Czasami zmiana szkoleniowca nie pomaga. Legia Warszawa jest tego świetnym przykładem. Ponad dwa tygodnie temu z posadą trenera "Wojskowych" pożegnał się Czesław Michniewicz. Mimo to legioniści dalej grają koszmarnie i popełniają szereg fundamentalnych błędów. Co zatem stoi za tak słabą postawą drużyny z Łazienkowskiej?
Postanowiliśmy się temu przyjrzeć pod niedużym kątem statystycznym i nieco większym względem analitycznym, aby wytknąć warszawianom ich podstawowe problemy. Zapraszamy zatem do krótkiego podsumowania, które przedstawia niedoskonałości w grze Legii na gruncie ligowym.
https://twitter.com/K__Zielinski/status/1457410417853149184
Legia nie wykorzystuje przewagi statystycznej
Ten fakt jest znany wszystkim nie od dziś. Patrząc na liczby z meczów z Pogonią Szczecin i Stalą Mielec, warszawski kibic może złapać się za głowę i powiedzieć „jak oni mogli to przegrać?!”. Dokładnie tak jest. Wspomniane statystyki przybliżymy więc na niżej załączonym obrazku.
Do tego musimy dodać fakt, że Legia Warszawa wykonała w dwóch meczach razem 973 podania, utrzymując ich skuteczność na przyzwoitym, jak na ekstraklasę, poziomie 84%. Mimo to legioniści strzelili w tych starciach zaledwie jedną bramkę… Już ten argument mówi bardzo dużo.
Jednak nieumiejętność korzystania z tej druzgocącej wyższości nad przeciwnikiem to tylko czubek góry lodowej. Cała zabawa się zaczyna, gdy przyjrzymy się dokładniej poczynaniom stołecznych na murawie. Jak mówił klasyk – lecimy dalej.
Marnowana setka za setką
Jedna bramka przy tak dużej liczbie oddanych strzałów to koszmarny wynik. Jeszcze gorzej to wygląda, gdy popatrzymy na wymienione wyżej stuprocentowe sytuacje. Postanowiliśmy wybrać te naszym zdaniem najbardziej klarowne.
Pierwsza z nich to ta z pierwszej części meczu z Pogonią Szczecin. Luiquinhas dostaje dobre podanie od kolegi z drużyny. Obrońca „Portowców” fatalnie myli się przy wybiciu piłki, gdyż nie trafia w futbolówkę. Brazylijczyk wychodzi do sytuacji sam na sam z Dante Stipicą, a tutaj… klops. Bramkarz szczecinian pewnie wychodzi z opresji. Poniższa grafika idealnie obrazuje, jak dogodna była to sytuacja.
źródło: Ekstraklasa TV
Zachowując wszelką chronologię, przejdziemy do konfrontacji ze Stalą Mielec i braku umiejętności snajperskich ze strony Andre Martinsa. Portugalczyk otrzymuje świetną piłkę otwierającą od swojego rodaka Josue. Pozostaje mu tylko ze spokojem wykończyć akcję, gdyż zagranie do Thomasa Pekharta oznaczałoby w tej sytuacji spalonego. Jednak oczekiwania związane z tą akcją… spełzły na niczym.
źródło: Ekstraklasa TV
Tu moglibyśmy doszukiwać się analogii z wyżej wymienioną setką Luiquinhasa.
Skoro już przy Brazylijczyku jesteśmy, to nie mogłoby go zabraknąć przy ostatniej z wymienionych przez nas sytuacji. Dlaczego? Tu odpowiedź jest prosta. Ofensywny pomocnik „Wojskowych” mógł przy tej akcji zrobić bardzo dużo.
źródło: Ekstraklasa TV
Tak naprawdę miał on trzy, a może i cztery rozwiązania. Zamiast oddać piłkę któremuś z kolegów, wybrał tę najgorszą, czyli wdał się w drybling i wymierzył w bramkę rywala strzał daleki od doskonałego. W takich sytuacjach, przy wyniku niekorzystnym, piłkarz powinien zachować stoicki spokój, którego 25-latkowi po prostu zabrakło.
