Lech Poznań – wielkie transfery, wielkie oczekiwania, wielkie nadzieje


„Kolejorz” jest jednym z kandydatów do mistrzostwa

22 lipca 2023 Lech Poznań – wielkie transfery, wielkie oczekiwania, wielkie nadzieje
Dawid Szafraniak

Nikt w Poznaniu po takich transferach nie przyjmie do świadomości tego, że Lech Poznań nie zdobędzie mistrzostwa Polski. To nie przejdzie. Nie po takich wzmocnieniach. Nikogo w Wielkopolsce nie będzie interesowało to, że Raków dokonał hitowego transferu Sonny'ego Kittela, a Legia przedłużyła kontrakt z Josue. Wszyscy są skoncentrowani na jednym celu, czyli żeby powrócić na tron.


Udostępnij na Udostępnij na

Po sezonie albo będziemy mówić, że Lech spełnił oczekiwania, albo że po raz kolejny narobił nadziei kibicom i pokpił sprawę. Nikt nie będzie zadowolony z czegoś innego na koniec niż mistrzostwo. Każdy inny wynik będzie porażką. Nawet ten występ w kwalifikacjach do Ligi Konferencji jest sprawą drugorzędną. Jeśli uda się wygrać mistrzostwo, wszyscy błyskawicznie o tym zapomną. Zajście do fazy grupowej byłoby jedynie dodatkiem i deserem po daniu głównym, jakim jest PKO Ekstraklasa.

Lech Poznań – wielkie transfery

Inne byłoby podejście do tego sezonu kibiców Lecha, gdyby nie rewelacyjne transfery. Rzecz jasna na papierze, bo w akcji dopiero je zobaczymy. Mało tego, oprócz tego pożegnano się tylko z Michałem Skórasiem i Pedro Rebocho. Byli to oczywiście ważni gracze, Skóraś w zasadzie był kluczową postacią, ale ich zastąpiono zawodnikami, którzy są w stanie wejść w ich buty. Nie zdziwimy się, jeśli „Kolejorz” w ogóle nie odczuje ich braku. Mówimy zatem o top przyjściach, bo to są tacy zawodnicy, że gdybyśmy spojrzeli na nich przed okienkiem, to trudno byłoby uwierzyć, że mogą trafić do PKO Ekstraklasy.

Przede wszystkim takimi zawodnikami są dwaj skrzydłowi, czyli Ali Gholizadej i Dino Hotić. Ten pierwszy to „zachcianka” Johna van den Broma. Holendra bardzo uszczęśliwiło zakontraktowanie Irańczyka i jest wręcz przekonany, że zostanie on gwiazdą ligi. Haczyk jednak jest jeden. Na boisku zobaczymy go dopiero w okolicach września. Pytanie, jakie nastroje wówczas będą panowały w Lechu. Oby dobre.

Do tego czasu brylować w ofensywie „Kolejorza” ma Bośniak. Do tej pory do naszej ligi przychodzili gracze z ligi belgijskiej, którzy w niej raczej nie grali, to tutaj mamy przypadek zawodników, którzy regularnie grali w Belgii. Gholizadeh pewnie gdyby był zdrowy, nawet by nie spojrzał na ofertę z Polski, a Hotić nie dogadał się z Cercle Brugge. Nie chodziło jednak o sprawy sportowe. Warto zaznaczyć, że jest to pięciokrotny mistrz Słowenii z Mariborem, a do Poznania przychodzi, bo chce grać w europejskich pucharach.

Elias Andersson przychodzi w zamian za Pedro Rebocho. Nie ma co ukrywać, że jest to trochę inny typ bocznego obrońcy. Przekwalifikowany środkowy pomocnik, który będzie miał dużo zadań ofensywnych związanych z wyprowadzeniem piłki. Szwed ma dawać również więcej pewności w defensywie Lechowi. W związku z absencją Bartosza Salamona potrzebny był jeszcze jeden stoper.

W stolicy Wielkopolski pojawił się zatem reprezentant Słowenii Miha Blazić. Ostatni sezon nieudany we Francji, ale wcześniej czołowy stoper ligi węgierskiej. Z Ferencvarosem grał w Lidze Mistrzów. Niby jest jakąś niewiadomą, ale Lech chciał kogoś doświadczonego, kto z miejsca da oczekiwaną jakość. Blazic ma rewelacyjne CV jak na polskie realia.

Lech Poznań – wielkie oczekiwania

Tomasz Rząsa tymi transferami pokazał, że chce się bić o największe cele. Razem z Piotrem Rutkowskim przestali szukać półśrodków czy patrzeć w Excel. Stawiają wszystko na jedną kartę. Gdy trzeba wyłożyć 1,8 miliona euro na Gholizadeha, to sięgają do kieszeni i kładą pieniądze na stół. Mogą sobie na to pozwolić dzięki pieniądzom z UEFA. Łatwiej też idą negocjacje z poszczególnymi zawodnikami.

