Po meczu Legia Warszawa – Banik Ostrawa


Legia ma jeszcze wiele do poprawy. Widać, że Trener Edward Iordănescu wie jak wprowadzić zmiany na korzyść Wojskowych.

1 sierpnia 2025 Po meczu Legia Warszawa – Banik Ostrawa
Legia Warszawa / Mateusz Kostrzewa

Legia Warszawa jak na razie nie zawodzi swoich kibiców, którzy po krótkim strajku ostrzegawczym wrócili na trybuny przy Łazienkowskiej 3. Zarówno oni, jak i zawodnicy, nie zawiedli w spotkaniu z Banikiem Ostrawa. Choć do pewnego momentu wszystko było przeciw Legii.


Udostępnij na Udostępnij na

I co z tego, że Legia strzeliła dwie bramki, które anulował VAR? I co z tego, że Czesi prowokowali Wojskowych na każdym kroku? W Legii rodzi się coś, z czego kibice mogą być dumni. Nie od razu Rzym zbudowano. Tak samo nie od razu Trener Edward Iordănescu nie odmieni oblicza stołecznej drużyny. I zapewne na przestrzeni całego sezonu mogą już pod budynkiem klubowym stać taczki przeznaczone dla Rumuna i jego sztabu. Póki co Legia nabija punkty w mistycznym rankingu. Legia dobrze weszła w sezon wygrywając Superpuchar z Lechem. Wiadomo, jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy. Trzeba odnaleźć klucze do poszczególnych zawodników. W Legii nie powinni się tym już martwić, bo mają odpowiedniego człowieka na newralgicznym stanowisku.

Poszukiwanie formy

Wczoraj na Łazienkowskiej wszyscy legioniści dojechali umiejętnościami na ten mecz. Nawet Rafał Augustyniak, pomimo licznych błędów, które – umówmy się – są w głównej mierze podyktowane jego wiekiem i zanikającą zdolnością szybkiej reakcji. Przez co momentami wygląda jak dziecko zagubione we mgle. Zagrał w czwartek najlepiej, jak potrafił. Zbierał drugie piłki, wygrywał stykowe piłki – wiadomo, co miał przegrać, to przegrał, ale na koniec dnia jego błędy nie zaważyły aż tak bardzo na wyniku. Dostarczyły jedynie pozytywnych emocji.

Właśnie tu pojawia się błąd poznawczy. Krytycznie można ocenić występy Morishity, Wszołka i wspomnianego wyżej Augustyniaka. Warszawski Kapitan Tsubasa nie przypomina tego przebojowego zawodnika z wiosny. Każdy jego drybling wygląda, jakby ktoś ustawił go na prędkość 0.75. Niby szybko i może na Ekstraklasę wystarczy, ale nie na ponowny podbój Europy. Oczywiście, jest to szukanie winnego tam, gdzie go nie ma. Tylko że krytyka nie wzięła się znikąd. Współpraca na lewej stronie Legii w meczu z Banikiem Ostrawa wyglądała, jakby Ruben Vinagre i Ryōyu Morishita grali razem po raz pierwszy.

Paweł Wszołek, poza pewnymi problemami z podłożem i panowaniem nad piłką, zagrał na tym poziomie, do którego wszystkich przyzwyczaił. Solidnie, charakternie i momentami nonszalancko. Jeżeli taka gra przynosi efekty, to nie można szukać dziury w całym. Też potencjalna krytyka Wszołka za sprokurowanie rzutu karnego jest nie na miejscu. Przypomnieć warto sobie mecz w Pucharze Polski, kiedy Paweł Wszołek sfaulował Pietuszewskiego w polu karnym. Wówczas przed jedenastką Wojskowych uratował VAR, natomiast wczoraj potwierdził on decyzję sędziego z boiska. Wiadomo, były to zupełnie inne sytuacje, ale często w głowie zawodnika wówczas rodzi się myśl – zdążę. Zazwyczaj zawodnik nie zdąża i efektem tego jest wskazanie na wapno przez sędziego.

Legia z meczu na mecz pięknieje w oczach

Nie samą krytyką żyje człowiek. Legia wczoraj zagrała do bólu poprawnie, a momentami nawet bardzo dobrze. Widać z każdym kolejnym meczem, że piłka Legii nie przeszkadza. Czy to w szybkim ataku, czy mozolnym rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Oczywiście, jest jeszcze wiele do poprawy, ale kibice z Łazienkowskiej mogą powoli optymistycznie patrzeć w przyszłość. Dali temu obraz, zawieszając swój strajk ostrzegawczy przed meczem z Banikiem. Choć Edward Iordănescu pracuje przy Łazienkowskiej ledwie miesiąc, to może poszczycić się dużym zaufaniem szatni i kibiców.

Historia Nsame nadaje się do filmu.

Wyśmiany, skreślony i prawie pożegnany. Zrobił sobie mocny obóz bo chciał udowodnić, że mu zależy. W sparingu nie trafił na pustą i tym bardziej wszyscy go skreślili, a dzisiaj schodzi z boiska z golem i oklaskami mając na koncie 3g w 3 mecze. pic.twitter.com/WBtdFh37CH

— Josué fan account Ⓛ (@kacper7_1916) July 31, 2025

Tutaj należy zbudować słowem pomnik po tym meczu JP Nsame. Jego podejście do ponownego grania w Legii bawiło z początku kibiców. Przecież w polskich realiach piłkarskich nie jest wcale oczywiste organizowanie indywidualnie obozu przygotowawczego. Tym bardziej, że JP udowodnił wszystkim, że postawiony przez Gonçalo Feio krzyżyk był błędem. I Legia może się szykować na liczby Jean-Pierre Nsame. A Kacper Tobiasz będzie wyskakiwał co tydzień minimum z dwóch stówek.

Kacper Tobiasz po bardzo nieudanym sezonie bardzo dobrze przepracował cały okres przygotowawczy pod okiem Arkadiusza Malarza. I tu jest ten sam case – wszystko to jest proces, który jeszcze trochę potrwa, nim zobaczymy konkretne efekty. Na ten moment ciężko znaleźć zawodnika, któremu zmiana trenera nie przyniosła żadnych korzyści. Możliwe, że jest to efekt nowej miotły, który prędzej czy później się skończy. Tymczasem zawodnicy Legii grają tak, jak się tego od nich wymaga.

Piłka powoli przestaje być problemem, a zaczyna być atutem

Poprzednie lata przyzwyczaiły kibiców Legii Warszawa do tego, że piłka ewidentnie jej przeszkadza. Poza drobnymi wyjątkami od tej reguły – w postaci Josué, czy ostatnio Kapustki i Elitima – reszta drużyny bardziej komfortowo czuła się w szybkim ataku i wysokiej obronie. A gdy już piłka była przy nodze, a drużyna przeciwna nie kwapiła się z atakiem, wtedy pojawiał się problem i brak pomysłu na rozgrywanie akcji ofensywnych.

Wtenczas przyszedł Edward Iordănescu i odmienił oblicze Legii, wpuszczając do szatni trochę świeżego powietrza. Nie ma co popadać w zachwyt nad formą Legii Warszawa. Nie można też jej krytykować. Proces trwa i wszystkie znaki wskazują, że idzie on w dobrą stronę. Jak długo? Czas pokaże!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze