Legia zaczęła ten sezon fatalnie. Porażka z "Kolejorzem" była już szóstą klęską na krajowym podwórku. Głosy krytyki w stronę warszawian nie milkną. Szanse podopiecznych Czesława Michniewicza na zdobycie mistrzostwa maleją z kolejki na kolejkę...
W obliczu tak silnych przeciwników, a przede wszystkim tak słabej formy w lidze, misja pod tytułem „Obrona tytułu” wydaje się wręcz niewykonalna. Legia znalazła się w sytuacji, która spędza sen z powiek każdemu jej sympatykowi. Na domiar złego rodzi się pytanie, co z przyszłością obecnego szkoleniowca klubu ze stolicy.
#LEGLPO pic.twitter.com/nIFnxCL6qY
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) October 17, 2021
Miało być inaczej…
Nie tak wyobrażali sobie szlagier 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy wszyscy związani drużyną z Łazienkowskiej 3. Na przedmeczowej konferencji zapowiadano stanowczą ofensywę, styl, jaki oglądaliśmy jeszcze na przełomie marca i kwietnia bieżącego roku. A wyszło… nie do końca tak, jak miało wyjść.
– Najbliższy mecz jest najważniejszy. Myślimy tylko o spotkaniu z Lechem. Nikt w klubie nie rozmawia o Napoli, skupiamy się tylko na niedzieli. Rzucimy wszystkie siły na Lecha – mówił Czesław Michniewicz na piątkowej konferencji prasowej.
Legia przegrała pod wieloma aspektami
Lech wyglądał w tym starciu lepiej, dużo lepiej, niż gospodarze. W grze legionistów brakowało wszystkiego, zaczynając od podstawowych błędów w kryciu, przechodząc przez brak kreatywności w środku pola, kończąc na fatalnej postawie ofensywy.
To, co zaobserwowaliśmy podczas niedzielnego widowiska, znacznie mija się z tym, o czym mówił Czesław Michniewicz na pomeczowej konferencji. Trener Legii uważa, że jego zespołowi zwyczajnie zabrakło szczęścia. Nawiązując to tej wypowiedzi, można byłoby przywołać słynne powiedzenie: „Nic bardziej mylnego”.
– Powiedziałem w szatni zawodnikom, że nie mogą mieć pretensji o treści – ktoś nie chciał. Daliśmy z siebie wszystko, podobnie jak zawodnicy Lecha. Jest jednak element, którego nie da się wytrenować – szczęście. Tego nam dzisiaj zabrakło – opowiadał na spotkaniu z prasą po starciu z Lechem trener mistrzów Polski.
O marazmie Legii najlepiej świadczy fakt, że Filip Bednarek najbardziej się spocił, gdy świętował gola dla Lecha, a tak to bez poważnej interwencji.
I Joao Amaral co się dziś napracował w defensywie. Cały czas pod prądem.
— Maciej Łuczak (@maciejluczak) October 17, 2021
W tym przypadku liczby nie kłamią…
Dokładnie, a nawet są tego świetnym odzwierciedleniem. Owszem, Legia dłużej utrzymywała się przy piłce niż jej rywale, ale to właśnie gracze Macieja Skorży częściej dochodzili do sytuacji podbramkowych. Było to widoczne, szczególnie gdy spojrzeliśmy na końcowe statystyki. Poniższa grafika idealnie obrazuje więc przebieg całej konfrontacji.
Fatalny Emreli
Wspomnieliśmy wcześniej o słabej grze z przodu, lecz musimy wyszczególnić tutaj tragiczną dyspozycję Mahira Emreliego. W polskim klasyku Azer wypadł blado. Nie potrafił odnaleźć się w konstruowaniu akcji ofensywnych i zmarnował bardzo dogodną sytuację w drugiej połowie. Nie do tego przyzwyczaił on dotychczas wszystkich obserwujących jego popisy…
– Drugą połowę rozpoczął bardzo dobrze. Spełniał wymagania, o których mu mówiłem. Mahir jest jednak rozliczany ze strzelania goli. Dziś tego nie zrobił, więc nie może być zadowolony ze swojego występu – podsumowywał mecz z Lechem Czesław Michniewicz na wyżej wymienianej konferencji prasowej.
Kacper Tobiasz – jedyny wygrany legionista?
Raczej można tak powiedzieć. Tak, z tego miejsca moglibyśmy nieśmiało wyróżnić też Jouse, aczkolwiek w poczynaniach Portugalczyka zabrakło czegoś ekstra.
Czegoś, co zaobserwowaliśmy w postawie Kacpra Tobiasza. Golkiper Legii spisywał się solidnie przez cały mecz. Trudno przecież mieć do niego pretensje o wpuszczoną bramkę. Na dodatek obronił on rzut karny w doliczonym czasie gry, co było tylko idealnym zwieńczeniem udanego występu młodego bramkarza.
Kacper Tobiasz broni strzał Mikaela Ishaka❗⚽❌ https://t.co/Eogaa77aGg pic.twitter.com/zWOJvFMhZu
— TVP SPORT (@sport_tvppl) October 17, 2021
Co powinna zrobić Legia?
Sympatycy rywali mogą się zaśmiać i powiedzieć: „wygrywać”. I taka właśnie jest prawda. To, w jakim klub Dariusza Mioduskiego znajduje się położeniu, nie jest ani trochę satysfakcjonujące dla warszawskich kibiców. Nie potrafią wynagrodzić tego nawet korzystne rezultaty na poziomie europejskim. Obecnie Legia ma aż 15 punktów (!) straty do pierwszego w tabeli Lecha…
📈📉@LechPoznan obronił fotel lidera, cenne wygrane @MKSCracoviaSSA i @WislaPlockSA, @LegiaWarszawa pozostaje na 15. lokacie 👇
🔚 #WPŁPOG 1:0 #CRAWAR 2:0 #LEGLPO 0:1 pic.twitter.com/z7KGtx1l8R
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) October 17, 2021
– Trzeba pokonać ten moment, nieważne, czy ze mną, czy beze mnie. Legia to silna drużyna i na pewno przez to przejdzie. Patrzymy na tabelę i wiemy, jak to wygląda. Nasza sytuacja jest bardzo zła – powiedział Czesław Michniewicz na wielokrotnie wymienianej konferencji prasowej po niedzielnym meczu.
Warto przy okazji zwrócić uwagę na powyższą wypowiedź trenera warszawian. Wielu odniosło wrażenie, jakoby popularny menadżer był już pogodzony z utratą swojej posady. Nic dziwnego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę chłodne relacje szkoleniowca z prezesem Legii oraz bardzo słabe rezultaty w lidze, możemy dojść do dość klarownych wniosków…
Legia Warszawa w ostatnich 16 meczach w Ekstraklasie zdobyła tylko 13 bramek.
Od 10 kwietnia żaden zespół nie strzelił mniej goli (nie licząc spadkowiczów i beniaminkow).
— Adam Sławiński (@AdamSlawinski) October 17, 2021
O powrót do reszty stawki, walczącej o mistrzostwo, legioniści będą się starać już 24 października o godzinie 20:00. Przy ulicy Okrzei podejmie ich gliwicki Piast. Wcześniej jednak przyjdzie im się zmierzyć w Lidze Europy z obecnym liderem Serie A – SSC Napoli.