Uff. Udało się. Legia po męczarniach wyeliminowała słowacki Trenczyn. Właściwie jedynym pozytywem po tym dwumeczu może być szalona radość po ostatnim gwizdku Besnika Hasiego, który cieszył się tak, jakby wygrał Ligę Mistrzów. Na dobry nastrój pośrednio mogą także wpłynąć wyniki innych spotkań, które powodują, że do wymarzonego raju Legia może dostać się autostradą.
Ale zanim przejdziemy do kwestii, które są związane z przyszłością warszawskiego klubu, podsumujmy to, co wydarzyło się wczoraj przy Łazienkowskiej. A właściwie to, co się nie wydarzyło. Legioniści mieli zagrać w końcu tak, jak przystało na mistrza Polski, czyli połączyć efektywność gry z efektownością.
O meczu chcemy zapomnieć
Skończyło się na męczeniu buły. Podopieczni trenera Hasiego zagrali słabiej niż tydzień temu na Słowacji, a sam sukces w postaci niestraconej bramki zawdzięczają przede wszystkim temu, że ich rywal może i chciał grać ofensywnie, może i miał w sobie ogromne pokłady ambicji, ale jak na dłoni było widać, że to, co wystarczy na ligę słowacką, to jest za mało na Europę.
Legia nie ma pomysłu na grę i na trzeźwo nie sposób oglądać meczu.Ale po raz kolejny w kw. LM udaje się unikać straty gola. Czy o to chodzi?
— Adam Godlewski (@AdamGodlewski) August 3, 2016
Gdybyśmy mieli wybierać najlepszego zawodnika w warszawskim zespole (choć wczoraj praktycznie nikt na to miano nie zasłużył), postawilibyśmy chyba na Adama Hlouska i Arkadiusza Malarza. Ten pierwszy, mimo że jest obrońcą, na skrzydle napędzał akcje ofensywne dużo lepiej niż koledzy z ofensywy. Były bramkarz Lecha i GKS-u Bełchatów udowodnił z kolei, że jest w wysokiej formie. Może nie miał tak spektakularnych interwencji jak tydzień temu, ale w wielu sytuacjach emanował spokojem, i ten spokój było widać w jego grze.
Najbardziej w zespole mistrza Polski zawiódł środek pola. Bardzo słabe spotkanie rozegrał Tomasz Jodłowiec, który jeszcze chyba nie odpoczął dobrze po intensywnym Euro, niewiele lepsze Michał Kopczyński, a mało widoczny był również Thibaut Moulin. Francuz sprawia wrażenie zawodnika, który po dobrych pierwszych tygodniach słabnie z każdym meczem. Słabość środka pola było widać zwłaszcza w sytuacjach, kiedy obrońcy, starając się rozgrywać, nie szukali najbliższego zawodnika, ale długich zagrań do przodu „na walkę”, które z kolei powodowały, że warszawianie szybko tracili piłkę.
Jaki był debiut w jedenastce Langila?
Poświęćmy jeszcze akapit Steevenowi Langilowi. W środę rozegrał drugie spotkanie w nowych barwach i pierwsze w pierwszym składzie (w Płocku wszedł w drugiej połowie z ławki). Dwa spotkania to oczywiście jeszcze za mało, aby wyciągać jakieś większe wnioski, ale na pewno można mieć już pierwsze spostrzeżenia. I nie są one dobre. W sobotę reprezentant Martyniki nie pokazał nic ciekawego prócz paru rajdów. Wczoraj było trochę lepiej, przede wszystkim w fazie defensywnej, do której kilkukrotnie wracał. Z przodu natomiast ciągle słabo. Pozostaje tylko wierzyć informacjom, że z czasem powinno być lepiej, bo jeżeli nie, to mamy kolejnego kandydata do miana „transferowego szrotu”.
Geneza rozstawienia Legii
Dwie rundy Legia ma już za sobą, a to jest mimo wszystko w piłce najważniejsze. Przed mistrzami Polski ostatnia decydująca runda kwalifikacji, w której będą rozstawieni. Na papierze wszystko wygląda dobrze. We wstępie napisaliśmy jednak, że Legia może dostać się do raju autostradą (ale właśnie z naciskiem na może).
