Thibaut Moulin, Sadam Sulley, Steeven Langil. Tych trzech zawodników wzmocniło warszawską Legię przed nowym sezonem. Przyznacie, że w kontekście walki o Ligę Mistrzów te nazwiska nie robią wielkiego wrażenia. Czy biernością na transferowym rynku Legia strzela sobie w stopę? Zastanówmy się.
Dobry, ale bez rewelacji
W spotkaniu z Trenczynem prawdopodobnie wystąpi tylko pierwszy ze wspomnianej wyżej trójki. I rzeczywiście trzeba przyznać, że na początku sezonu, w wykonaniu warszawskiej drużyny dość mizernego, Moulin jest jedną z jaśniejszych postaci. Nawet najjaśniejszą obok Brazylijczyka Guilherme. Co najważniejsze, z każdym meczem jego rola w drużynie będzie jeszcze rosła. Co do tego nie ma wątpliwości. Jak na polską ligę transfer jak znalazł. Swoimi umiejętnościami Francuz przerasta większość ligowych rywali. Jeśli się nie zgadzacie, nie oglądaliście żadnego meczu Legii w tym sezonie. Moulin to w ekstraklasie kozak. Koniec, kropka.
Jednak co z pozostałą dwójką? Sulley raczej nie będzie mógł liczyć na wiele minut. Chyba że Legia awansuje do Ligi Mistrzów i Nikolić będzie oszczędzany. Chyba że Nikolić odejdzie. Chyba że Nikolić albo Prijović doznają kontuzji. No właśnie. Chyba że. Sulley nie jest autentycznym wzmocnieniem drużyny. Został sprowadzony jedynie jako uzupełnienie składu. Zawodnik, który w walce o Ligę Mistrzów będzie odgrywał epizodyczną rolę. O ile w ogóle jakąkolwiek rolę odegra. No ale jest jeszcze młody. Wiadomo, ma czas. Nieważne, że Legia go nie ma.
Steeven Langil – największa niewiadoma. W poprzednim sezonie występował u boku Moulina w Beveren. Odnoszę nieodparte wrażenie, że jest to piłkarz sprowadzony jedynie dlatego, że do Herthy odszedł Duda, a Guilherme doznał kontuzji. Piłkarz, który ma załatać powstałą z przodu dziurę. Piłkarz, którego mało kto oglądał. Ci, którzy go oglądali, zostali wywołani do tablicy. I krótko stwierdzili: „Dobry, ale bez rewelacji”. No właśnie, a czy na dobrych, ale bez rewelacji można dojechać do upragnionej Ligi Mistrzów? Chyba nie.
Czas na zakupy
Ale takie prawdziwe. Dość ubierania się w sieciówkach typu H&M czy nawet Zara. Chcąc grać w Lidze Mistrzów, trzeba sięgać po produkty wyższej jakości. Nie mówię o Guccim czy Armanim. Ale już jakiś utalentowany projektant byłby wskazany. Taki powiedzmy pokroju Ondreja Dudy, który ostatnio w Legii nie radził sobie najlepiej, jednak co do tego, że jest w stanie dużo dawać drużynie, nie ma wątpliwości. Odejście Słowaka otworzyło oczy działaczom Legii. Przyznał to nowy trener legionistów Besnik Hasik. Albańczyk stwierdził, że wraz z odejściem Dudy stołeczna drużyna straciła dużo jakości i niezwykle trudno będzie tę jakość odnaleźć. Na pewno będzie to niemożliwe w obecnej kadrze Legii. Dlatego – jak stwierdził Hasi – trzeba wyruszyć na zakupy. No cóż, dobrze, że trener jest tego świadom. Pytanie, czy nie jest na to za późno.
Dość ubierania się w sieciówkach typu H&M czy nawet Zara. Chcąc grać w Lidze Mistrzów, trzeba sięgać po produkty wyższej jakości. Nie mówię o Guccim czy Armanim. Ale już jakiś utalentowany projektant byłby wskazany.
Najpierw trzeba rozegrać dwumecz z Trenczynem. Jeśli, nie daj Boże, Legia nie sprosta wyzwaniu, bardzo trudno będzie przekonać wartościowych graczy, by przeprowadzili się do stolicy Polski. Jeśli się uda, będzie to ostatni gwizdek, by wyruszyć na zakupy. Dosłownie ostatni. Tym bardziej że trochę gotówki Legia za Dudę dostała. Trzeba ją spożytkować.
Guilherme wspaniały
To nie odejście Dudy, ale właśnie kontuzja Brazylijczyka może mieć wielki wpływ na to, że pan Leśnodorski będzie mocno krytykowany za nieskuteczność na rynku transferowym. Brazylijczyk był najjaśniejszym promykiem legijnego słońca na warszawskim niebie. Był, bo wypadł z gry na sześć tygodni. To on ciągnął ofensywną grę Legii. W tych kilku spotkaniach to on, a nie Nemanja Nikolić był motorem napędowym stołecznej drużyny. Bez niego, wobec będącego pod formą Kucharczyka, wciąż jej szukającego Hamalainena, z nie do końca jeszcze rozpędzonym Nikoliciem, gra Legii może wyglądać, nomen omen, fatalnie. Tak więc nie wiadomo, czy „Wojskowi” będą mieli okazję pójść na zakupy po awansie do kolejnej rundy. Bo nie wiadomo, czy ten awans uda się osiągnąć. Żeby awansować do Ligi Mistrzów, trzeba strzelać gole. No, chyba że Legia chce się zabawić w Zagłębie.
Nowy-stary transfer
Paradoksalnie największym wzmocnieniem Legii może być piłkarz, który do klubu przychodził jako gwiazda naszej ligi. Kasper Hamalainen, bo o nim mowa, nie potrafił jednak wskoczyć w Legii na poziom, który prezentował w swoim poprzednim klubie – Lechu Poznań. Swój udział w tym miały również mniejsze lub większe urazy. Teraz jednak „Hama” jest zdrowy i powoli wraca do pełnej dyspozycji. Kontuzja „Gui”, odejście Dudy i brak jak do tej pory wartościowych zawodników w ofensywie otwierają przed Finem drogę do pierwszego składu. Z pewnością będzie on chciał jak najlepiej swoją szansę wykorzystać. Pokazać trenerowi Hasiemu, że ten wcale nie potrzebuje wzmocnień w ofensywie.
Błędne koło
W ostatnich tygodniach wiele mówiło się o tym, że klub opuści Nemanja Nikolić. Ostatnio te głosy przycichły. Z pewnością wiele zależy od tego, jak daleko mistrz Polski zajdzie w europejskich pucharach. Wydaje się, że awans do fazy grupowej Ligi Europy to za mało, by zatrzymać w klubie dwie największe gwiazdy. Wtedy Legia będzie musiała łatać dziury nie po jednym, ale po trzech kluczowych zawodnikach. Czym to może skutkować? Ano na przykład tym, że stołeczna drużyna nie zdoła obronić mistrzowskiego tytułu, czyli na Ligę Mistrzów w Warszawie będzie trzeba czekać co najmniej kolejny rok. Tak, Legia dostanie za nich spore pieniądze, jednak będzie mało czasu, by mądrze je wydać. I znów będzie kupować dobrych, ale bez rewelacji. I znów wpadnie w marazm. Znów będzie trzeba czekać kilka lat na wypromowanie gwiazd, które będzie można sprzedać za duże pieniądze. Tylko po co? Po to, żeby przespać czas na wzmocnienia? Panie Bogusławie! Czas się obudzić!