Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok napisały piękną historię. Biało-czerwona Liga Konferencji Europy


Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok kończą swój fenomenalny start w Lidze Konferencji Europy na etapie ćwierćfinałów. Co to była za opowieść!

18 kwietnia 2025 Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok napisały piękną historię. Biało-czerwona Liga Konferencji Europy
Marta Badowska / PressFocus

Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok napisały kawał historii w Lidze Konferencji Europy. Choć przed paroma laty wydawałoby się to nonsensem, to tak jest – przygoda dwóch polskich drużyn z europejskimi pucharami kończy się ledwie na trzy dni przed Wielkanocą. Do zatrzymania biało-czerwonego marszu w drabince Ligi Konferencji potrzeba było dopiero czołowych klubów z top3 światowych rozgrywek – Realu Betis i Chelsea FC.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie takie straszne Chelsea i Betis. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok postraszyły gigantów

Po pierwszych meczach Legii Warszawa i Jagiellonii Białystok w ramach ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy mogliśmy odnieść wrażenie odbicia się od ogromnego muru, znad którego wystaje jeszcze drut kolczasty. Już tydzień temu byliśmy pogodzeni z tym, że to koniec. Liczyliśmy może na Jagiellonię Białystok, ale nadrobienie dwubramkowej straty z obecnie szóstą najlepszą drużyną La Liga to, nie oszukujmy się, coś, co pozostawało raczej w sferze onirycznej. Na jawie o takie cuda naprawdę niełatwo.

Wiara i nadzieja są obecne w każdym kibicu, ale raczej nastawialiśmy się, że 17 kwietnia Anno Domini 2025 to oficjalne pożegnanie polskich klubów z Ligą Konferencji. Czy nam się to podoba, czy nie. Oczekiwaliśmy jedynie pożegnania na pewnym poziomie. Zaakcentowania swojej obecności. Przeszkodzenia, zestresowania wielkiego Betisu i wielkiej Chelsea. Kibice chcieli, by Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok wpisały się wielkimi literami w historii LKE i rzecz jasna polskiej piłki. Udało się.

Bez kompleksów na Stamford Bridge

Legia Warszawa postraszyła Chelsea FC. Dynamicznymi kontrami, przecinaniem podań, fizyczną i intensywną grą. W grze podopiecznych Goncalo Feio zauważalna była pewna zachłanność. Chęć zrekompensowania fanom porażki sprzed tygodnia, raczej kiepskiej postawy w PKO BP Ekstraklasie. Kadra „Wojskowych” jest taka, jaką widzimy. Tutaj zagrał mental. Warszawiacy napisali historię. Pogrążeni w kryzysie, z trenerem, którego pozycja wisi na włosku, po ligowej klęsce z Jagiellonią Białystok 0:1 poprzedzonej bolesną porażką w Warszawie właśnie z „The Blues” jadą na Stamford Bridge. Niby chłopcy do bicia, niby zespół, z którego w ostatnich tygodniach śmieje się pół piłkarskiej Polski. Klub, którego kibice tracą cierpliwość w błyskawicznym tempie.

Przyjeżdżają na Stamford Bridge i zmuszają piłkarzy Chelsea FC, żeby za nimi biegali. Marc Cucurella gonił Ryoya Morishite, Josh Acheampong – Luqinhasa. Spod krycia uciekł Steve Kapuadi, strzelił gola. Nawet Tomas Pekhart, który wyszedł w wyjściowej jedenastce Legii pierwszy raz od października, strzelił gola! Legioniści oddali pięć celnych strzałów na bramkę Filipa Jorgensena. Wykręcili współczynnik xG na poziomie 2,22. Przeciwko Chelsea FC, która wyszła w wyjściowym składzie na własnym stadionie.

Claude Goncalves rozegrał mecz życia. Wyglądał jak Andreas Iniesta, Luka Modrić, Steven Gerrard i Clarence Seedorf skondensowani w jednym organizmie. Ta dyscyplina sportu jest tak zakręcona, że tym organizmem stał się właśnie ten 31-letni Portugalczyk. To nie utopia, widzieliśmy to wczoraj na własne oczy.

Kibice Chelsea FC wygwizdali swoich piłkarzy, którzy wczoraj byli słabsi od Legii Warszawa. Kibice Chelsea, którzy wcześniej systematycznie byli zagłuszani przez warszawskich fanów, a gdy ci zaczęli zabawę z pirotechniką, pełni podziwu wyciągnęli telefony i zaczęli nagrywać. Show na boisku, show na trybunach.

