W poniedziałek, punktualnie o 18:00, Lechia Gdańsk podejmie Resovię Rzeszów. Gdańszczanie staną przed szansą awansu na 2. miejsce w ligowej tabeli. W jaki sposób obie drużyny rozpoczęły rundę wiosenną?
Komplet na wiosnę
Lechia zainaugurowała rundę wiosenną zgodnie z planem. Podopieczni Szymona Grabowskiego nie zawiedli w pojedynkach z Wisłą Płock (3:1) oraz Zniczem Pruszków (2:0), stosunkowo pewnie inkasując cenne sześć punktów. Dwa mecze ligowe stanowią już odpowiednią próbę badawczą, aby śmiało stwierdzić, że Lechia nie utraciła zimą ani trochę ze swojej jakości. Można wręcz rzec, że po odpowiednim naoliwieniu machina trenera Grabowskiego pędzi jeszcze szybciej.
Poza nienaganną postawą drużyny jako ogółu oba wiosenne mecze gdańszczan stały także pod znakiem imponującej postawy poszczególnych liderów drużyny. W spotkaniu z Wisłą na szczególne wyróżnienie zapracował Tomas Bobcek. Słowak dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców, dołożył do tego jedną asystę. Pojedynek ze Zniczem to z kolei indywidualny popis Maksyma Khlana. Ukrainiec poprowadził Lechię do drugiego zwycięstwa z rzędu, kompletując strzelecki dublet.
Oczywiście, że jestem bardzo zadowolony z Maksa i jestem naprawdę zadowolony nie tylko z tych bramek. Ta druga była piękna, bardzo mądre zachowanie, ale jestem zadowolony przede wszystkim z tego, jak dużą przewagę w pierwszej połowie dały uzyskane przez niego pojedynki jeden na jeden. Zdaję sobie sprawę, że jest młodym chłopakiem, ale cieszę się, że to nie są tylko te dwa mecze, bo już od dłuższego okresu Maks prezentuje się dobrze – stwierdził, zapytany przez nas, trener Szymon Grabowski.
Opuścili strefę spadkową
Resovia przystąpiła do rundy wiosennej z jasno zadeklarowanym celem utrzymania ligowego bytu. Podopieczni trenera Ulatowskiego zainaugurowali jednak nowy rok całkiem udanie (przynajmniej pod kątem dorobku punktowego), dość szybko wyrywając się ze szponów strefy spadkowej. Już pierwsze spotkanie z Wisłą Płock (2:2) mogło napawać kibiców Resovii umiarkowanym optymizmem. Tydzień później „Reska” ponownie podzieliła się punktami – tym razem w Bielsku-Białej (2:2).
Upragnione zwycięstwo rzeszowian stało się faktem w 21. kolejce. Resovia zgodnie z planem wypunktowała czerwoną latarnię rozgrywek, ekipę Zagłębia Sosnowiec (1:0). Bramkę na wagę kompletu punktów zdobył w 16. minucie sprowadzony zimą Edvin Muratović (który to już po raz drugi w ostatnim czasie umieścił piłkę w siatce rywali).
Pomijając jednak sam fakt zwycięstwa, gra Resovii… nie porywała. To Zagłębie zdominowało boiskowe poczynania, długimi fragmentami wywierając presję na defensywie gospodarzy. O ile nie jest to specjalnie zaskakujące, biorąc pod uwagę konieczność pogoni sosnowiczan za wynikiem, o tyle dezorganizacja i chaos w poczynaniach Resovii mogą już niepokoić.
Dobrze wiemy, że wygrać 1:0 jest najtrudniejszym zadaniem w piłce nożnej. Przez pierwsze 20 minut byliśmy zdecydowanie lepsi od Zagłębia. Nic nie zapowiadało dramatycznych okoliczności tego meczu. Znam piłkę nożną na wylot i wiedziałem, że jak nie strzelimy bramki na 2:0, to mecz może wymknąć się nam spod kontroli i tak się stało. Dlaczego tak się stało? Z nieznanych mi jeszcze powodów podjęliśmy taką samą strategię jak rywale. Długimi momentami prezentowaliśmy zupełnie nie nasz styl – komentował na pomeczowej konferencji trener Ulatowski.
Wyraźny faworyt
W obliczu potknięć bezpośrednich rywali w walce o PKO BP Ekstraklasę gdańszczanie staną przed szansą awansu na 2. miejsce w tabeli. Potencjalny komplet punktów zdystansowałby także Lechię od dosyć obszernej grupy pościgowej, i to zarówno z czołowej szóstki, jak i jej okolic. W przypadku walki o awans takowe okazje nie tylko można, ale wręcz trzeba wykorzystywać.
Jeśli zaś mowa o presji ciążącej na drużynie z Rzeszowa, zdaje się ona nieproporcjonalnie mniejsza. Nie chodzi tu zresztą o sam fakt ewidentnej roli underdoga i konieczności gry w delegacji. Resovia wydostała się już ze strefy spadkowej, a widmo ponownego w niej zakotwiczenia nieco się oddaliło (przynajmniej do końca tygodnia). Triumf „Reski” byłby jednak niemałą niespodzianką. Nie sposób wręcz nie ulec wrażeniu, że potencjalna porażka byłaby poniekąd… wkalkulowana. A przynajmniej nie tak bolesna, jak hipotetyczna strata punktów w ubiegłym tygodniu.
Na zakończenie z dziennikarskiego obowiązku należy także wspomnieć o postaci łączącej drużyny Lechii oraz Resovii, a mianowicie trenerze Szymonie Grabowskim. Szkoleniowiec gdańszczan ma za sobą długie lata pracy w Rzeszowie, najpierw w roli asystenta, a następnie pierwszego trenera „Reski”. To właśnie pod wodzą Grabowskiego Resovia odnotowała promocję z III do II, a następnie z II do I ligi. 42-latek wciąż cieszy się zatem w lokalnym środowisku niemałym szacunkiem.