutów rożnych. Zmiana z krycia strefą na indywidualne nie przyniosła Lechowi oczekiwanych rezultatów i „Belem” trzykrotnie udało się oddać strzał na bramkę Buricia. Po jednym z nich piłka uderzyła nawet w poprzeczkę bramki „Kolejorza”.

Lech utrzymał remisowy rezultat i na przerwę schodził żegnany gwizdami, ale z konkretnym planem na drugą połowę w głowie trenera. Menedżer obiektów gospodarzy mógł wreszcie przeprowadzić upragnione zmiany. Kontuzjowanego Łukasza Trałkę zastąpił Karol Linetty, którego szanowanie piłki zastąpiło lekkomyślne straty Dudki. Kilkanaście minut później na murawę przy Bułgarskiej weszli jeszcze Kasper Hamalainen i Szymon Pawłowski, a Lech zaczął w końcu wyglądać jak drużyna, która serio traktuje Ligę Europy.

Wysoki pressing i szybciej krążąca piłka zaowocowały częstszymi okazjami strzeleckimi. Tych jednak nie udało się wykorzystać. Brakowało zimnej głowy, zawodnika lepszego niż Dariusz Formella, a niekiedy tylko szczęścia, jak wtedy, gdy piłkę po strzale Dennisa Thomalli rywale rozpaczliwie wybijali z linii bramkowej. Dawidowi Kownackiemu po meczu dodatkowo można zwrócić uwagę na brak agresywności w walce o piłki kierowane do niego w polu karnym. Nastolatek w roli wysuniętego napastnika musi mocniej walczyć o te podania, które są w zasięgu jego nóg i głowy.

Trzeba jednak oddać Portugalczykom, co portugalskie – to oni mieli lepsze okazje w tym spotkaniu. Oprócz wspomnianej poprzeczki trafili jeszcze w słupek, kiedy Louis Leal ładnie wypuścił Rosę, a ten wyłożył piłkę jak na tacy Carlosowi Martinsowi. Nawet w doliczonym czasie gry Andre Geraldes Kaca dwukrotnie miał okazję pokonać Jaśmina Buricia.

Mimo bardzo dobrych ostatnich dwudziestu minut w wykonaniu Lecha, kibice pożegnali swoich ulubieńców gwizdami. Choć nie były to gwizdy, do których przywykli, bo fanów „Kolejorza” zjawiło się ledwie 7 934. Decyzja o zbojkotowaniu meczu po informacji, że jedno euro z biletów zostanie przekazane na rzecz uchodźców z Bliskiego Wschodu… To właśnie ona sprawiła, że z dawna oczekiwany mecz inaugurujący europejskie puchary przyciągnął najniższą od pięciu lat frekwencję przy Bułgarskiej. Smutny był to w istocie widok, gdy miejsce gniazdowego Lecha przez 90 minut zajmowała dwójka dzieci, które rozkosznie zabawiały się zwykle bębnem nadającym rytm zdartym gardłom fanatyków.

https://twitter.com/WSH1906/status/644609362418401280

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze