Wczoraj zaaplikował pierwszą bramkę w nowym klubie, legendarnym Bayernie Monachium. Patrzą na niego nie tylko Niemcy, ale cały piłkarski świat. Dawno nie było polskiego zawodnika z takim statusem jak Lewy. Piłkarz totalny, jak mówią Hiszpanie, prawdziwy crack. Ale czy zawsze tak?
Nasi zachodni sąsiedzi przywitali Lewandowskiego jako młodego króla strzelców polskiej Ekstraklasy, ogranego jak na swój wiek, mającego występy w reprezentacji. Kwota? 4,5 mln euro, więc nie mało jak na polskie standardy. Jednak problemy zaczęły się jeszcze przed podpisaniem kontraktu, gdyż Lech Poznań nie chciał wypłacić Lewemu ani jego menedżerowi, Cezaremu Kucharskiemu prowizji od kontraktu. Sytuacja jednak się rozwiązała i zawodnik mógł podpisać umowę z Niemcami. Do klubu przyszedł razem z Łukaszem Piszczkiem, który wcześniej reprezentował barwy Herthy Berlin. Lewandowski sam przyznał, że jadąc do Niemiec nie znał totalnie języka, jednak mógł liczyć na wspomnianego Piszczka czy Kubę Błaszczykowskiego, który w Dortmundzie był od kilku lat.
Po przyjściu Roberta do Dortmundu konkurencja była naprawdę mocna. O miejsce na froncie składu konkurowali między innymi Kagawa, Barrios, Mohammed Zidan i właśnie Lewy. Niekwestionowanym liderem napadu był Paragwajczyk, Luca Barrios, który wydawał się mieć pewny plan. Lewandowski dosyć dobrze wszedł do drużyny, strzelił kilka bramek w sparingach (w tym jeden hattrick), jednak po starcie Bundesligi był rezerwowym a w zasadzie jokerem, który pojawiał się na boisku prosto z ławki rezerwowych. Przełomowym meczem była „Święta Wojna”, jak Niemcy zwykli mawiać o pojedynku Schalke z Borrusią Dortmund. To właśnie na stadionie w Gelsenkirchen Polak dobił przeciwników, strzelając bramkę na 3:0, jednocześnie zaliczając premierowe trafienie w Bundeslidze. Nie trzeba dodawać, że była to bramka wyjątkowa nie ze względu na urodę, lecz przeciwnika. Kiedy Maciej Żurawski przeszedł z Wisły Kraków do Celticu Glasgow kibice powiedzieli, że nie jest istotna jego liczba bramek, lecz to czy trafi przeciwko Rangersom, bo wtedy będzie dla nich królem. Z całą pewnością można dostrzec analogię między stosunkami wymienionych klubów w Szkocji i Niemiec. Nienawiść. Po meczu z Schalke Lewy był kozakiem, pogrążył przeciwnika, a kibice zaczęli być bardziej przekonani do Polaka.
Lewandowski zagrał w podstawowym składzie swojej drużyny dopiero w grudniu w wygranym meczu przeciwko Norymberdze i zaczynał pukać do pierwszej jedenastki. Nie wszystko jednak szło jak po maśle. Polak miał problemy ze skutecznością, media przypięły mu ksywkę „Lewandoofski” (doof z niemieckiego oznacza „głupek”), a w sieci pojawił się filmik, który kibice uważali za adekwatny do celności zawodnika.
Droga Polaka w Niemczech była kręta i wyboista. Pierwszy sezon skończył z dziewięcioma trafieniami (w tym ośmioma w Bundeslidze), co uznane zostało za optymistyczny znak przed kolejnym sezonem. W okresie przygotowawczym kontuzji doznał dotychczasowy pewniak w składzie – Barrios. Lewy dostał szansę i zaufanie trenera Kloppa, po czym odpłacił się hattickiem z Norymbergą na początku października 2011 roku. Mimo późniejszych narzekań Kagawy, że woli grać, mając przed sobą Barriosa, to właśnie Lewy stanowił o sile ataku drużyny z Dortmundu. Co było później nikomu nie trzeba mówić. Sezon 2011/2012 skończył z 30 trafieniami w następnym licznik zatrzymał się na liczbie 36. Roberto do spółki z Błaszyczkowskim i Piszczkiem zapracowali na nowe określenie Borussi – Polonia Dortmund. Dokument o takim właśnie tytule pojawił się w Polsacie Sport, w którym prezes klubu Hans – Joachim Watzke oraz dyrektor Michael Zorc podkreślali niebagatelną rolę wymienionej trójki ze szczególnym uwzględnieniem Lewandowskiego. Dortmund za ich panowania wygrał dwukrotnie Bundesligę, Puchar i Superpuchar Niemiec oraz dotarł do finału Ligi Mistrzów. Sam zawodnik w ostatnim sezonie Dortmundu sięgnał po tytuł najlepszego strzelca niemieckiej Bundesligi.
Do Bayernu przyszedł już jako gwiazda, jako ktoś, kto zaaplikował Realowi Madryt 4 bramki w półfinale Ligi Mistrzów, po drodze strzelając multum bramek w każdych rozrywkach, będąc kluczowym graczem swojej drużyny. Bajeczny kontrakt opiewający na 10 milionów euro rocznie i ktoś, kogo koniecznie chciał mieć w swoim składzie sternik Bayernu – Pep Guardiola. Od kariery Zbigniewa Bońka, który notabene oddał Robertowi swój przydomek „Książę Nocy” po meczu z Realem nikt z Polaków nie był tak wielkim zawodnikiem. Mimo że Bayern nie musiał zapłacić nawet eurocenta za naszego snajpera, nikt nie ma wątpliwości, że to wielki transfer. Wiedział to również Mario Mandzukic, który spakował walizki i poleciał podpisać kontrakt z madryckim Atletico. To również świadczy o wielkiej klasie Lewego. Nie oszukujmy się, ale Chorwat nie miał większych szans na walkę z Polakiem, a jeśli dodać do tego pogłoski o nie najlepszych stosunkach z Guardiolą, układanka składa się w całość.
Numer 9, królewskie przywitanie w jednym z najlepszych klubów świata i można było zaczynać treningi. A na treningach mogliśmy oglądać takie oto bramki Roberta:
https://www.youtube.com/watch?v=P8gD-hTPdPY&feature=player_detailpage
Jak to mówią? Golden Touch. Przypomina się bramka Messiego w meczu Ligi Mistrzów z Arsenalem, w którym w podobny sposób zaskoczył Wojtka Szczęsnego. Mimo że na treningach nie ma jeszcze najlepszych graczy Bayernu, którzy dopiero wrócą do pracy po mundialowym odpoczynku, można być optymistą. Lewandowski będzie odpowiednią częścią układanki w Monachium, doskonale zna Bundesligę, bez trudu porozumiewa się po niemiecku, jest napastnikiem TOTALNYM. W nowej drużynie zastanie jeszcze lepszych graczy niż miał w Dortmundzie, będzie miał jeszcze więcej okazji do strzelania bramek, które z pewnością wykorzysta.
W młodości koledzy nazywali go „Bobek”, teraz mogą z dumą mówić, że kopali na podwórku piłkę z Lewandowskim. Stary pseudonim poszedł już w zapomnienie i teraz jest już tylko Lewy. Wielki Lewy. Nie mam wątpliwości, że dokonał właściwego wyboru, przechodząc do Bayernu. Nie mam wątpliwości, że zostanie jeszcze większą gwiazdą, a tytuł króla strzelców zapewni sobie już w pierwszym sezonie gry. A może tak pokusi się o coś więcej?