Zanim jednak poruszymy tę kwestię, wyjaśnijmy, czemu warszawianie są w teoretycznie uprzywilejowanej sytuacji. Wywalczyli ją w pewnym stopniu sami, w dużej mierze pomogli im rywale, a ściślej mówiąc, dwa zespoły – Dundalk i Hapoel Beer Szewa – które wyeliminowały silniejszych rywali (właśnie tych dwóch eliminacji Legia potrzebowała). Ci pierwsi, mistrzowie Irlandii, rozprawili się we wtorek 3:0 z BATE. Ci drudzy, mistrzowie Izraela, pokonali wczoraj u siebie 1:0 Olympiakos Pireus.
Warszawianom pomogły dwa zespoły – Dundalk i Hapoel Ber Szewa – które wyeliminowały silniejszych rywali (właśnie tych dwóch eliminacji Legia potrzebowała). Ci pierwsi, mistrzowie Irlandii, rozprawili się we wtorek 3:0 z BATE. Ci drudzy, mistrzowie Izraela, pokonali wczoraj u siebie 1:0 Olympiakos Pireus.
Losowanie o wszystkim zadecyduje
Mówiąc o autostradzie do fazy grupowej, mieliśmy na myśli właśnie wylosowanie Dundalku. Trafienie w piątek na tego rywala oznacza, że będziemy mogli pomału mrozić szampany i bardzo realnie myśleć o powrocie do tych rozgrywek po 20 latach.
IV runda el. LM:
Pilzno
Salzburg
Celtic
APOEL
Legia
————-
Dinamo Zagrzeb
Ludogorec
Kopenhaga
Hapoel Beer Szewa
Dundalk— Jan Sikorski (@JS_rankingUEFA) August 3, 2016
Rywala z Zielonej Wyspy nie można lekceważyć, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka spraw. Przede wszystkim miał on w dwumeczu z Białorusinami dużo szczęścia, dlatego że pierwsze spotkanie za naszą wschodnią granicą mógł przegrać wysoko. W rewanżu z kolei Irlandczycy rozegrali mecz życia, a bramki zdobywali przy wydatnej pomocy rywali, którzy popełniali klopsy większe niż legioniści. Nie można również zapominać, że poziom ligi irlandzkiej jest dużo niższy i samym doświadczeniem w grze na tak wysokim poziomie Legia bije rywali na głowę. W przypadku, kiedy zespół z Łazienkowskiej by trafił na Dundalk, awans nie byłby sukcesem, awans byłby obowiązkiem.
Z drugiej jednak strony zadanie może być znacznie trudniejsze. Podopieczni Besnika Hasiego mogą spotkać się w decydującym starciu z m.in. Dynamem Zagrzeb czy Kopenhagą. Obu tych drużyn za bardzo nie trzeba przedstawiać. Chorwaci to regularni uczestnicy tych rozgrywek (oczywiście większych sukcesów nie osiągają, ale rok temu potrafili wygrać m.in. z Arsenalem). Duńczycy z kolei również znają smak gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a w sezonie 2010/2011 wyszli nawet z grupy.
Nieprzyjemnym rywalem będzie również Hapoel Beer Szewa czy Ludogorec, który dwa lata temu awansował po dramatycznym dwumeczu ze Steauą. Aby spekulować o szansach Legii, trzeba poczekać na kolejną rundę. Możemy trafić na Irlandczyków z Dundalku i wtedy prawdopodobieństwo, że po dwumeczu zaśpiewamy „Kocham Cię jak Irlandię”, będzie rosło. Możemy jednak dostać w prezencie Dynamo Zagrzeb lub FC Kopenhaga, a mając w pamięci mecze ze Zrinskim Mostarem czy Trenczynem, nerwowo zaczniemy obgryzać paznokcie.
Nie wiem, skąd ta euforia przy rozstawieniu
FC Kopenhaga
Dinamo Zagrzeb
Łudogorec
Beer Szewa
DundalkNie licząc Dundalk, ciężkie przeszkody
— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) August 3, 2016
Jedno jest już pewne. Na pewno (przynajmniej raz) usłyszymy przy Łazienkowskiej hymn Ligi Mistrzów, a w przypadku niepowodzenia Legia zagra w fazie grupowej Ligi Europy. Liczymy jednak na to, że rok 2016 będzie rokiem przełomów. Skoro polska reprezentacja przełamała typowy schemat turniejowy trzech meczów, czas teraz na przełamanie polskich zespołów klubowych i awans do Champions League.
No oby w końcu się udało, po tylu latach można by zobaczyć polską drużynę w Lidze Mistrzów.
Cóż, Langil. Co by nie zrobił i tak będzie lepszy od Aleksandrova...