Żeby doprowadzić do zakończenia tej historii w taki sposób, trzeba mieć mentalność.

Adrian Siemieniec podziwiany przez Pellegriniego

Nie możemy też pominąć Jagiellonii Białystok. Gdy ta zdobywała mistrzostwo Polski, mogłoby się wydawać, że to już znana nam historia. Był już taki klub, który wykorzystał gorszy moment zespołów ze ścisłej ekstraklasowej topki i sięgnął po sensacyjne mistrzostwo Polski. Piast Gliwice, sezon 2018/2019. Skończyło się na 14-milionowej dotacji od miasta tej zimy, by Piast mógł dalej egzystować. Tymczasem Jagiellonia Białystok pokazała klasę, organizacje, chęć stworzenia czegoś więcej i na dłużej. Nie wiemy, jak będzie wyglądała podlaska ekipa po odejściu Afimico Pululu, Jesusa Imaza czy przede wszystkim Adriana Siemieńca ze stanowiska trenera. Władze klubu robią jednak wszystko, by wciąż pozostać w ekstraklasowej czołówce. Pieniądzy za dotarcie do ćwierćfinału Ligi Konferencji nie chcą przeznaczyć na wielkie zakupy, ale budowę czegoś trwalszego – nowoczesnego centrum treningowego. Panteon wielkich futbolowych miast w Polsce ma wzbogacić się o Białystok.

Dwumecz z Realem Betis pokazał nieustępliwość Jagiellonii. Hiszpańskiej ekipy nie udało się pokonać, ale „Jadze” nie brakowało okazji, fantazji. Zagrała wysoko, bez kompleksów. Nieraz graczom Betisu pod presją Jagiellonii zdarzało się popełnić głupi błąd. Ogromny wysiłek w mecz włożył Darko Churlinov. Operował w wielu strefach. Od początku meczu wkładał ogromne pokłady zaangażowania w grę. Ukoronowała to bramka w 80. minucie spotkania – Macedończyk ładnie zabawił się z defensywą Realu Betis.

Wcześniej parokrotnie blisko gola byli Jesus Imaz czy Kristoffer Hansen. Ten mecz był w zasięgu Jagiellonii, ale jednak różnica jakości przesądziła o tym, że Jagiellonia swoją drogę zakończyła remisem. To i tak jest duża rzecz.

Jagiellonia Białystok zrobiła ogromne wrażenie na Manuelu Pellegrinim, który gratulował Adrianowi Siemieńcowi. Trenerowi, który dwa lata temu obejmował zajmującą 14. miejsce w lidze Jagiellonię Białystok chwilę po tym, gdy prowadził trzecioligowe rezerwy. Rok później zdobył mistrzostwo Polski. Dwa lata – zagrał w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy z Realem Betis, zbierając gratulacje od trenera ze światowej elity. Historia szkoleniowca „Jagi” to materiał na film. Niełatwa młodość, ciężka i systematyczna praca pomimo przeciwności losu, by dziś być podziwianym w Polsce, a nawet poza nią.

Mecze Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa z Chelsea i Betisem to niejedyne godne uwagi momenty w tej edycji europejskich pucharów.

Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok zrywają z klątwą Molde

Zacznijmy od Molde. Klubu dobrze znanego w szczególności Legii Warszawa. W sezonie 2013/2014 w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów Norwegowie wyeliminowali warszawiaków. 10 lat później Molde spotkało się z Legią w 1/16 Ligi Konferencji Europy. Po zwycięstwach 3:2 i 3:0 znowuż zespół z Północy okazał się lepszy. Być może, gdy Molde 7 listopada przyjechało do Białegostoku, znowu nastawiało się na spacerek. Zostało zdominowane w każdym aspekcie. Jagiellonia pokonała klub, który od lat był poza naszym zasięgiem, i to 3:0. To zdecydowanie było coś niebywałego.

Gdy Legia Warszawa zobaczyła, że w 1/8 finału Ligi Konferencji Europy przyjdzie jej grać właśnie z nim, w mieście stołecznym słyszalne były głośne westchnięcia. Gdy do przerwy w pierwszym meczu warszawski zespół przegrywał aż 0:3, trudno było uwierzyć w to, że Legia kiedykolwiek pokona tych przeklętych wikingów. Wygrała jednak wola walki, mentalność. Warszawiacy przejęli inicjatywę. Mieli dość. Bo ileż można przegrywać z drużyną, która wcale nie jest niemożliwa do pokonania? „Jadze” się pokonało, to i Legia musiała sobie także poradzić. W drugiej części spotkania na wyżyny swoich możliwości weszli Kacper Chodyna i Luqinhas. Molde przed spotkaniem w Warszawie miało tylko bramkę zaliczki.

Pół godzinki z hakiem – tyle tą przewagą Molde mogło się nacieszyć. Trzeba było przystąpić do ataku. Jak Legia ma problem z bramkarzami, tak wtedy Kacper Tobiasz pokazywał wysoką klasę. Molde miało swoje momenty, wyrobiło xG na poziomie 1,77, ale to wciąż było za mało. Zdeterminowana Legia przypieczętowała swój awans do ćwierćfinału. Przełamała klątwę w spektakularny sposób. To było prawdziwe kino.

Chłopaki z Podlasia uciszyły Parken

Poza możliwościami polskich klubów miała także znajdować się FC Kopenhaga. Klub utytułowany, z naprawdę świetną historią. To 15-krotny mistrz Danii, klub, który regularnie melduje się w europejskich pucharach. W poprzednim sezonie stanął na drodze Rakowa Częstochowa do Ligi Mistrzów. W tym roku znowuż podejmował polski zespół. Tym razem Jagiellonię Białystok.

Nie byle gdzie, bo na Parken. Jeżeli stadiony to świątynie futbolu, to zdecydowanie Parken jest katedrą. Klimat absolutnie wybitny. Kibice Kopenhagi są głośni, zawsze można liczyć na ich żywiołowe wsparcie. Na Parken koncertowali Britney Spears, Metalica, Lady Gaga, U2… 3 października popisowy koncert dała tam Jagiellonia Białystok.

Mecz otworzył Pandelis Chadzidiakos golem w 12. minucie. Kopenhaga dała sygnał, że łatwo nie będzie. Jagiellonia Białystok w piłkę grała jednak bardzo ładnie. W 51. minucie wyrównał bohater tegorocznej edycji LKE, Afimico Pululu. Zwycięstwo „Jagi” przypieczętował piłkarz, który w końcówce lubi dopisać się na listę strzelców – Darko Churlinov. Zespół Adriana Siemieńca uciszył Parken.

Ukarany brak pokory

Uciszono też Stevena Berghuisa.

Jesteśmy zadowoleni z tego wyniku. Teraz przynajmniej możemy mieć nadzieję na kilka fajnych podróży, zamiast jeździć do Polski czy Serbii – opowiedział piłkarz po zwycięstwie Ajaxu Amsterdam nad drużyną z Podlasia 4:1.

Ajax swoją przygodę z pucharami zakończył w 1/8 Ligi Europy. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z różnicy poziomu między obiema drużynami, jednak jeżeli przyjrzymy się drodze Holendrów w rozgrywkach, widzimy, że nie była ona wcale wybitna jak na ich możliwości i zapewne oczekiwania fanów. Zawsze cieszy, gdy brak pokory zostaje ukarany w rzeczywistości.

Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok – wyjątkowi ambasadorzy polskiej piłki w Europie

Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok dokonały czegoś niesamowitego. Zdominowały Ligę Konferencji. Odzwierciedlają to statystyki. Najwięcej goli w LKE? Afimico Pululu. Najwięcej obronionych strzałów? Sławomir Abramowicz. To jest coś. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok grały naprawdę przyjemny dla oka futbol, na wysokim poziomie. Ich postawa doprowadziła do awansu Polski na 15. lokatę w rankingu UEFA. Jeszcze przed startem rozgrywek wydawało się to fikcją, nie śniło się to nawet rankingowym bogom. Parę tygodni temu stało się to rzeczywistością. Od sezonu 2026/2027 aż pięć najlepszych ekip w PKO BP Ekstraklasie będzie grało o miejsce w europejskich pucharach.

Polska piłka zrobiła gigantyczny postęp. Tak właśnie wyglądają jej złote czasy. To była cudowna przygoda Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa. Choć nawet nie wiem, czy słowo „przygoda” jest właściwe. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok stworzyły wyjątkową powieść, napisaną na wysokim poziomie, wypełnioną aż po brzegi emocjonującymi i wzruszającymi wątkami. Dziękujemy za wszystko. Chcemy jeszcze więcej w następnej edycji. Europejskiemu futbolowi nie mówimy żegnaj, lecz do zobaczenia.

Komentarze
Maciej Kusztelski (gość) - 3 tygodnie temu

Piękna to była edycja LK. 🫶

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze