Lech Poznań traci bramkę w końcówce spotkania i przegrywa 1:2 ze Standardem Liege


"Kolejorz" nie wywozi ze Stade Maurice Dufrasne żadnych punktów

26 listopada 2020 Lech Poznań traci bramkę w końcówce spotkania i przegrywa 1:2 ze Standardem Liege
lechpoznan.pl/ Adam Jastrzębowski

Czwarta kolejka zmagań w Lidze Europy za nami. Dla ekipy trenera Żurawia zakończyła się ona kolejny raz pechowo. Nie zdołali ugrać choćby jednego punktu. Czy dziś można było pokusić się o więcej? Oczywiście! Nie jesteśmy zadowoleni, jest wiele do poprawy. Koniec końców liczy się wynik, który okazał się niepomyślny dla Lecha. Za piękną grę nie dają punktów – liczy się skuteczność. Dziś tej skuteczności Lechowi starczyło na jedną bramkę, ale do swojego dorobku punktowego nie dopisują nawet punktu. Ciągle mają trzy "oczka".


Udostępnij na Udostępnij na

Zmęczenie sezonem widać po Lechu Poznań jak chyba po żadnym polskim klubie. Liga, Puchar Polski, Europa. Dodatkowo niektórzy zawodnicy występują w swoich reprezentacjach. Zmęczenie i spadek formy w końcu musiały przyjść. Czy dzisiejsze spotkanie pomoże im wrócić na dawne tory?

Poprawić sobie humory

Ostatnie tygodnie, szczególnie w rodzimej lidze, nie należały do najprzyjemniejszych dla Lecha. Dyspozycja drużyny z Wielkopolski pozostawia wiele do życzenia. Nawarstwienie się spotkań, rywalizacja na trzech frontach czy absencje niektórych zawodników spowodowały, że zajmują obecnie dopiero 10. miejsce w ekstraklasie. Ambicje oraz możliwości w Poznaniu są na pewno większe. Teraz jednak priorytetem jest Liga Europy i walka o występy w niej na wiosnę.

Wyjazdowe starcie ze Standardem Liege z wielu powodów było dla poznaniaków bardzo istotne. Przede wszystkim w przypadku zdobyczy punktowej dostarczało tlen i nadzieję, że ich przygoda z europejskimi pucharami nie skończy się po sześciu spotkaniach. Kolejne mecze to też następne zastrzyki gotówki do klubowej kasy. Ponadto zwycięstwo ze Standardem byłoby pozytywnym impulsem, który potem można przełożyć na ligę i próbować w niej coś zdziałać, piąć się w górę tabeli.

Belgijska drużyna zajmowała ostatnie miejsce w grupie D i nie zdobyła jeszcze ani jednego punktu. Dodatkowo „Kolejorz” pokonał ją przy Bułgarskiej w pierwszej konfrontacji. Mimo wszystko nie można było zlekceważyć tego spotkania. To jest Liga Europy. Tutaj nie ma żartów, grania na pół gwizdka czy odpuszczania. Tym bardziej że teraz Standard wzmocniły ważne ogniwa, które we wcześniejszym meczu były nieobecne.

Bez bramek po 45 minutach

Na to spotkanie Belgowie wyszli z ewidentnym planem. Grali wysoko obroną, starali się skracać pole gry. Sporo naciskali Lecha już na jego połowie. Mądrze też neutralizowali jeden z najmocniejszych punktów Lecha – grę skrzydłami. Skóraś i Sykora byli mało widoczni. Standard przeważał. Raz bramkarz „Kolejorza” uratował swoją drużynę od straty bramki, potem obrońcy go wyręczyli i zdołali zablokować strzał czy odebrać piłkę.

Martwić mogły straty w środku pola, po których w kierunku bramki Bednarka sunęły niebezpieczne akcje gospodarzy. Szczególnie nieskoncentrowany wydawał się Jakub Moder. Największe niebezpieczeństwo dla Lecha przychodziło z jego prawej strony, po której biegali Butko i Skóraś. Zawodnicy Standardu kilkukrotnie dośrodkowywali piłkę w pole karne. Powodowało to niemałe zamieszanie oraz zagrożenie. Jednak czujnie bronił Filip Bednarek.

O ile do przerwy w defensywie podopieczni trenera Żurawia prezentowali się w miarę poprawnie, to w ataku praktycznie nie istnieli. Niczym nie potrafili zagrozić przeciwnikowi. Napastnik Lecha – Mikael Ishak, był odcięty od podań. Trudno go winić, gdyż nie miał mu kto dostarczać piłek – słabo funkcjonowali pomocnicy. Przed przerwą Standard sam się osłabił, ponieważ drugą żółtą (w konsekwencji czerwoną) kartkę dostał Obbi Oulare. Obie drużyny schodziły na przerwę bez zdobytych bramek.

Klątwa trwa dalej

W drugiej odsłonie gry mecz się ożywił. W 60. minucie Belgowie podarowali Lechowi piłkę, tracąc ją blisko własnej bramki i tak worek z golami się rozwiązał. Wszystko za sprawą Puchacza, który przejął piłkę i podał ją do Ishaka, który umieścił ją w siatce. Poznańska drużyna długo nie nacieszyła się prowadzeniem. Kilka minut później kolejna strata w środku pola zemściła się na Lechu. Abdoul Tapsoba doprowadził do wyrównania.

Żeby nie było zbyt łatwo i aby wyrównać szanse, na kwadrans przed końcem gry Crnomarković sfaulował gracza wychodzącego z kontrą i sędzia kolejny raz zmuszony był pokazać czerwony kartonik. Na placu boju zostało 20 zawodników. Niestety pod koniec spotkania udowodniono nam, że historia lubi się powtarzać. Lech kolejny raz stracił ważną bramkę w samej końcówce meczu. Nie, nie żartuję. To dzieje się ponownie. Trudno czymkolwiek wytłumaczyć to zdarzenie. Chwilę po drugim golu dla Standardu arbiter odgwizdał koniec spotkania. Lech wraca do Poznania bez punktów.

„Kolejorz” w swojej najwyższej formie bez wątpienia zaprezentowałby się lepiej w Belgii. Widać było rozproszenie w szeregach poznaniaków. Niechlujne zagrania, nieprzemyślane straty. Dużo do poprawy, jeśli chodzi chociażby o grę w lidze. A przecież przed nimi ciągle dwie kolejki w Lidze Europy! Jakub Moder ewidentnie jest zmęczony, reszta pomocy też rozkojarzona. Ogólnie cały zespół zagrał nie tak bardzo źle, ale wiemy, że stać ich na więcej. Wróciły stare demony, znowu nie potrafią dowieźć wyniku do końca meczu. Jeszcze lepszej dyspozycji i piękniejszego sposobu gry wymagamy od Lecha. Mieli szansę nawet na komplet punktów, a nie wywożą z Belgii choćby jednego. Na własne życzenie.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze