Lechia Gdańsk z pierwszym domowym zwycięstwem w sezonie


Debiutant zapewnił gospodarzom bardzo cenne zwycięstwo

13 sierpnia 2023 Lechia Gdańsk z pierwszym domowym zwycięstwem w sezonie
Piotr Matusewicz / PressFocus

Coraz mocniejsza kadrowo Lechia Gdańsk odniosła pierwsze domowe zwycięstwo w sezonie Fortuna 1. Ligi. W niedzielne popołudnie nad morze zawitał jak dotąd niepokonany Znicz Pruszków i tym razem nie zdołał dopisać sobie do dorobku kolejnych punktów. Kluczem okazała się pierwsza połowa spotkania i bramka debiutującego Eliasa Olssona. Szwed w dobrym stylu przywitał się z kibicami Lechii, rozgrywając bardzo dobre spotkanie.


Udostępnij na Udostępnij na


Chyba mało kto się spodziewał, że po trzech kolejkach Znicz Pruszków będzie zajmował tak wysokie miejsce w tabeli. Drużyna prowadzona przez Mariusza Misiurę w dobrym stylu przywitała się z zapleczem ekstraklasy i pokazała, że jako beniaminek tanio skóry nie sprzeda. W czwartej kolejce przekonała się o tym również Lechia Gdańsk, ale nie na tyle, by nie odnieść pierwszego zwycięstwa w sezonie na własnym stadionie. Mimo wielu trudności w tym spotkaniu stały fragment gry rozstrzygnął wynik meczu.

Na papierze kadra coraz mocniejsza

Wejście w nowy sezon nie należało do najłatwiejszych. Problemy kadrowe, jakie miała Lechia Gdańsk, nie powodowały jednak paniki. Jasne było, że letnie okno transferowe zostanie wykorzystane do maksimum i kadra zostanie należycie wzmocniona. Ostatnie dni przyniosły w końcu podpisanie kontraktów ze środkowymi obrońcami. Pierwszym transferem był 24-letni Andrei Chindris pochodzący z Rumunii, a drugim cztery lata młodszy Szwed Elias Olsson.

O ile informacja o Chindrisie została przyjęta dosyć przychylnie, to już w kwestii Olssona wiele osób kręciło nosem. Okazać się jednak może, że niepotrzebnie. Ważne było jednak to, że w końcu Szymon Grabowski miał szersze pole manewru. Dodać jeszcze można, że z racji lepszej sytuacji na skrzydłach ponownie jako lewy obrońca miał być traktowany Conrado. Na to wpływ miała też obecna dyspozycja Miłosza Kałahura, który szczególnie zapadł w pamięć z udziału w straconej bramce w Płocku.

Gol przyćmił słabą postawę

Pierwsza faza spotkania idealnie pokazała, kto jest na fali. Znicz Pruszków zaczął bardzo pewnie i korzystał z niefrasobliwości gospodarzy. Nie przekładało się to jednak na celne strzały, gdyż w polu karnym graczom ofensywnym brakowało dokładności. Beznadziejnie w ten mecz wszedł cały środek pola Lechii, a szczególnie na minus wyróżniał się Jan Biegański. Był strasznym zapalnikiem i Znicz bardzo korzystał na jego słabym dniu.

Po początkowym lekkim szturmie gości z czasem Lechia Gdańsk zaczęła powoli przejmować kontrolę nad spotkaniem. Nie zdobyła jednak mocnej przewagi, a dodatkowo trudno było im się przedrzeć przez dobrze ustawioną pięcioosobową linię obrony Znicza. W takich przypadkach z pomocą potrafi przyjść stały fragment gry i tak się właśnie stało. Po rzucie rożnym w 30. minucie i lekkim zamieszaniu w polu karnym dużą przytomność pokazał debiutujący Elias Olsson i skierował piłkę do bramki.

Szwed jako jeden z nielicznych zawodników Lechii w pierwszej połowie zasłużył na pochwałę. Bramka była tylko dodatkiem do jego pewnej gry w defensywie. Dwukrotnie uchronił gospodarzy od straty gola, świetnie blokując groźne strzały. W końcówce połowy do głosu na moment ponownie starał się dojść Znicz, ale niczego wielkiego im to nie przyniosło. Pewne było to, że Lechia Gdańsk musiała się mocno poprawić w drugiej części.

Pierwsza porażka stała się faktem

Druga część meczu była już bardziej wyrównana. Goście co prawda mieli nieco większe posiadanie piłki, ale kompletnie brakowało im pomysłu na to, by zaskoczyć Bohdana Sarnawskiego. Bramkarz z Ukrainy szybko wygryzł ze składu Antoniego Mikułkę i pokazuje, że może na dobre zadomowić się między słupkami. Lechia Gdańsk wyglądała już na lepiej scaloną drużynę w defensywie, a pomogły w tym korekty Szymona Grabowskiego po przerwie. W szatni został Jan Biegański, a na środek obrony wrócił Tomasz Neugebauer i to on tworzył duet z Eliasem Olssonem.

W końcówce Znicz Pruszków doprowadził do wyrównania po dosyć komicznej sytuacji pod bramką Lechii. Na pomoc gospodarzom przybył jednak VAR, po którym Wojciech Myć anulował gola, dopatrując się faulu Patryka Czarnowskiego na obrońcy. Lechia Gdańsk miała furę szczęścia, cała dyscyplina taktyczna w drugiej połowie mogła pójść w niepamięć. W doliczonym czasie gry Lechia Gdańsk mogła jeszcze podwyższyć wynik. Camilo Mena nie wykorzystał jednak tego, że bramka rywala była pusta, a powstrzymał go faulem Tymon Proczek, który po kolejnej interwencji VAR otrzymał czerwoną kartkę. Tym samym mecz zakończył się wynikiem 1:0 i Znicz w czwartej kolejce Fortuna 1. Ligi musiał pierwszy raz przełknąć gorycz porażki.

Punktowo jest dobrze

Lechia Gdańsk na pewno nie ma powodów do narzekania. Zważając na różne problemy, dorobek siedmiu punktów po czterech kolejkach należy uznawać za bardzo dobry. Najważniejsze dla spadkowicza z ekstraklasy musi być to, by podczas budowy kadry nie stracić za dużo do czołówki i tak się właśnie dzieje. Szymon Grabowski ma pozytywny start pracy z drużyną i widać gołym okiem, że gdy kadra już będzie kompletna, to w Gdańsku będzie potencjał na miłą dla oka grę.

Oczywiście w tym przypadku trzeba mieć na uwadze, że terminarz rozgrywek ułożył się po myśli Lechii. Mecze z trudniejszymi rywalami są zaplanowane nieco później i to też działa na korzyść. Pozostaje tylko czekać na kolejne wzmocnienia drużyny, szczególnie na pozycji napastnika. To wydaje się na ten moment największą potrzebą. Wtedy Lechia Gdańsk w ofensywie może być o wiele groźniejsza.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze