Kiedy ostatnim razem Lazio zajmowało wyższe miejsce w tabeli niż Roma, reprezentacja Polski z Franciszkiem Smudą na ławce kończyła przygotowania do polsko-ukraińskiego turnieju o mistrzostwo Europy. Przez ostatnie pięć sezonów „Biancocelesti" musieli oglądać plecy największych rywali. W obecnym sezonie ma się to jednak zmienić. Ekipa dwukrotnego mistrza Włoch zaskoczyła w minionych rozgrywkach wszystkich sceptyków, teraz należy już tylko pójść za ciosem. Zwłaszcza że młodszy z piłkarskiego rodzeństwa Inzaghich wypracował sobie w klubie bardzo mocną pozycję. I nikt już nie patrzy na niego jak na zastępcę z konieczności.
Sezon pełen niespodzianek
Po kompromitujących rozgrywkach w sezonie 2015/2016 nowym sternikiem klubu ze Stadio Olimpico został Marcelo Bielsa. Lazio celowało znacznie wyżej niż zajęte poprzednio ósme miejsce. Doświadczony Argentyńczyk wydawał się zaś idealną osobą, aby na nowo rozbudzić w drużynie sportowe ambicje i dokonać niezbędnej wymiany pokoleniowej. Zwłaszcza że Claudio Lotito nie zamierzał wcale przeznaczyć na ten cel specjalnych funduszy. Fani „Orłów” nie mieli jednak okazji przekonać się, jak poradziłby sobie w Rzymie były selekcjoner reprezentacji Argentyny. Trzy dni po podpisaniu umowy doszło do kłótni pomiędzy właścicielem i trenerem, w wyniku której ten ostatni opuścił klub.
Sięgnięto zatem po byłego szkoleniowca drużyny młodzieżowej, który prowadził dorosłą kadrę Lazio w ostatnich spotkaniach poprzedniego sezonu i postawiono przed nim identyczne zadania, z jakimi zmierzyć miał się Bielsa. I można z całą odpowiedzialnością napisać, że Simone Inzaghi w swojej roli nie zawiódł. Mimo iż już na wstępie stracił najlepszego piłkarza Antonio Candrevę, który przeniósł się do Interu. Nie było to zresztą jedyne osłabienie, „Biancocelesti” przechodzili przecież etap odmłodzenia zespołu. W efekcie z Olimpico pożegnali się tacy zawodnicy jak Miroslav Klose czy Abdoulay Konko.
Oparte w dużej mierze na graczach, których Włoch zastał w drużynie, wsparte zaledwie kilkoma transferami, Lazio zaliczyło doskonały początek sezonu. I chociaż ostatecznie do podium zabrakło aż szesnastu punktów, po drodze rzymian wyprzedziła również Atalanta, piąte miejsce należy uznać za sukces. Zwłaszcza że Lazio dotarło również do finału Coppa Italia, eliminując po drodze Inter i Romę. Szczególnie w obliczu zwycięstwa nad rywalami zza miedzy porażka w finale z potentatami z Turynu nie przynosi wstydu.
Kręgosłup Lazio utrzymany
Z perspektywy kibiców Lazio obecne okienko transferowe mogłoby się właściwie nie odbyć. Klub ze Stadio Olimpico już od jakiegoś czasu nie należy do potentatów pod względem finansowym i nie wydaje wielkich pieniędzy na wzmocnienia, w tym sezonie z klubowej kasy zniknęło zaledwie 15 milionów euro, przybyło zaś o dziesięć więcej. Najważniejsza informacja tegorocznego mercato jest jednak taka, że udało się zatrzymać większość najważniejszych piłkarzy. Chociaż mówiło się o odejściu Stefana de Vrija czy Ciro Immobile, pozostaną oni w drużynie najprawdopodobniej na kolejny rok. Jedynym istotnym osłabieniem było jak dotąd odejście Lucasa Bigli, który postanowił zasilić odbudowujący się AC Milan. W międzyczasie jednak do Rzymu przybył Lucas Leiva zdecydowany po dziesięciu latach w Liverpoolu zmienić otoczenie.
