Do Liverpoolu przychodził jako potencjalny zdobywca Złotej Piłki. Porównywany z Leo Messim i wychwalany przez czołowych europejskich skautów. Cudowny talent serbskiego futbolu nie spełnił jednak pokładanych w nim wielkich nadziei. Kiedyś materiał na gwiazdę – dziś persona non grata na Anfield Road. Oto historia Lazara Markovicia – talentu, który nie podbije już świata.
Jeszcze w trakcie niesamowicie udanej dla Liverpoolu kampanii 2013/2014 klub z Anfield Road poszukiwał wzmocnień formacji ofensywnej. Priorytetem dla „The Reds” był zakup szybkiego oraz świetnie operującego piłką skrzydłowego. Zawodnika, który idealnie komponowałby się z zabójczym duetem – Luisem Suarezem oraz Danielem Sturridgem. Dlatego komitet transferowy Liverpoolu w styczniu 2014 zagiął parol na Mohameda Salaha. Z transakcji jednak nic nie wyszło, a gracz FC Basel ostatecznie trafił na Stamford Bridge, przywdziewając barwy Chelsea. Następnie desperackie próby pozyskania Yevhena Konoplyanki w ostatnich dniach styczniowego okna również zakończyły się niepowodzeniem. Plany transferowe Liverpool musiał odłożyć na lato.
Złote dziecko serbskiej piłki
Przez pół roku treść listy życzeń uległa zmianie. Na czoło wysunęła się kandydatura 20-letniego Serba z Benfiki Lizbona. Lazar Marković na tyle zaimponował komitetowi transferowemu z Liverpoolu, że pozyskanie zawodnika nie było uzależnione od sprzedaży Luisa Suareza czy innych graczy. 25 milionów euro angielski klub zapłacił bez większych negocjacji, kupując jeden z największych talentów europejskiej piłki. Transfer Serba chwalili skauci innych zespołów, podkreślając olbrzymie możliwości, jakie drzemią w zawodniku.
– Znacznie wyróżniał się pod względem technicznym, a już w wieku zaledwie 17 lat bez wysiłku mijał przeciwników. Jego gra jeden na jeden zapierała dech w piersiach. Nie ulega wątpliwości, że Marković należy do wąskiej grupy czołowych europejskich talentów. Wiem, że kibice Liverpoolu doceniają utalentowanych technicznie zawodników, a takim właśnie jest Marković – scharakteryzował Serba po transferze do Liverpoolu norweski skaut, Tor-Kristian Karlsen.
Na Anfield Road zapanowała euforia. Serb wychwalany przez ekspertów oraz licznych szkoleniowców miał w pełni rozkwitnąć pod opieką Brendana Rodgersa. Nieszablonowe, a czasem wręcz bezczelne zagrania zawodnika w barwach Benfiki Lizbona dawały nadzieję, że angielski klub pozyskał przyszłą gwiazdę. Niektórzy wybiegali nawet dalej, porównując Lazara Markovicia do Leo Messiego, gdy Argentyńczyk był w wieku nowego nabytku Liverpoolu. Serbem na Anfield Road zachwycali się wszyscy z wyjątkiem jednej osoby – Brendana Rodgersa.
Ofiara przepychanek w Liverpoolu
Młody zawodnik jako nabytek komitetu transferowego od początku przygody z „The Reds” miał pod górkę. Na Anfield Road Brendan Rodgers nadal toczył wojnę o wpływy przy rekrutacji nowych graczy. Irlandczyk z Północy stawiał głównie na zawodników, którzy do klubu trafili za jego aprobatą. Niewinną ofiarą wewnętrznych przepychanek okazał się m.in. Lazar Marković. Serb wystąpił co prawda w 34 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach, lecz na boisko głównie wchodził jako rezerwowy. Jednak co istotniejsze Brendan Rodgers na siłę szukał nowej pozycji dla zawodnika. Menedżer Liverpoolu z Lazara Markovicia zrobił istną zapchajdziurę, wystawiając młodego gracza na siedmiu(!) różnych pozycjach w przeciągu całego sezonu. To ewidentnie przeszkodziło młodemu zawodnikowi przyzwyczajonemu do gry na prawej flance ofensywy zaprezentować pełnię możliwości. Zaledwie trzy bramki i asysta ucieszyły jedynie Brendana Rodgersa, który miał solidny argument w walce z komitetem transferowym. Słabe statystyki oraz problemy z odnalezieniem się w szatni Liverpoolu sprawiły, że Irlandczyk z Północy postawił na Serbie krzyżyk.
Wypożyczenie do tureckiego Fenerbahce miało pomóc zawodnikowi odzyskać pewność siebie, którą emanował w Portugalii. Przywrócić karierę na właściwe tory. Nic nie poszło jednak po myśli Lazara Markovicia. Uraz ścięgna udowego zaprzepaścił szansę Serba na udany sezon. Zmiana szkoleniowca w Liverpoolu nie zmieniła sytuacji Lazara Markovicia na Anfield Road. Zawodnik nie zdołał się przebić do kadry pierwszego zespołu „The Reds”. Kolejne sezon to wypożyczenia do Sportingu Lizbona oraz Hull City, z którym Serb nie zdołał utrzymać się w Premier League.
Odrzucona szansa na powrót
Lazar Marković dostał pozwolenie na odejście, jednak nikt nie zdecydował się zapłacić kwoty żądanej przez Liverpool. Serb spędził więc kolejne pół roku głównie na grze w rezerwach. Styczniowe wypożyczenie do belgijskiego Anderlechtu miało ocalić to, co z kariery zawodnika jeszcze zostało. Kilka solidnych występów wystarczyłoby w minionym letnim oknie transferowym klub z Brukseli zgłosił się po Serba. Tu nastąpił jednak niespodziewany zwrot akcji. Zamiast szansy na regularną grę, Lazar Marković wybrał pobieranie wyższej pensji na Anfield Road. Oburzenia nie kryli przedstawiciele Anderlechtu.
– Nasz prezydent i dyrektor sportowy zrobili wszystko, aby dopiąć przenosiny Markovicia, czekali, aż Liverpool obniży kwotę. Ostatecznie wina leży w zachowaniu Lazara – poinformował belgijski klub w oświadczeniu.
Dziwną decyzją o pozostaniu na Anfield Road Lazar Marković skazał sam siebie na przynajmniej pół roku tkwienia w rezerwach Liverpoolu. Szanse na grę zawodnika w zespole Jurgena Kloppa są wręcz nierealne. Kolejne nic nie wnoszące wypożyczenia i traktowanie angielskiego klubu niczym bankomat przez Serba są powodem licznych żartów również ze strony lokalnych dziennikarzy.
The year is 2048 and #LFC boss Trent Alexander-Arnold is looking to off-load Lazar Markovic on a season-long loan
— James Pearce (@JamesPearceLFC) August 31, 2018
Lazar Marković jeszcze cztery lata temu był o krok od stania się wielką gwiazdą. Serb był jednym z największych talentów europejskiej piłki. Obecnie wiadomo, że talentem niespełnionym. Decyzja o transferze do Liverpoolu z perspektywy czasu wydaje się zbyt pochopna. Problemy aklimatyzacyjne i szybka utrata pewności siebie spowodowały, iż dalsza kariera Serba przypomina równię pochyłą. Najprawdopodobniej nikt nie zatrzyma już upadku przygody zawodnika z futbolem na najwyższym poziomie. Lazar Marković decyzją o pozostaniu w Liverpoolu pokazał, że nie chce tego on sam.