Lechia Gdańsk drugim finalistą Pucharu Polski!


W Poznaniu Lechia pokonuje Lecha po serii rzutów karnych i powalczy o zdobycie trofeum

8 lipca 2020 Lechia Gdańsk drugim finalistą Pucharu Polski!
Piotr Matusewicz / PressFocus

W drugim półfinałowym spotkaniu mierzyły się ze sobą drużyny z Poznania i Gdańska. W tym sezonie ekstraklasy Lechia wygrała u siebie 2:1, z kolei w rewanżu górą był Lech (2:0). Dzisiaj stawką był awans do finału Pucharu Polski. Udało się tego dokonać ekipie trenera Stokowca, która pokonała Lecha. To "Biało-zieloni" zagrają 24 lipca w Lublinie z Cracovią o wzbogacenie klubowej gabloty.


Udostępnij na Udostępnij na

„Kolejorz” chciał kontynuować zwycięską serię. Szczególnie natchnieni poznaniacy mogli być po niedawnym pokonaniu Legii Warszawa. Walkę w starciu z Lechią zapowiedział trener Dariusz Żuraw na konferencji po wygranym meczu z drużyną ze stolicy.

– W każdym meczu teraz gramy o trzy punkty, walczymy o „pudło”, to jest nasz cel. Musimy się szybko zregenerować i zrobić w środę to samo, co udało nam się dziś. Chcemy awansować do finału Pucharu Polski – przyznał otwarcie.

Swoją motywację mieli też zawodnicy z Gdańska. W przypadku awansu mecz finałowy byłby dla ich szkoleniowca, Piotra Stokowca, setnym w roli trenera „Biało-zielonych”. Stawka tej konfrontacji była wysoka – dla jednych i drugich.

Brak konkretów

W pierwszej połowie Lech grał w swoim stylu. W środku pola dobre zawody rozgrywał Moder, który przejmował piłki, rozgrywał. Kolejny raz udowadniał swoją przydatność w drużynie. Z przodu szalał Gytkjær, który zmarnował dobrą okazję na objęcie prowadzenia. Swoją obecność zaznaczali młodzi, dynamiczni skrzydłowi, czyli Jóźwiak i Kamiński. Dosyć aktywny był również lewy obrońca – Tymoteusz Puchacz. Lech atakował, robił dużo zamieszania w polu karnym gości. Zawodnicy łącznie oddali kilka strzałów, ale większość nie przynosiła oczekiwanego efektu. Ewentualnie udawało im się wywalczyć rzuty rożne, z których też niewiele wynikało.

Po stronie Lechii strzałów próbował Ze Gomes, jednak nie było realnego zagrożenia pod bramką strzeżoną przez van der Harta. W objęciu prowadzenia nie pomógł strzelec największej liczby bramek dla gdańskiego zespołu w ekstraklasie – Flavio Paixao. Do przerwy na tablicy wyników w Poznaniu widniał bezbramkowy remis. Pomimo tego, że pierwsza część była niezła, zabrakło najważniejszego, czyli udokumentowania przewagi w postaci strzelonej bramki.

Trudno powiedzieć, czy wynik odzwierciedlał dobrą grę obu bloków obronnych. Może bardziej nieporadność i brak skuteczności tych, którzy grali z przodu.

Dramatyczny przebieg wydarzeń

Na początku drugich 45 minut serca kibiców Lechii mogły szybciej zabić. W ich polu karnym przewrócił się Puchacz. Jednak sędzia Tomasz Musiał nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego. Po przerwie dużo aktywniejszym zespołem wydawał się Lech Poznań. Z większą łatwością docierał w obręb „szesnastki” gdańszczan.

Jednak cierpliwość popłaca. W końcu worek z bramkami się rozwiązał. To Lechia jako pierwsza cieszyła się ze strzelonego gola. Po ponad godzinie gry dośrodkowanie Pietrzaka z lewej strony boiska strzałem głową wykończył Flavio Paixao. Lechia spokojnie czekała na swoją szansę, która wreszcie nadeszła. Lech rzucił się do odrabiania strat. Wyszło im to świetnie! Tylko kilka minut cieszyła się gdańska drużyna, bo zaraz do wyrównania doprowadził Dani Ramirez. Po strzale swoją znakomitą lewą nogą umieścił piłkę w siatce. Asystę zanotował Jakub Moder. Trzeba przyznać, że niezbyt udaną paradę zaliczył przy tym uderzeniu bramkarz gości – Zlatan Alomerović. Dwie bramki, strzelone w krótkim odstępie czasu, miały zdecydowanie pozytywny wpływ na dalszy przebieg spotkania.

Poznańscy fani zachęcali swoich ulubieńców do włożenia wysiłku w ostatnie minuty gry. Moder atomowymi uderzeniami sprawdzał czujność Alomerovicia. W końcowym minutach podstawowego czasu gry Lech przeważał i częściej był pod bramką gości. W doliczonym czasie gry zawodnik Lechii zagrał ręką we własnym polu karnym, przynajmniej tak się wydawało. Ku niezadowoleniu  gospodarzy nie było to przewinienie na wagę „jedenastki”. 90 minut przy Bułgarskiej nie przyniosło rozstrzygnięcia – potrzebna była dogrywka. Dodatkowe pół godziny nie obfitowało w bramki. Do wyłonienia zwycięzcy niezbędna była seria rzutów karnych.

Jeden ze strzałów gracza Lechii został obroniony przez van der Harta. To wspaniała wiadomość, ale szybko nadeszła zła. Wydawało się, że bramkarz Lecha nabawił się poważnej kontuzji i będzie zmuszony opuścić boisko. Jednak zacisnął zęby i grał dalej. Mało tego! Obronił kolejny rzut karny. Swój strzał zmarnowali niestety Filip Marchwiński i Dani Ramirez. Dramaturgia trwała do samego końca. Na nieszczęście kontuzja bramkarza Lecha okazała się na tyle poważna, że konieczna była zmiana. Na placu gry zameldował się Miłosz Mleczko. Nie miał możliwości wykazania się, bo Kamil Jóźwiak spektakularnie przestrzelił nad bramką. Lechia Gdańsk okazała się lepsza i zagra w finale z Cracovią.

Środowe starcie należało do tych z gatunku „ważne”. Otwierało zwycięzcy drogę do realnej okazji na zdobycie pucharu. Dlatego nie ma się co dziwić, że mobilizacja była na naprawdę wysokim poziomie. Tylko jeden zespół mógł tego wieczora cieszyć się z korzystnego rezultatu. I była nim gdańska Lechia. Do domu będą wracać w dobrych humorach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze