Robert Lewandowski jak za Smudy i Fornalika – demony wracają?


Robert Lewandowski nie zachwycił postawą w październikowych meczach kadry

13 października 2021 Robert Lewandowski jak za Smudy i Fornalika – demony wracają?
Jacek Pietrasik

Każdy może mieć gorszy dzień, gorszy okres. Piłkarz również, bo (uwaga!) to też człowiek. Możesz się starać, próbować, ale po prostu nic ci nie idzie. Możesz też rozkładać ręce, robić miny i wzdychać. Drugą postawę przyjął w ostatnich meczach drużyny narodowej Robert Lewandowski, który ewidentnie ma słabszy czas. Kiedyś to w końcu musiało nadejść, ale jak długo potrwa?


Udostępnij na Udostępnij na

Dwa ostatnie mecze w Bundeslidze, dwa ostatnie w reprezentacji – zero bramek autorstwa RL9. Czyli jednak to człowiek, nie kosmita.

Gdzie leży problem?

Nigdy nie jest tak, że wina leży wyłącznie po jednej stronie. Dlatego warto rozważyć, czy Robert Lewandowski naprawdę gra tak tragicznie, czy może winni są też jego partnerzy?

Prawda jest taka, że „Lewy” niesie reprezentację na barkach. Dyplomatyczne formułki o drużynie i graniu razem na razie rzućmy w kąt. Ok, sam meczu nie wygra, ale bez niego trudno o zwycięstwo. Gdy był w swoim szczytowym momencie, potrafił zdobyć bramkę z połowy sytuacji. Przedryblował rywali czy przebiegł hektar boiska, aby wyłożyć koledze do pustej albo samemu strzelić.

Wielu powie, że taki piłkarz, jak bardzo nie byłby pod formą, choćby z San Marino powinien poprawić sobie humor i ukłuć chociaż jednego gola. To prawda, tym bardziej że miał ku temu okazje. Nie typowe „setki”, ale dosyć klarowne sytuacje. Może problemem jest to, że ma wokół siebie źle dobranych partnerów?

Sfrustrowany Robert Lewandowski

Jak każdy cieszy się, że żyje w erze „Lewego” i czuje dumę, że Polak coś znaczy w wielkim futbolu, tak tych dwóch meczów w jego wykonaniu nie dało się oglądać. Wielu kibiców miało te same odczucia – to był inny Robert Lewandowski niż dotychczas. Wzdycha, macha rękoma, robi miny, gestykuluje. Czasem trzeba zrugać kumpla, który może w ten sposób się ogarnie, i on jako kapitan ma takie prawo, ale to nie było to. Mowa ciała napastnika była bardzo negatywna. Zupełnie niepotrzebne były nerwy i frustracja. To tylko bardziej spinało 33-latka i nie pomagało przy poszukiwaniach trafienia.

Jacek Pietrasik

Powyższe zdjęcie przedstawia naszego kapitana w momencie schodzenia z boiska w spotkaniu przeciwko San Marino. Może był zmęczony, psychicznie i fizycznie, ale ten kadr jest bardzo wymowny. Tak jak wymowny był widok, gdy już siedział na ławce z sinymi ze złości, zaciśniętymi ustami. Dawno nie było takiej sytuacji.

Oprócz gestykulacji były też typowo złe boiskowe zachowania i niewłaściwe wybory. Nasz lis pola karnego zawsze miał to coś, tę czutkę, gdzie spadnie piłka. Teraz chował się za obrońcami, jakby nie chciał wychodzić do piłek. Nie pokazywał się do podań, tylko futbolówka do nogi. Źle to wyglądało. 33-latek męczył się, grał jak za karę.

Złe szybko minie, my wiemy swoje

Robert Lewandowski jako kapitan wiele razy pokazywał swoją szlachetność i odpowiednie zachowania. A to motywował, a to zdejmował presję z kolegów, a to oddał wracającemu po kontuzji Błaszczykowskiemu karnego. Tak postępuje wódz, który także wie, że najważniejsza jest drużyna i jej dobro. Dopiero potem można myśleć o indywiduach. Oczywiście tak klasowy zawodnik chce zawsze dołożyć coś od siebie, to zrozumiałe. Jednak on napędza resztę i powinien swoim zachowaniem dawać impuls, a nie robić nieuzasadnione wyrzuty. Dobrze wie, że od jego postawy zależy nastawienie całej drużyny.

Pod formą może być każdy, o to nie mamy pretensji. Tym bardziej że drużyna na plus w ostatecznym rozrachunku, ale po prostu boimy się, gdy widać takie ujęcia, bo pojawiają się flashbacki z 2012 czy 2013 roku. Wtedy, za Smudy czy Fornalika, każde zgrupowanie było dla „Lewego” cierpieniem, a kolejny mecz okazją dla dziennikarzy do wyliczania minut bez trafienia. Odmienił go Adam Nawałka i zrobił z niego kapitana w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Nie chcemy przypominać sobie RL9, który odetchnął z ulgą, gdy w 2013 strzelił Czarnogórze i mógł dać upust zbieranym przez miesiące emocjom. Zdecydowanie wolimy wyrównanie na 2:2 ze Szkocją w ostatniej akcji w 2015 roku czy atomową główkę dwa dni później, która napoczęła Irlandię i finalnie pomogła w awansie na Euro we Francji.

Umówmy się, ten gość nie musi już nikomu nic udowadniać. Jest wielkim graczem. Niezależnie, czy strzeli cztery gole w jednym meczu czy w czterech z rzędu nie strzeli w ogóle. I tak każdy go szanuje. Chęć bycia najlepszym i ambicje są silniejsze i jest w nim sportowa złość, głód, ale szkoda zaprzątać sobie tym głowę. Wciąż wiele przed nim, bo jak sam stwierdził, czuje się na kilka lat mniej, niż wskazuje metryka. A przecież gorszy czas minie szybciej, niż przyszedł i pozostanie odległym wspomnieniem. Trzeba pozwolić mu minąć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze