Ekstraklasa, wbrew temu, co jeszcze niedawno mówił Czesław Michniewicz, wchodzi w kluczową fazę sezonu. To wiadomo nie od dziś. Do końca rozgrywek pozostało osiem kolejek, nie licząc obecnej serii gier. Osiem meczów do rozegrania, 24 punkty do zdobycia, które mogą zmienić szalenie wiele. Każde potknięcie może mieć swoje konsekwencje na koniec sezonu. Dlatego też niezwykle ważne dla układu tabeli było starcie, w którym mierzyły się ze sobą liderująca Legia Warszawa oraz Zagłębie Lubin.
Co prawda obydwa kluby znajdują się w zupełnie innym położeniu. Obydwie drużyny walczą o inne cele, lecz każda z nich zdecydowanie chciała wygrać to spotkanie. Wiadomo było, że w obliczu tak ważnego pojedynku zarówno jedna, jak i druga ekipa wystawi swoją najsilniejszą możliwą jedenastkę.
Fakt faktem Zagłębie Lubin zajmowało przed tą kolejką szóste miejsce w ligowej klasyfikacji. W Lubinie kibice dalej żyli nadzieją na grę w następnej edycji europejskich pucharów i mieli jak najbardziej do tego argumenty. Kadra „Miedziowych” w końcu nie wygląda dużo słabiej od reszty drużyn z czołówki, a i w tym sezonie nie prezentowali się oni źle w starciach z zespołami z czołówki, ale… no właśnie „ale”
Ale ich przeciwnikiem była Legia Warszawa. Rozpędzona Legia. Legia pewnie krocząca po krajowe mistrzostwo i Legia, która pozbyła się prawdopodobnie każdego swojego problemu. Zespół z Warszawy w końcu gra świetnie, a siłą kadrową wyrasta ponad poziom ekstraklasy. Wszyscy związani z drużyną „Wojskowych” świadomi byli więc, że niedzielne zwycięstwo będzie dla nich obowiązkiem.
Zagrożeni piłkarze
Tych Legia w swoich szeregach miała kilku. Chodzi oczywiście o możliwość pauzowania za żółte kartki. Już po ostatnim meczu warszawian wiadomo było, że w konfrontacji z Zagłębiem nie wystąpi Filip Mladenović. Serb przekroczył limit tychże właśnie wykroczeń w wygranym meczu z Wartą Poznań i nie mógł wystąpić przeciwko „Miedziowym”.
Na tym zmartwienia Legii się nie kończyły. Przed niedzielnym meczem zawieszeniem byli zagrożeni również Bartosz Slisz oraz Artur Jędrzejczyk. Jak powszechnie wiadomo, pierwszy z nich jest ostatnio w świetnej formie, co zaowocowało powołaniem do reprezentacji Polski. Trudno więc byłoby trenerowi Michniewiczowi żyć ze świadomością, że w następnym spotkaniu z drugą w tabeli Pogonią nie mógłby postawić na jednego ze swoich kluczowych zawodników.
Inaczej sprawa przedstawiała się w przypadku Jędrzejczyka. Jędrzejczyka, który, lekko mówiąc, nie był ostatnio w dobrej formie… Powiem więcej, dyspozycja defensora była słaba, bardzo słaba. Dlatego też nie wystąpił on w dwóch wcześniejszych meczach. W przypadku otrzymania przez niego żółtej kartki byłoby to już ósme takie upomnienie Jędrzejczyka w tym sezonie.
Thomas Pekhart
Martin Sevela nieco zaskoczył. Zaskoczył tym, że nie poczynił żadnych zmian względem ostatniego spotkania. A dlaczego było to takie zaskakujące? A no dlatego, że jego Zagłębie przegrało ostatni mecz z Górnikiem Zabrze 0:2. „Miedziowi” może nie spisywali się tragicznie, lecz wydawać się mogło, że w wyjściowej jedenastce przydałaby się dawka lekkiej świeżości.
W takim zestawieniu rozpoczniemy mecz z @LegiaWarszawa! 🔥
Zagłębie tylko zwycięstwo! 🇨🇮 pic.twitter.com/xE1TVr7e2l
— Zagłębie Lubin (@ZaglebieLubin) March 21, 2021
Legia zdecydowała się na trzy zmiany względem ostatniego starcia z Wartą Poznań. Do wyjściowej jedenastki wrócił Thomas Pekhart, co wiązało się z posadzeniem na ławce rezerwowych Rafaela Lopesa. Dodatkowo po dwóch meczach nieobecności w podstawowym składzie wystąpił wcześniej wspominany Jędrzejczyk. Brak Filipa Mladenovicia oznaczał spore komplikacje, lecz Czesław Michniewicz znalazł na wszystkie te problemy rozwiązanie i Serba zastąpił na jego pozycji Josip Juranović.
WIECIE CO ROBIĆ! 👊 #ZAGLEG
Centrum Meczowe ➡️ https://t.co/fSZQOymDGf pic.twitter.com/2xqrK4qYcR
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) March 21, 2021
Szybko się zaczęło strzelanie w tym meczu. Nawet bardzo szybko. Błąd w polu karnym popełnił zawodnik, który w tym sezonie raczej nie kojarzy się z pozytywnymi odczuciami – Djordje Crnomarković. Serb sfaulował w polu karnym Thomasa Pehkarta. Pekharta, który takich okazji na powiększenie swojego dorobku strzeleckiego po prostu nie marnuje. Czech posłał piłkę z jedenastu metrów w sam środek bramki i już w 6. minucie tego meczu dał Legii prowadzenie.
To, że Thomas Pekhart jest świetnym napastnikiem jak na polską ekstraklasę, wiadomo nie od dzisiaj, a następnymi swoimi występami tylko to potwierdza. Już w 14. minucie spotkania oglądaliśmy drugiego gola w wykonaniu snajpera Legii. Pekhart wykorzystał błąd defensorów Zagłębia Lubin i przed końcem pierwszego kwadransa Legia wygrywała już 2:0.
Thomas Pekhart, Thomas Pekhart i jeszcze raz THOMAS PEKHART. Dokładnie tak najlepiej opisać początek tego spotkania. Goleador Legii odnotował już w 18. minucie klasycznego hattricka. On jest po prostu nieprawdopodobny. Obserwując jego grę, można odnieść wrażenie, że piłka sama go szuka w polu karnym. Wydawało się, że ten mecz rozstrzygnął się już przed 20. minutą, oczywiście na korzyść Legii i nieprawdopodobnego Thomasa Pekharta.
ONE MAN SH⚽️⚽️⚽️W #ZAGLEG
Centrum Meczowe ➡️ https://t.co/fSZQOymDGf pic.twitter.com/pcVuba5Eux
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) March 21, 2021
Legia jest nie do zatrzymania
Legia dalej pokazywała, że to właśnie ona zasługuje w tym roku na krajowe mistrzostwo. Zawodnicy z Warszawy świetnie rozegrali akcję w 31. minucie. Wszystko zapoczątkował Andre Martins swoim podaniem do Luquinhasa. Brazylijczyk skierował piłkę w pole karne, jednak Bartosz Kapustka nie zdołał skierować jej do siatki.
Pierwsza połowa zakończyła się więc dominacją i trzybramkową wygraną Legii. Nie ma co ukrywać, trudno było oczekiwać jakichś większych emocji związanych z drugą połową. Zagłębie nie wykazywało żadnych oznak, jakoby mogliby rywalizować z Legią jak równy z równym. Druga część spotkania wydawała się więc dla Legii tylko formalnością.
Sprawa mistrzostwa rozstrzygnięta?
O ile według trenera Czesława Michniewicza, 2:0 jest bardzo niebezpiecznym prowadzeniem, tak trzybramkowe już nie powinno takie być. Stąd też na początku drugiej połowy oglądaliśmy dużo spokojniejszą i bardziej oszczędzającą się Legię. Może nie do końca tego spodziewali się kibice drużyny z Warszawy, ale było to jak najbardziej zrozumiałe podejście legionistów.
Zagłębie Lubin za to nie potrafiło wykorzystać bardziej chaotycznej gry Legii. Piłkarze Martina Seveli nie prezentowali się lepiej niż w pierwszej połowie. Dalej ich gra wyglądała, lekko mówiąc, nijako. Ciągle mogliśmy oglądać różnicę klas między obiema drużynami, w ekipie z Lubina trudno było kogokolwiek wyróżnić.
Stonowana postawa Legii nie potrafiła uspokoić bestii, która ciągle wydawała się głodna. Był nią oczywiście Thomas Pekhart. Czech w 63. minucie zanotował czwartą bramkę w tym spotkaniu. Dawno nie oglądaliśmy tylu goli strzelonych przez jednego zawodnika w meczu ligowym. Było to 19. trafienie Pekharta w tym sezonie polskiej ekstraklasy. Napastnik przez duże „N”.
64' | Tomas Pekhart dalej swoje… CZTERY! 😎#ZAGLEG 0⃣:4⃣ pic.twitter.com/bxvynnLtEg
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) March 21, 2021
Do końca spotkania oglądaliśmy głównie walkę w środku pola. Mecz zakończył się więc wygraną Legii 4:0, co tylko utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że to właśnie „Wojskowi” w tym roku sięgną po krajowe mistrzostwo. Ekipa z Warszawy jest po przerwie zimowej wprost nie do zatrzymania i trudno byłoby na krajowym podwórku znaleźć drużynę, która będzie w stanie przeciwstawić się zespołowi Czesława Michniewicza.
Zagłębie Lubin natomiast pokazało, że raczej nie są w tym sezonie w stanie zająć miejsca premiowanego grą w kwalifikacjach do UEFA Conference League. „Miedziowi” w tym starciu nie zaprezentowali nic, co mogłoby się spodobać kibicowi. Ten mecz w wykonaniu ekipy Seveli najlepiej chyba opisuje ostatnia forma, jak i sama osoba Djordje Crnomarkovicia.