Inauguracja rundy mistrzowskiej dla gdańszczan. Po dobrym widowisku Lechia Gdańsk pokonuje Zagłębie Lubin 2:1. Tym samym lechiści po raz pierwszy od października ubiegłego roku wygrywają spotkanie na wyjeździe.
Oba zespoły radzą sobie świetnie na wiosnę. Oba zespoły mają szansę na europejskie puchary. Oba zespoły nie przegrywają ostatnio swoich spotkań. Można by więc powiedzieć, że inauguracja rundy mistrzowskiej pomiędzy Zagłębiem Lubin a Lechią Gdańsk to pojedynek takich samych drużyn – nic bardziej mylnego. Gospodarze stawiają na młodzież, goście na głośne transfery. Zagłębie od początku sezonu radzi sobie dobrze, Lechia dopiero od przyjścia Piotra Nowaka. „Miedziowi” wolą grać z kontry, „Biało-zieloni” utrzymywać się przy piłce. Wszystko to widzieliśmy na boisku. W zderzeniu pasywności Zagłębia z ofensywą Lechii górą byli goście.
Pierwsza połowa została zdominowana przez piłkarzy Piotra Nowaka. Lechistów było jakby więcej w środku pola, odważniej grali skrzydłami, aż wreszcie potrafili kilkakrotnie zagrozić bramce Martina Polacka. Zmiana ustawienia w gdańskiej drużynie (zagęszczenie środka pola czwórką zawodników w drugiej linii) spowodowała, że lubinianie najzwyczajniej mieli problemy z jakimkolwiek rozgrywaniem piłki. I gdyby spojrzeć w tabelę, nie pomyślelibyśmy, że to Lechia może być faworytem w tym spotkaniu. Niekorzystne wyniki na wyjazdach gości poszły w niepamięć. Co prawda, jako pierwsi zaatakowali gospodarze, kiedy po szybkiej kontrze w 13. minucie sam na sam z bramkarzem Lechii znalazł się Krzysztof Janus, jednak na posterunku był Jakub Wawrzyniak, który zablokował strzał.
https://twitter.com/bartek_rem/status/721374005803008001
Podczas pierwszych 45 minut była to jedyna groźna akcja „Miedziowych”. Z kolei Lechia widząc asekuracyjną grę gospodarzy, zaczęła grać odważniej. Bardzo aktywny był Flavio Paixao. Portugalczyk był trudny do upilnowania – biegał od bramki do bramki, robił wokół siebie spore zamieszanie. Dobrą połowę rozegrał Milos Krasić, który w 21. minucie oddał groźny strzał zza szesnastego metra. Akurat tak się złożyło, że właśnie za sprawą Portugalczyka i Serba padła pierwsza bramka tego meczu. Krasić podawał do Paixao, a ten dośrodkowaniem w pole karne Zagłębia odnalazł Grzegorza Kuświka, który z najbliższej odległości pokonał bramkarza „Miedziowych”.
Druga odsłona odwróciła losy spotkania o 180 stopni. Wątpię, by ktokolwiek się spodziewał, że powracający z wiosennego spacerku zawodnicy Piotra Stokowca będą w stanie na poważnie zagrozić Lechii Gdańsk. Tak jak na początku meczu wyłączony z gry był Filip Starzyński, tak w drugiej połowie reprezentant Polski wrócił na boisko. Gospodarze poczynali sobie coraz lepiej, nie chowali się na swojej połowie, lecz starali się zdominować gości. Przełomem okazała się zmiana Krzysztofa Janusa na Krzysztofa Piątka. Napastnik wszedł w 59. minucie, a chwilę później podaniem z narożnika boiska otworzył drogę do bramki Łukaszowi Janoszce, który technicznym strzałem pokonał Vanję Milinkovicia-Savicia.
32 sekundy Krzysztofa Piątka – tyle potrzebował, aby zaliczyć asystę #ZAGLGD
— EkstraStats (@EkstraStats) April 16, 2016
Po strzeleniu bramki lubinianie poczuli krew, a lechiści niepotrzebnie się wycofali. I gdy wydawało się, że zmotywowane golem Zagłębie jest blisko strzelenia swojej drugiej bramki, do gry wróciła Lechia. Dość szybko otrząsnęła się po stracie, próbowała gry z kontry, aż w końcu w 69. minucie po zamieszaniu w polu karnym Polacka do piłki dopadł, z pewnością najlepszy na boisku, Flavio Paixao i pięknym strzałem z przewrotki pokonał słowackiego bramkarza.
#ZAGLGD #ekstraklasa Brawo @LechiaGdanskSA !!! pic.twitter.com/hxEtWkzmCl
— Celaritto (@MCelarek) April 16, 2016
Od straty gola Zagłębie nie potrafiło zrobić nić, aby zagrozić Lechii Gdańsk. Piłkarze Piotra Stokowca próbowali zagrywać długie piłki, z których nic nie wynikało. Grali bardzo schematycznie, jednak klika zrywów to za mało, aby wygrać z dobrze dysponowaną drużyną gości.
Lechia Gdańsk po wygranej w Lubinie, podobnie jak Zagłębie, nie zmieniła miejsca w tabeli. Jednak teraz goście mają tylko jeden punkt straty do zespołu „Miedziowych”, a już dwa do premiowanego pucharami ostatniego miejsca na podium. Lechiści widocznie dojrzeli i tylko potwierdzają, że w grze o stawkę wciąż będą się liczyć.