Depois de 10 anos no Liverpool, Lucas Leiva foi apresentado na #Lazio. desembolsaram 5 milhões de libras (R$ 20,7 milhões) pelo atleta. pic.twitter.com/NQ5fXZw9TK
— Vai-e-Vem-Futebol 🇧🇷⚽🥅 (@vaievem_futebol) July 22, 2017
O osłabieniu nie może zatem być mowy. Leiva przez wiele lat pokazywał się z dobrej strony przy Anfield Road, od samego początku swojego pobytu w Lazio zyskał uznanie trenera i kolegów z drużyny. Biorąc pod uwagę, że kosztował o 12 milionów euro mniej, niż Milan musiał zapłacić za Biglię, w dodatku Argentyńczyk zdążył już złapać kontuzję, „Biancocelesti” mogą być chyba zadowoleni z zaistniałego obrotu spraw. Dodatkowym wzmocnieniem jest także Adam Marusić, którego zadaniem będzie zwiększenie konkurencji na bokach obrony. Środek pola uzupełnił również Davide Di Gennaro, defensywny pomocnik sprowadzony z Cagliari.
Senegalska telenowela
Chociaż obecnie La Masia nie cieszy się już tak genialną opinią, jak jeszcze kilka lat temu, jej wychowankowie nadal są towarem mocno chodliwym. Często potwierdzają zresztą swoją wartość na boisku. Tak też było w wypadku Keity Balde. Urodzony w Hiszpanii piłkarz ma za sobą naprawdę dobry sezon. W obliczu szesnastu goli w lidze nie może dziwić zainteresowanie, jakie wzbudził 22-latek. Mówiło się o Juventusie, podobno pytały o niego oba kluby z Mediolanu, nie wykluczano również transferu za granicę. Mamy już jednak drugą połowę sierpnia i Senegalczyk nadal jest zawodnikiem „Biancocelesti”, „Juve” nie wyłożyło na razie wielomilionowej kwoty na stół, z Milanem zaś nie chciał rozmawiać sam Keita. Czy zatem napastnik pozostanie w Lazio na kolejny rok, aby wypełnić do końca swój kontrakt i dołożyć kolejną cegiełkę do sukcesów drużyny, która dała mu szansę zaistnieć w światowym futbolu?
No właśnie nic tego nie zapowiada. Nie jest co prawda wykluczone, że wychowanek barcelońskiej akademii spędzi najbliższe rozgrywki w Rzymie, ale raczej na trybunach Olimpico niż na murawie. Claudio Lotito należy raczej do osób wybuchowych, od jakiegoś czasu daje też do zrozumienia, że postawa piłkarza i jego agenta mocno zalazła mu już za skórę i jeśli będzie taka potrzeba, napastnik nie będzie grał nigdzie aż do końca swojego kontraktu. Reprezentujący interesy Senegalczyka Roberto Calenda podzielił się ostatnio z mediami swoją wersją wydarzeń, wedle której „Orły” nie doceniają swojego zawodnika oraz nie informują go o napływających ofertach, w tym o propozycji Juventusu. Jakkolwiek dalej potoczy się ta historia, raczej wątpliwe wydaje się to, aby drugi najlepszy strzelec Lazio z ubiegłego sezonu miał okazję poprawić swój bilans w niebiesko-białej koszulce.
Materiał na gwiazdy
W poprzednich rozgrywkach „Mone” udało się stworzyć sprawnie działający mechanizm, który potrafił zdobywać wiele bramek. Swoje miejsce na ziemi odnalazł w końcu Ciro Immobile. Napastnik po niezbyt udanych zagranicznych podbojach pokazał nareszcie umiejętności, które uczyniły go gwiazdą w Torino. Dwadzieścia trzy gole, żadnych kontuzji i przerw w grze oraz powrót do reprezentacji. Były zawodnik Borussii nie mógł oczekiwać od siebie więcej. Chyba tylko korony króla strzelców, na to będzie miał jednak szansę w tym sezonie. Gdyby ten cel udało się osiągnąć, Ciro wróciłby na piedestał i znów przyciągnął uwagę największych europejskich firm.
W obliczu prawdopodobnego braku Keity Balde, który miał bardzo duży wpływ na grę Lazio w poprzednim sezonie, znacznie zwiększy się rola Sergeja Milinkovicia-Savicia. Inzaghi już dokonał rzeczy niebywałej, zmieniając jedno z większych transferowych rozczarowań „Biancocelestich”z ostatnich lat w prawdziwego reżysera środka pola. Włoski szkoleniowiec udowodnił, że praca z młodzieżowymi drużynami „Orłów” nauczyła go współpracy z młodymi zawodnikami. Serb zaś będzie jego pomocy potrzebował chyba nawet bardziej niż w minionych rozgrywkach. Jest to z pewnością materiał na gwiazdę, teraz jednak będzie musiał się zmierzyć z odpowiedzialnością i rosnącymi oczekiwaniami trybun. A już teraz mówi się o zainteresowaniu Juventusu.
Difficile da capire che questo sarebbe un giocatore che cambierebbe tutto a centrocampo? #Milinkovic #GrandeMarotta #Mercato @juventusfc pic.twitter.com/Z3W2AZuBfF
— Matteo Baldassari (@MatBald) August 15, 2017
Sukcesywna przebudowa
Lazio pod wodzą Inzaghiego zdołało już postawić na półce pierwsze trofeum. Mecze o Superpuchar rządzą się swoimi prawami, często traktuje się je wręcz jako nieco poważniejszą wersję przedsezonowych spotkań towarzyskich, ale sukcesu rzymian nie wypada wcale umniejszać. Pokonanie Juventusu nigdy nie jest łatwym zadaniem, o czym przekonało się na przestrzeni ostatnich lat wiele klubów o większej sile personalnej niż „Biancocelesti”. I nawet jeśli potraktować ten mecz jako próbę generalną przed nadchodzącym sezonem, udało się ją zaliczyć wręcz doskonale.
I chociaż trudno być prorokiem w lidze posiadającej tak wiele wyrównanych drużyn jak Serie A, wydaje się, iż pierwsza piątka spokojnie znajduje się w zasięgu „Orłów”. Zwłaszcza jeśli do zdrowia szybko powróci Felipe Anderson, który jest doskonałym uzupełnieniem ofensywnego kwartetu z Immobile na szpicy, Luliciem na lewym skrzydle i Milinkoviciem-Saviciem operującym za ich plecami. Już w poprzednich rozgrywkach można było się zachwycać, obserwując grę tych zawodników, w zbliżającym się sezonie mogą się zaś wznieść na jeszcze wyższy poziom. Zwłaszcza że w głębi pola wspierać będą ich Parolo z Lucasem Leivą, których w razie konieczności można zastąpić jeszcze bardziej ofensywnie usposobionymi Murgią czy Caicedo.
Porządki w defensywie
Formacja obronna była największym mankamentem Lazio w poprzednim sezonie, tracąc najwięcej bramek spośród pierwszej siódemki, która do końca liczyła się w grze o europejskie puchary. Jeżeli Simone Inzaghi chce powalczyć o coś więcej, musi na tym polu nastąpić zdecydowana poprawa. Włoski trener uznał najwyraźniej, że łatwiej będzie przemodelować obronę z minionych rozgrywek, niż na siłę poszukiwać zastępców. Sprowadzono jedynie wspomnianego wcześniej Marusicia, który i tak będzie raczej zastępował od czasu do czasu dobrze sprawującego się na prawej stronie Bastę. Sami skrajni defensorzy, jakkolwiek dobrzy by nie byli, nie zdołają jednak w pełni ustabilizować gry obronnej zespołu. To zadanie będzie spoczywać na barkach Stefana de Vrija. Holender niejednokrotnie potwierdzał swoją wartość, jest już piłkarzem doświadczonym i nadszedł czas, aby wziął na siebie odpowiedzialność za drużynę. Zwłaszcza jeśli, jak twierdzi, kocha Lazio i chciałby w nim zostać na dłuższy czas.
Po kolejne trofea?
Przed Lazio sezon pełen pytań i wyzwań, weryfikujący rolę, jaką odgrywać będzie rzymski klub w najbliższych latach. W obliczu zbrojącego się Milanu, porządkującego swe szyki Interu, wciąż niezłamanej dominacji Juventusu, a także ambicji Romy i Napoli, które nie zamierzają ustępować pola komukolwiek i powalczą o scudetto, „Biancocelesti” mogą szybko wypaść ze ścisłej czołówki. Zdegradowanie do roli średniaka ścigającego się z Fiorentiną czy Atalantą, od czasu do czasu występującego w Lidze Europy, z pewnością jest na Stadio Olimpico nie do zaakceptowania.
Wydaje się jednak, że na dzień dzisiejszy od tej niezbyt szczęśliwej rzeczywistości dzieli Lazio jedna zapora – Simone Iznaghi i jego umiejętność zarządzania tą drużyną. Jeżeli uda mu się wedrzeć do najlepszej czwórki, co da automatyczny awans do Ligi Mistrzów, „Aquile” utrzymają się na poziomie, na którym będzie ich trzeba traktować poważnie. I to bez względu na to, czy uda się przeskoczyć w tabeli Romę, czy będzie trzeba na to zaczekać kolejny rok. Wykazać się zresztą będzie można także w krajowym pucharze, czego ekipa z Rzymu dokonała już w zeszłym sezonie, oraz w Lidze Europy. Z takim składem i aspiracjami ćwierćfinał jest wręcz wymagany.