Legia wygrywa Puchar Polski!


Legia Warszawa mierzyła się w finale Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa. Regulaminowy czas gry nie rozstrzygnął wyniku... Zrobiła to seria rzutów karnych, w których lepsi okazali się „Wojskowi”

2 maja 2023 Legia wygrywa Puchar Polski!
Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Legia Warszawa zwycięzcą Pucharu Polski w sezonie 2022/2023! Mimo że w PKO Ekstraklasie wszyscy ze stolicy raczej pogodzili się z byciem pod Rakowem Częstochowa, inaczej było w krajowym pucharze. Tu może nie lepsi, ale skuteczniejsi byli podopieczni Kosty Runjaicia.


Udostępnij na Udostępnij na

Legia Warszawa wygrała po męczarniach. I to męczarniach trwających od 30 sierpnia, czyli od pierwszego meczu w tegorocznych rozgrywkach. Dlatego, że jej droga do tego finału była bardzo trudna… Awans do drugiej rundy po golu Carlitosa w 112. minucie, awans do ćwierćfinału po konkursie rzutów karnych i trudny, bardzo wymagający półfinał z Lechią Zielona Góra.. Dziś ponownie „jedenastki” przesądziły o końcowym wyniku.

Legia zabiła mecz

Legia wygrała i często mówi się, że zwycięzców nie powinno się sądzić. Ten akapit też nie jest po to. Niemniej nie ma co ukrywać, że nie był to najbardziej efektowny mecz w wykonaniu warszawiaków. Oczywiście wynikało to z czerwonej kartki dla Yuriego Ribeiro w 6. minucie. Legioniści nie atakowali jednak w ogóle. Mało tego. W mecz weszli beznadziejnie nie tylko ze względu na tę karę indywidualną. Obrońcy byli ospali, pomocnicy przegrywali każdą rywalizację w środku pola, a linia ataku… Ona grała? Zdaje się, że to kompletnie zrujnowało plan Kosty Runjaicia na to spotkanie. Niemiec raczej stawia na przewagę gry przy piłce. Jej nie było. Około 70% posiadania futbolówki było po stronie Rakowa. Legia od tego sezonu też częściej atakuje, a w rozgrywkach PKO Ekstraklasy więcej goli od niej ma tylko Raków. Tu uderzenia były dwa i to oba kompletnie niecelne.

Legia nie tworzyła więc absolutnie żadnego zagrożenia. „Wojskowi”, nawet gdy wychodzili z jakąś akcją, szybko byli zatrzymywani. Widząc to, trener chyba nawet sam wpadł na pomysł, aby tylko bronić. To wychodziło im dziś akurat bardzo dobrze. Szczęścia było dużo, ale jeszcze więcej dobrej organizacji w defensywie. Legia blokowała strzały, odbierała raz po raz piłki i skutecznie minimalizowała ryzyko. To udało się w pierwszej i w drugiej połowie. W dogrywce tylko wytrzymała do rzutów karnych. Zabiła mecz, ale dla niej właściwie bardzo dobrze, że to zrobiła. Zagrała do bólu pragmatycznie, ale jakże była w tym dobra.

Raków dominował…, ale skutków brak

Na sprawę spójrzmy teraz z perspektywy Rakowa Częstochowa. Atakował, dominował, ale jak wskazuje tytuł akapitu, skutków tej ciężkiej pracy nie było. Przewaga jednego zawodnika miała służyć Rakowowi, ale to się absolutnie nie stało. Nie ma co jednak mówić, że było to słabe spotkanie w wykonaniu „Medalików”. Wręcz przeciwnie. Częstochowianie grali naprawdę bardzo dobrze… do momentu, kiedy trzeba było uderzyć na bramkę rywali. Bardzo proste jest mówienie o mentalności, ale tu wydaje się, że rzeczywiście coś nie zagrało jak należy w głowach piłkarzy. Liczne sytuacje, które powinny być wykorzystane, kończyły się jedynie w większości słabymi bądź niepewnymi próbami zagrożenia fantastycznie dysponowanego dziś Kacpra Tobiasza. Do tego finalnego gola się zbliżali i nawet się na niego zapowiadało, ale nic z tego.