Legia nie pilnuje zawodników rywala
To kolejny argument przemawiający na niekorzyść podopiecznych Marka Gołębiewskiego. Legia przez swoje błędy w pilnowaniu zawodników przeciwnika traci masę bramek. Bajki o krótkim kryciu przestają działać, gdy przyjrzymy się drużynie „Wojskowych” lepiej. Legia nie potrafi kryć oponenta w żaden sposób, ani indywidualnie, ani strefowo.
Oto, jak pilnowany przez warszawskich defensorów był Luka Zahovic przy strzeleniu otwierającego gola głową po dośrodkowaniu. Lindsay Rose totalnie skapitulował i chyba nie do końca wiedział, gdzie snajper Pogoni się znajduje. Widzimy to na poniższych zdjęciach.
źródło: Ekstraklasa TV
źródło: Ekstraklasa TV
Ten sam zawodnik zawinił przy drugim trafieniu dla szczecinian, gdy zostawił samotnego Rafała Kurzawę. W całym incydencie nie popisał się także zawodnik z numerem 6 – Mattias Johansson – który bezczynnie stał na uboczu.
źródło: Ekstraklasa TV
źródło: Ekstraklasa TV
Schemat powielił się w tym starciu jeszcze kilkukrotnie. Niezwykle widoczne było to przy rzucie wolnym kilka minut później. Dośrodkowanie zmierza do niekrytego Jeana Carlosa, ten zgrywa głową do Kacpra Kozłowskiego, wokół którego nie widać żadnego piłkarza Legii. Owszem, młodzieżowiec nie sfinalizował tej akcji, aczkolwiek mogła się ona skończyć dla Legii fatalnie.
źródło: Ekstraklasa TV
źródło: Ekstraklasa TV
Oczywiście taka kolej rzeczy miała też miejsce w ubiegłą niedzielę, a Stal Mielec skrupulatnie to wykorzystała przy swoim pierwszym golu. W ostatniej fazie bramkowej akcji piłkarze Legii mieli za zadanie kryć Maksymiliana Sitka w polu karnym. Nawet dwóch defensorów nie sprostało temu wyzwaniu i wychowanek ekipy z Łazienkowskiej 3 ukarał za to swojego byłego pracodawcę.
źródło: Ekstraklasa TV
Legia zostawia przeciwnikom sporo miejsca
Co prawda to pochodna braku umiejętności odpowiedniego krycia, aczkolwiek o tym też trzeba wspomnieć w oddzielnym rozdziale. To, co prezentuje w niektórych momentach meczu Legia pod tym względem, to prawdziwy kryminał. Wiadomo, ostatnie badania krwi wykazały, że piłkarze Legii słabo wyglądają pod względem fizycznym, więc brak sił w podążaniu za oponentami wydaje się logiczny. Ale żeby wyglądało to aż tak tragicznie? Tego chyba nikt się nie spodziewał.
Weźmy pod lupę nawet incydent z pierwszej fazy zdobycia wyrównującej bramki przez Stal Mielec. Luka między piłkarzami warszawskiego klubu na boisku była gigantyczna. Takich błędów nie robi się na poziomie trzeciej czy czwartej ligi, a co dopiero ekstraklasy. Jasne było, że mielczanie to wykorzystają. Na dogodnej pozycji znalazł się Fabian Piasecki, który asystował przy golu Sitka.
źródło: Ekstraklasa TV
Tydzień wcześniej Legia także zrobiła błąd na tym samym podłożu, zgoła wyglądający inaczej. Chodzi tutaj o rajd Sebastiana Kowalczyka z okolic 80. minuty. Legioniści dali pomocnikowi tyle możliwości, że wszyscy byli zdziwieni brakiem kolejnego gola dla Pomorzan. Widać to gołym okiem na załączonym obrazku.
źródło: Ekstraklasa TV
Kowalczyk mógł wdać się w odważny drybling, przechodząc przez ogromną przerwę między stołecznymi defensorami lub też dać idealne podanie otwierające do strzelca drugiego gola – Rafała Kurzawy. Na całe szczęście dla gospodarzy, nieudolnie zrealizował pierwszą z opcji.
Zawodnicy niczym dzieci we mgle
Legioniści naciskający na atakujących przeciwników w fazie obrony to istna parodia. Nie dość, że, jak już wyżej powiedzieliśmy, nie potrafią wytrzymać tempa rozgrywanej przez rywali akcji, to jeszcze wszyscy zapominają o jakichkolwiek założeniach, skupiając się tylko na futbolówce i piłkarzu, który ją posiada. Na dodatek często nie potrafią go zatrzymać.
Taki błąd wczoraj wykorzystał Fabian Piasecki przy bramce dla Stali Mielec na 2:1. Napastnik bezproblemowo ograł defensorów i pokonał Cezarego Misztę, dając swojemu zespołowi prowadzenie. Na poniższym obrazku widzimy, ilu zawodników skupiło się na snajperze, a mimo to nie przyniosło to oczekiwanego efektu.
źródło: Ekstraklasa TV
Na załączonym tweecie można dostrzec, jak przebiegała cała akcja. Po prostu kwintesencja tego, jak obecnie wygląda formacja, która ma bronić dostępu do bramki Legii.
Tak Stał wyszła na prowadzenie w Warszawie. pic.twitter.com/qBXKd9baQf
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) November 7, 2021
To samo działo się przy rzucie rożnym, kiedy kryjący źle obliczyli tor lotu piłki i wszyscy skupili się na jednym z piłkarzy. Warto odnotować, że koniec końców aż dwóch zawodników kryło jednego z zawodników gości, w dodatku nie tego, który okazał się głównym zagrożeniem.
źródło: Ekstraklasa TV
Brawo dla Stali. W Warszawie już 3:1 dla gości. pic.twitter.com/o3DbraFizD
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) November 7, 2021
Głupie błędy dobijają
Może te, które zaraz zostaną przedstawione, nie prowadziły bezpośrednio do straconych bramek, ale na pewno przeszkadzają w rozgrywaniu akcji. Z Pogonią takowy miał miejsce w momencie możliwości wyprowadzenia kontrataku w końcówce meczu.
Wówczas wprowadzony na murawę w drugiej części spotkania Lirim Kastrati chciał zabawić się i założyć Michałowi Kucharczykowi siatkę… we własnym polu karnym. Oczywiście cała sztuka nie udała się i Legia była o krok od straty bramki na 0:3.
źródło: Ekstraklasa TV
Równie efektywny drybling wykonał Bartosz Slisz w konfrontacji z „Biało-niebieskimi”. Pomocnik Legii zahamował tym samym rozprowadzanie akcji od tyłu. Futbolówkę odebrał mu Fabian Piasecki, lecz starania napastnika klubu z Podkarpacia spełzły w tym przypadku na niczym.
źródło: Ekstraklasa TV
Jeżeli Legia chce zacząć wygrywać…
…to zdecydowanie musi wyzbyć się wyżej przedstawionych błędów. Można byłoby na spokojnie do ogródka o nazwie „problemy w grze Legii” wrzucić jeszcze kilka kamyczków. My jednak skupiliśmy się na tych, naszym zdaniem, najbardziej rażących. Nie zmienia to tego, że Marek Gołębiewski będzie miał nad czym pracować ze swoją ekipą podczas przerwy reprezentacyjnej.
Gołębiewski: Zagraliśmy padakę. Jedyne co mogę zrobić sensownego? Przeprosić kibiców, którzy pokazali się z ekstraklasowej strony.
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) November 7, 2021
Czy uda mu się zażegnać kryzys i wyzbyć tych wad? O tym przekonamy się już w niedzielę 21 listopada. Właśnie wtedy Legia stoczy batalię z zajmującym 14. miejsce w ligowej tabeli Górnikiem Zabrze. Mecz odbędzie się godzinie 17:30 na Stadionie im. Ernesta Pohla w Zabrzu.