Ta przygoda z Ligą Konferencji działa na wyobraźnię. Po prostu o Lechu zaczęło się mówić. Niewątpliwie „Kolejorz” wykorzystał to, na co pracował w poprzednim sezonie. Trzeba przyznać, że ruchy wykonywane przez Tomasza Rząsę i Piotra Rutkowskiego są coraz mądrzejsze. Oby jeszcze tylko na boisku się ziściły.

A takich oczekiwań, jakie są przed tym sezonem, jeszcze nie było. Wszyscy zaakceptowali w Poznaniu poprzedni sezon. Brak mistrzostwa nikogo zbytnio nie zmartwił. W tym już jednak litości nie będzie. Sam dyrektor sportowy w mediach mówi wprost – Mistrz i grupa. Zwłaszcza to mistrzostwo wszystkim chodzi po głowach i jeśli na koniec przy Lechu nie będzie królewskiej korony, to będzie wielkie rozczarowanie i lament.

John van den Brom i piłkarze od początku wiedzą zatem, o co grają. Od samego początku trzeba ruszyć ostro po swoją zwierzynę. Nie można popełnić jakiegoś falstartu i zdobyć w czterech pierwszych meczach tylko jednego punktu. Holender pokazał, że potrafi wychodzić z kryzysu obronną ręką. Wielu gdzieś powątpiewało w jego warsztat, ale obronił się. Choć jego decyzje czasami pozostawiały wiele do życzenia, to na koniec wyszło na jego.

To, że tym razem mógł spokojnie przygotowywać drużynę do sezonu, poznał lepiej tych zawodników i wie, czym już wyróżnia się polska ekstraklasa, powoduje, że faktycznie oczekiwania idą w górę. Na starcie sezonu w Lechu wszystko się zgadza. Może oprócz kontuzji Gholizadeha. Ale jak mówi van den Brom: – Na niego warto poczekać.

Wielkie nadzieje

Poznań jest specyficznym środowiskiem. Od skrajności w skrajność. Coś jest albo białe, albo czarne. Jest mistrzostwo albo go nie ma. Takich nadziei, jakie są przed tym sezonem, jeszcze nie było. Balonik jest napompowany bardzo mocno. Sam klub nawet nie próbuje spuszczać powietrza z niego, tylko otwarcie mówi, że liczy na wiele. Zresztą jak by to wyglądało, gdyby Piotr Rutkowski powiedział, że Lech nie walczy o mistrza. Zostałby zjedzony. John van den Brom w wywiadzie dla klubowej telewizji otwarcie mówi, że liczy na jeszcze lepszy sezon niż poprzedni. To już byłoby naprawdę duże osiągnięcie.

Jeśli kończysz rozgrywki na 3. miejscu w tabeli, nie możesz być w pełni zadowolony. Tak uważam. Ćwierćfinał Ligi Konferencji jest super. Jest fantastyczny, ale my wciąż jesteśmy rozczarowani, że odpadliśmy z Fiorentiną w ćwierćfinale. Taki musisz być jako profesjonalny sportowiec. Musisz chcieć wygrywać wszystko. Zwłaszcza że jesteśmy w sytuacji, w której stać nas na to, żeby wygrywać wszystko. Dlatego wiele rzeczy musimy zrobić lepiej niż w zeszłym sezonie. I to będzie jednym celów nie tylko dla mnie, ale dla całego klubu. 

Wszyscy wokół się nakręcają. Wiadomo, jak to potrafi się skończyć. W razie powodzenia Tomasz Rząsa w końcu zostanie nagrodzony brawami, a jak coś się nie uda, to będzie wywieziony na taczce z Poznania. Nadzieje są naprawdę ogromne. Tym bardziej że ostatnie dwa lata Lech Poznań może zaliczyć do bardzo udanych. Wykonał w nich swój cel. Wszyscy chcieliby kontynuacji tego projektu i kolejnego kroku. Zdobyto mistrzostwo, przygoda w Lidze Konferencji, dokonano głośnych transferów, czas na kolejne trofeum. To oznaczałoby, że „Kolejorz” naprawdę idzie w dobrą stronę.

Trzeba jednak uważać z tymi nadziejami. Różnie to już bywało w Lechu, gdy wydawało się, że nareszcie jest dobrze w klubie. Naprawdę mało potrzeba, żeby zaburzyć tym statkiem, i wtedy nawet John van den Brom ze swoją mentalnością nie opanuje tej łajby. Z takimi oczekiwaniami łatwo się wykoleić, a bardzo trudno dojechać cało do mety i podnieść trofeum. Lech Poznań zrobił wiele, żeby przyciągnąć kibiców na Bułgarską, ale teraz nie może ich zawieść. Wiadomo, że tam, gdzie są wielkie nadzieje, tam również w razie niepowodzenia jest wielki zawód.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze