Ruszyła lokomotywa? Tego jeszcze nie powiemy, ale Lech w końcu ruszył z miejsca. Chociaż dał powody, żeby uwierzyć, że jest to mistrz Polski. To ten zespół, który wygrał rywalizację z silnym Rakowem. „Kolejorz” pogrążony w kłopotach defensywnych w końcu pokazał tę zapowiadaną ofensywną grę, jaką preferuje John van den Brom. Lech Poznań pokonał Dinamo Batumi 5:0.
Lech Poznań zaliczył falstart. O samo odpadnięcie z Ligi Mistrzów nie można mieć większych pretensji. Po prostu trafili na mocniejszego rywala. Chodziło bardziej o wstydliwą porażkę w Baku. Na Superpuchar można machnąć ręką. Nic się nie stało, ale jak do tego doszła porażka ze Stalą Mielec u siebie, to w Poznaniu zaczęło robić się gorąco. Złe mecze się spotęgowały. Cztery spotkania, dwie zdobyte bramki i dziewięć straconych.
A jakby tego było mało, te cztery mecze pokazały wszystkie niedostatki Lecha. Gadanie o szerokiej kadrze zostało błyskawicznie zaorane. Jeśli John van den Brom musiał na stoperze wystawić 19-letniego debiutanta Pingota, Kvekveskiriego, który drugi raz grał na tej pozycji, a w meczu z Dinamem grał tam Barry Douglas, to znaczy, że coś jest ewidentnie nie tak. Śmiesznie brzmiała odpowiedź trenera w przedmeczowym wywiadzie dla TVP Sport. Coś w stylu: „Barry mówił, że kiedyś tam grał, nawet na poziomie Premier League, więc dzisiaj tam zagra”. To pokazuje jednak, że Holender wciąż poznaje drużynę, ale mecz z Dinamem udowodnił, że Lech ma potencjał i umiejętności. Takiego wyniku się nie spodziewaliśmy.
– Mogę pogratulować Lechowi Poznań. Dzisiaj grała tylko jedna drużyna. Nasz zespół nie pokazał nic. Biorę jako trener odpowiedzialność za to, jak to wyglądało – Gia Geguchadze.
— Dawid Dobrasz (@dobraszd) July 21, 2022
Lech Poznań ruszył z miejsca
Wszyscy widzieliśmy kamień z serca, jaki spadł holenderskiemu trenerowi po czwartej bramce. Nie dziwimy się, bo dwumecz z Dinamem Batumi był momentem prawdy. Wóz albo przewóz. W ciągu miesiąca Lech mógł przegrać praktycznie wszystko. Zakładamy już, że „Kolejorza” obejrzymy w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji. Żeby roztrwonić wynik 5:0, musieliby zagrać zdecydowanie gorzej niż ze Stalą i Qarabagiem, a to raczej wykluczamy.
Tak wysokie zwycięstwo daje Lechowi nie tylko przepustkę do następnej rundy, ale oddech świeżego powietrza. Coś, co było bardzo potrzebne. Nawet żeby naładować się psychicznie na kolejne tygodnie, które wcale nie będą łatwiejsze. Wynik 5:0 oznacza, że Lech Poznań rusza z miejsca. John van den Brom kupił sobie czas i zaufanie, które niektórzy zaczynali do niego tracić.
Mecz na odblokowanie
Efektowną wygraną odblokowała się nie tylko drużyna, ale też poszczególni zawodnicy. Po takich grzmotach na początku sezonu można popaść w niemały dołek psychiczny. Presja w Poznaniu coraz bardziej uderzała w piłkarzy. W meczu z Dinamem Batumi poradzili sobie z nią znakomicie. Rzeklibyśmy nawet, że spodziewaliśmy się kolejnego słabego spotkania. Na szczęście pozytywnie się zaskoczyliśmy.
Forma liderów woła o pomstę do nieba. Karlstrom, Amaral, Rebocho i reszta bandy są cieniami samych siebie. Karlstrom pokazał Gruzinom miejsce w szeregu i ustawił ich, jak ma to w zwyczaju. Brakowało Szweda na pełnych obrotach. Amaral oprócz asysty w Azerbejdżanie wyglądał jak piłkarz kompletnie nieprzygotowany do sezonu. W meczu ze Stalą częściej turlał się po murawie, niż stał na nogach. W czwartkowy wieczór skończył z dwoma asystami. Dobry prognostyk.
Brawo @LechPoznan👏 Jeśli Kolejorz miał odpowiedzieć na lanie z Karabachem, to właśnie tak. Ofensywa w formie, na plus też odbiór, agresja i bieganie. 5-0 z Dinamo Batumi właściwie daje awans, ale jeden wniosek wymaga szybkiego rozpatrzenia: potrzeba stopera. Na wczoraj. #LPODIN
— Sebastian Staszewski (@s_staszewski) July 21, 2022
Ale brawa za ten mecz powędrują głównie do Michała Skórasia. To, że ze strzałami u niego trudno, to wiemy. Pewnie nie jest to skrzydłowy, który stanie się kimś jak Jakub Kamiński w poprzednim sezonie. Idealny człowiek do wejścia jako joker. Na początku sezonu nie podołał zadaniu pierwszego skrzydłowego, bo takim się stał. Z Dinamem oprócz determinacji i zaangażowania strzelił dwie bramki. Co ważne, nie na dobitkę. Tylko takie, które ustawiły spotkanie. Bramki z 30 metrów nie spodziewaliśmy się po nim, ale to dobrze. Czasami nieoczywiste postacie muszą wziąć na siebie ciężar gry. W końcu ten sezon będzie długi i trudny dla Lecha. Ishak z Amaralem to za mało, aby walczyć na wszystkich frontach.
Lech Poznań rozjechał Dinamo
Na koniec, żeby nie było tak słodko, Lech Poznań grał dzisiaj z wyjątkowo słabym przeciwnikiem. Znaczy się Gruzini to nie jest słaba drużyna, bo takich w Europie już nie ma, ale pokazali w dwumeczu ze Slovanem, że stać ich na więcej. Obrońcy ruszali się jak wóz z węglem. Wyglądało to tak, jakby przegrzali się przed meczem. Jedyne zagrożenie, jakie potrafili stworzyć, miało miejsce dopiero, gdy „Kolejorz” grał czwórką bocznych obrońców, przez co próbowali zagrywać piłki za ich plecy.
https://twitter.com/dominokks/status/1550177918499913729
Flamarion był totalnie niewidoczny. Zastanawiające jest to, czy Lech wytrącił Gruzinom wszystkie argumenty z rąk, a może mieli oni słabszy dzień. W Batumi będzie trudny mecz, ale „Duma Wielkopolski” ma zapas pięciu bramek. Sprawa dwumeczu jest załatwiona. W czwartek Lech wykonał swoje zadanie nadspodziewanie dobrze. Pokazał, że gadki Johna van den Broma o ofensywnej grze to nie tylko bajki. W tych bajkach nie było smoków. „Kolejorz” z Dinamem zagrał ofensywnie, efektywnie i efektownie.
Flamarion − brazylijska gwiazda Dinama Batumi, która spróbuje wyeliminować Lecha z pucharów