Legia miała świetną okazję, aby zmniejszyć stratę do Rakowa do zaledwie pięciu punktów i na nowo realnie otworzyć rywalizację o tytuł mistrza Polski. Konieczne było jednak zwycięstwo z Cracovią. "Pasy" miały nieco inne plany i do Warszawy przyjechały z solidnie opracowanym planem na spotkanie. Drużyna Jacka Zielińskiego postawiła na swój największy atut, czyli solidną defensywę, i czekała na swoje szanse. A gdy te nadchodziły, Cracovia je wykorzystywała. "Wojskowi" też jednak zdołali dojść do głosu i po szalonej końcówce ostatecznie zremisowali z "Pasami".
Legia kreowała i utrzymywała się przy piłce przez większość spotkania. Drużyna Jacka Zielińskiego grała tak, jak lubi najbardziej. Oddała piłkę rywalowi i czekała na błędy „Wojskowych”. Duży wpływ na obraz meczu miała bramka strzelona przez Michała Rakoczego już w 9. minucie. Po objęciu prowadzenia Cracovia mogła już w pełni realizować swój plan i liczyć na zachowanie czystego konta. W efekcie oglądaliśmy przez dłuższy czas głęboko cofniętą Cracovię.
Legia atakowała, próbowała, ale żadne jej starania nie przekładały się na gole. Już w 54. minucie warszawianie stanęli przed świetną okazją, ale rzutu karnego nie wykorzystał Josué. Z czasem mieli kolejne szanse, ale obrona Cracovii była na tyle solidna, że zespół Kosty Runjaica za nic w świecie nie był w stanie jej złamać. Aż w końcu w 80. minucie drogę do siatki „Pasów” znalazł Maik Nawrocki.
Wydawało się, że to „Wojskowi” pójdą za ciosem, ale nic z tych rzeczy. Do ataku ruszyła Cracovia i już po dwóch minutach wyrównała za sprawą Jugasa. Gospodarze nie spoczęli jednak na laurach. W 87. minucie wyrównał Tomáš Pekhart, dla którego było to pierwsze trafienie po powrocie na Łazienkowską. Postronni kibice mogli być po meczu zadowoleni, w końcu emocji nie brakowało. Cieszyć się raczej nie będą za to fani „Wojskowych”, którzy szansy nie wykorzystali i jeśli marzą o mistrzostwie, muszą ze starcia z „Pasami” wyciągnąć głębokie wnioski.
Cracovia trochę przeliczyła się bazując tylko na defensywie przez pełne 90 minut. Mimo wszystko punkt w Warszawie powinna doceniać, bo to dla Pasów wyjątkowo trudny teren #Ekstraklasa #LEGCRA
— Igor Wojciechowski (@IgWojciechowski) February 12, 2023
Legia wciąż ma problemy w defensywie
Przy okazji meczu zespołu Runjaica z Zagłębiem pisaliśmy o jego kłopotach w obronie. Jak mieliśmy okazję zobaczyć w niedzielę, to dalej poważna bolączka „Wojskowych”. Legia mogłaby uniknąć wszelkich komplikacji w starciu z Cracovią, gdyby nie katastrofalny błąd Filipa Mladenovicia, który wręcz wyłożył piłkę Michałowi Rakoczemu na samym początku meczu. Kiks Serba nie przystoi zawodnikowi drużyny, która ma walczyć o mistrzostwo kraju.
Legia zdecydowanie za łatwo straciła również drugą bramkę. To była pierwsza próba ataku Cracovii po wielu minutach okopywania się we własnym polu karnym. „Pasy” bez problemu znalazły jednak drogę do siatki. W pobliżu uderzającego Jugasa znajdywało się trzech piłkarzy Legii. Żaden z nich nie potrafił jednak odpowiednio pokryć obrońcy Cracovii. Spóźniony był Nawrocki, błąd popełnił Ribeiro. Inna sprawa, że wcześniej zdecydowanie za łatwo do dośrodkowania Jaroszyńskiego dopuścił Jędrzejczyk.
Legia wyszła pewna i zadowolona z siebie po 2 wygranych w ESA⚽️tyle,że ta pewność siebie przełożyła się w lekceważące podejście do przeciwnika,wolną grę(bez zaskoczenia),dekoncentrację-stąd błąd Mladenovica i utrata bramki.W przerwie należy się reprymenda bo wynik można zmienić⚽️ pic.twitter.com/PZPvHWs8bS
— Cezary Kucharski (@CezaryKucharski) February 12, 2023
A to tylko jedna sytuacja, bo Cracovia po prostu przez długi czas nawet nie próbowała atakować na bramkę Legii, której problemy w obronie sięgają rundy jesiennej. „Wojskowi” w ostatnich ośmiu ligowych meczach zachowali tylko jedno czyste konto, a bramki tracą nawet w meczach, które mają pod całkowitą kontrolą. Przez to w zespole Runjaica często pojawiają się nerwy i Legia musi do końca drżeć o wynik.
Zespoły buduje się od tyłu. Z pewnością wie o tym Kosta Runjaic, którego Pogoń właśnie na obronie opierała swoje sukcesy. Legia również powinna bazować na solidnej defensywie. Szczególnie jeżeli faktycznie chce w tym sezonie gonić Raków. Na razie nie wygląda jednak w tym aspekcie tak, jak powinna się prezentować drużyna walcząca o tytuł. Chociaż zanotowała najlepszy start rundy wiosennej w lidze, jako jedyna zdobyła siedem punktów w pierwszych trzech meczach, ani razu nie zachowała czystego konta.
Gasnąca gwiazda
Ale czy dziurawa obrona jest jedynym powodem braku wygranej z Cracovią? Zdecydowanie nie. Drugim istotnym problemem „Wojskowych” była słabsza forma Josué. Portugalczyk w odpowiedniej dyspozycji jest jednym z najlepszych piłkarzy ekstraklasy oraz kluczowym zawodnikiem Legii. Wszyscy zachwycamy się jego zagraniami, wizją gry. Naprawdę cieszymy się, że mamy okazję oglądać takiego zawodnika w polskiej lidze.
Josué ma ogromny wpływ na grę zespołu ze stolicy. Można powiedzieć, że siedzi za kierownicą ofensywy Legii, która w zależności od decyzji Portugalczyka skręci albo w prawo, albo w lewo. Zazwyczaj jego decyzje są w pełni trafione, dzięki czemu Legia znajduje odpowiednią drogę. Tę wiodącą do bramki rywala. Niemniej jednak zdarzają mu się gorsze momenty, kiedy z absolutnego bohatera zamienia się w hamulcowego zespołu.
I taki właśnie moment nastąpił w meczu z Cracovią, która specjalnie skupiała się na wyłączeniu Portugalczyka z gry. Już w pierwszych minutach meczu Oshima pokazał Josué, że nie będzie miał łatwo w starciu z „Pasami”, boleśnie stęplując piłkarza Legii. Prób sprowokowania Portugalczyka było więcej. Przed rzutem karnym słów nie szczędził mu Virgil Ghiță, a raczej nie były to miłe hasła. Josué ewidentnie nie wytrzymał presji i zmarnował „jedenastkę” w chwili, kiedy Legia goniła wynik w bardzo ważnym meczu w kontekście walki o tytuł.
Po meczu kibice skandowali "Josue, Josue, Josue!" by wesprzeć kapitana po niewykorzystanym rzucie karnym. Portugalczyk podziękował, bił się w pierś, aż w końcu nie wytrzymał i się popłakał. pic.twitter.com/nYgtPFsoQH
— Marcin Szymczyk (@MarcinSzymczyk1) February 12, 2023
Tutaj należałoby się zastanowić, czy Legia nie jest może za bardzo uzależniona od Portugalczyka w swoich poczynaniach ofensywnych. Z jednej strony trudno nie bazować na talencie Josué, który momentami potrafi przerastać ligę o kilka poziomów. Z drugiej strony to nie pierwszy raz, kiedy pomocnikowi zdarzają się gorsze chwile. Legia powinna mieć na taką okazję jakiś plan B i pewnie go ma. Pytanie, czy jest on skuteczny, a pozostali zawodnicy faktycznie są w stanie poradzić sobie z jego realizacją, kiedy Josué notuje gorszy występ. Bo z Cracovią przez co najmniej 70 minut gry na połowie rywala Legia nie potrafiła znaleźć drogi do siatki.
Legia musi patrzeć tylko na siebie
Dogonienie Rakowa będzie dla Legii niezwykle trudnym zadaniem. Było o tym wiadomo przed rundą wiosenną, przekonaliśmy się o tym teraz. Legioniści zdobyli przecież najwięcej punktów ze wszystkich zespołów w rundzie wiosennej, a do Rakowa, w kontekście którego mówi się o gorszej dyspozycji, nadrobili zaledwie dwa punkty. Co więc będzie, jeżeli ekipa Marka Papszuna zacznie punktować na odpowiednim poziomie? Otóż tempo, które Raków narzuciłby wtedy potencjalnym konkurentom w walce o tytuł, byłoby dla nich zbyt wysokie.
Legia prawdopodobnie tego tempa by nie utrzymała. Niemniej jednak nie wiadomo, jak w dalszej części sezonu będzie sobie radzić drużyna spod Jasnej Góry. A jeśli „Wojskowi” marzą o włączeniu się do walki o tytuł, muszą skupić się przede wszystkim na sobie. Trudno tutaj o jakiekolwiek kalkulacje, dopóki to Raków jest na czele, Legię powinny tylko interesować zwycięstwa w kolejnych meczach. Jeżeli będzie wygrywać, a drużyna Marka Papszuna wciąż nie wróci do najwyższej formy, będzie ciekawie do końca.
Bez większych zmian! 🆙 pic.twitter.com/PuCOWsgm8l
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) February 12, 2023
Aby regularnie wygrywać, Legia musi jednak sobie poradzić z obecnymi problemami, szczególnie z tymi w defensywie. Josué może lada moment wrócić do optymalnej dyspozycji, a Legia znów stanie się groźna w ofensywie. Jednakże jak już pisaliśmy, zespoły buduje się od tyłu. Bez odpowiednio szczelnej obrony nawet kapitalne wyczyny Portugalczyka z przodu mogą nie wystarczyć do regularnego wygrywania.