Gdy spojrzymy na obecną sytuację kadrową Lecha Poznań, trudno nie odnieść wrażenia, że brakuje tam co najmniej kilku zawodników – głównie odpowiadających za defensywę. To dość zaskakujący wniosek, ponieważ obrona „Kolejorza” straciła w rundzie jesiennej najmniej bramek w ekstraklasie. Cóż, rodzime rozgrywki kryją w sobie wiele tajemnic. Jednakże na ten moment Lech wygląda w kwestii zawodników defensywnych bardzo mizernie i zapewne wszyscy sympatycy poznanian oczekują na wzmocnienia. Arajuuri odszedł, Kadar stoi w drzwiach… nie ma na co czekać, Lechu.
Od Bosackiego do Bednarka
Gdyby tak przyjrzeć się liczbom Lecha w ostatnich latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by zauważyć, że charakterystyczna dla poznanian była mała liczba traconych goli. Trudno się temu dziwić. Gdy sięgniemy pamięcią do czasów Franciszka Smudy przy Bułgarskiej, o sile obrony Lecha stanowili wówczas czołowi zawodnicy ligi – Manuel Arboleda i Bartosz Bosacki. Da dwójka stoperów tworzyła niejednokrotnie przed własną bramką swego rodzaju linię Maginota. Bardzo trudno było przedrzeć się rywalom przez dynamicznego i silnego jak koń Kolumbijczyka oraz rutynowanego, byłego już wtedy reprezentanta Polski. Dawne to były czasy.
Jeśli zechcemy poszukać bardziej charakterystycznego stopera w drużynie Lecha, przypomina się Marcin Kamiński, który całkiem niedawno opuścił Poznań i robi karierę w Niemczech boleśnie przekonuje się o swoich wszystkich brakach, zderzając się z niemiecki futbolem. Tym dziwniejsza jest zapaść „Kamyka”, że w kraju należał do ścisłego topu w gronie obrońców i skutecznie zresztą aspirował do gry w reprezentacji. Tymczasem sporym szokiem dla 24-latka był przeskok do… 2. Bundesligi. W zasadzie Kamiński byłby jakimś tam rozwiązaniem problemów Lecha w defensywie (mimo bolesnego rozstania z klubem), jednak w ostatnich miesiącach sytuacja Polaka w VfB Stuttgart wyraźnie się poprawiła i zagrał on w ostatnich siedmiu ligowych meczach przed przerwą zimową i chyba jeszcze w Niemczech o siebie zawalczy.
Jan Bednarek z pewnością będzie niebawem czołowym stoperem nie tylko Lecha, ale i całej ligi. Zanim to się jednak stanie, potrzebuje wsparcia bardziej doświadczonych kolegów i przede wszystkim rywalizacji.
W tym sezonie obronę Lecha budowała zazwyczaj para Jan Bednarek–Lasse Nielsen. Drugi został ściągnięty właśnie z założeniem gry w wyjściowym składzie. Jeśli chodzi o Bednarka, włodarze Lecha uznali, że już ograł się na wypożyczeniu w Górniku Łęczna, i pora dać młodemu szanse w pierwszym zespole. Efekt? Wychowanek Sokoła Kleczew przez długi czas był swego rodzaju talizmanem drużyny Nenada Bjelicy, ponieważ z rosłym defensorem w składzie nie przegrała kolejnych trzynastu spotkań. Oczywiście żadna seria nie może trwać w nieskończoność i ta Lecha także dobiegła końca, w meczu z Jagiellonią Białystok. Tak czy owak, młodzieżowy reprezentant Polski z pewnością będzie niebawem czołowym stoperem nie tylko Lecha, ale i całej ligi. Zanim to się jednak stanie, potrzebuje wsparcia bardziej doświadczonych kolegów i przede wszystkim rywalizacji. I tu pojawiają się schody.
Środek do sukcesu? Środek
W przypadku Lecha relatywnie niewielkim problemem są flanki formacji defensywnej, ponieważ na prawej mamy niezniszczalnego i solidnego jak Mercedes-Benz Tomasza Kędziorę, natomiast po lewej stronie Tamasa Kadara. Co prawda wielce prawdopodobne, że Węgier opuści niebawem Poznań, ale w jego zastępstwie „Kolejorz” już poczynił starania o Ukraińca – Wołodymyra Kostewycza. Dziwić może wypożyczenie młodego Gumnego, który swoje pierwsze kroki w ekstraklasie już postawił, ale chyba w Poznaniu wiedzą, co robią (patrz przykład Bednarka). Ale co z pozycją stopera?
Odtajnione ;) Volodymyr Kostevych przechodzi testy medyczne w Lechu Poznań https://t.co/1fw4eqmQHz
— Lech Poznań (@LechPoznan) January 10, 2017
Wobec odejścia Paulusa Arajuuriego, w kadrze Lecha pozostało trzech nominalnych środkowych obrońców. Wspomniana para Nielsen–Bednarek oraz… Maciej Wilusz, który swoją postawą, mówiąc delikatnie, nie przekonuje. Pamiętam o mogącym występować na środku Dariuszu Dudce, ale doświadczony zawodnik daleki jest od optymalnej dyspozycji. Wniosek nasuwa się jeden – Lech potrzebuje stopera. Co chwila mówi się, że lechici obserwują kolejny piłkarzy, jednak konkretów wciąż brak.
Sympatykom „Kolejorza” pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze będą świadkami jakiegoś transferu do swojego klubu. Podstawy ku temu oczywiście są, ponieważ możemy się w najbliższym czasie poczynaniami Lecha kilkukrotnie poczuć zaskoczeni. Transfer Kostewycza udowodnił, że w Poznaniu potrafią dochować tajemnicy o nowych nabytkach… więc te może jeszcze będą?