Jaka więc była przyczyna takiej gry mimo grania 11 na 10 przez właściwie całe spotkanie? Dobrze dysponowana w defensywie Legia – to już wiemy. Do tego doszła słaba dyspozycja dziś Iviego Lopeza… Po Hiszpanie było po prostu widać to, że za grosz nie ma rytmu meczowego. Błąd Marka Papszuna, że wystawił go od początku? Być może po części tak. Później, widząc jednak mizerną grę swojego podopiecznego, postanowił go ściągnąć. A ci zmiennicy Rakowa dziś dawali pozytywny impuls. Niestety wiązał on się również z rosnącym niepokojem w Rakowie. Minuty mijały, Raków bez gola mimo wielu szans… To musiało być frustrujące, co widać było w reakcjach trenera, w coraz częstszych przepychankach piłkarzy z Częstochowy czy późniejszych akcjach pełnych błędów i nieskładności. Kulminacja tych negatywnie działających emocji przechodziła przez nich w dogrywce. Legia wygrała, ale przede wszystkim to Raków przegrał z samym sobą.

Legia Raków

Kacper Tobiasz bohaterem

Nie wspominany wcześniej Ivi Lopez, nie Josue, ale Kacper Tobiasz był największym bohaterem i najjaśniejszą postacią na boisku. Na pewno emocjonalnie był to dla niego arcytrudny mecz. Może pod tym względem nawet najbardziej wymagający w całej karierze. W końcu była to tak naprawdę jedyna szansa na trofeum w bieżących rozgrywkach, w końcu od 6. minuty Legia grała jednego zawodnika mniej i nareszcie o Kacprze Tobiaszu mówi się dużo w kontekście odejścia latem za granicę. Jeżeli agent będzie musiał przekonać jakiś klub do kupna tego zawodnika, z pewnością pokaże mu ten mecz. Ale przejdźmy do meritum. Wiele można mówić o braku odpowiedniej mentalności Rakowa Częstochowa, co rzeczywiście pokryło się z rzeczywistością. Niemniej głównie to Kacper Tobiasz sprawił, że wynik był, jaki był – korzystny dla wiceliderów PKO Ekstraklasy.

Pomijając obroniony ostateczny karny, trzeba wspomnieć, że szczególnie na początku pierwszej połowy meczu zawodnicy Rakowa Częstochowa mieli kilka otwartych akcji. Działo się to jeszcze przed tym, jak obrona Legii się ustabilizowała. Kilka strzałów powinno, a nawet musiało zakończyć się golem. Fakty są takie, że po kwadransie gra wskazywała na przynajmniej trzybramkowe prowadzenie „Medalików”. Tymczasem ciągle na posterunku był omawiany w tym akapicie 20-latek, który koncentrację zachował aż do końca dzisiejszego wieczoru. Fernando Santos niejednokrotnie pokazywany przez realizatorów meczu oglądał pojedynek Legii z Rakowem z wysokości trybun. Jeżeli kogoś miałby wypatrzeć w kontekście gry w kadrze, zdecydowanie mógł być to ten charyzmatyczny golkiper. Zresztą po tym, gdy potwierdziło się to, że Legia wygrała to trofeum, Kacper Tobiasz został doceniony przez kibiców, którzy zaczęli śpiewać na jego cześć. W dodatku otrzymał w pełni zasłużoną statuetkę dla najlepszego zawodnika tego wieczoru.

Marek Papszun odejdzie niedosytem

Marek Papszun odchodzi po sezonie z Rakowa Częstochowa. To już wiemy. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że jest to człowiek głodny kolejnych sukcesów. Toteż nie powinny dziwić jego słowa na gorąco po meczu:

Nie ma co komentować pracy sędziego Lasyka. Nie zauważył ewidentnej czerwonej kartki – nic więcej nie trzeba dodawać…

Inne wypowiedzi też przebiegły w podobnym tonie. Raków czuje niedosyt. Jego najlepszy trener w historii mógł zwieńczyć swoją piękną historię nie dość, że zbliżającym się już wielkimi krokami mistrzostwem Polski, to jeszcze zdobytym pucharem. Jak to się mówi, nie można mieć wszystkiego. Ewidentnie nie jest to w smak żadnemu sympatykowi Rakowa, aczkolwiek przed nim jeszcze końcówka sezonu, w której to trzeba udowodnić swoją wyższość w tym długodystansowym wyścigu. Bitwę z początku sezonu wygrały „Medaliki” (4:0), a teraz lepszą passę ma Legia (zwycięstwo 3:1 i dzisiejszy triumf okraszony pucharem). Choć dzisiaj schodzą z boiska z opuszczonymi głowami, dalej trzeba pamiętać, że całościowo był to dla nich bardzo dobry sezon, który przejdzie do historii – nie tylko drużyny z Częstochowy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze