Choć lubińska defensywa ciągle znajduje się pod zmasowaną krytyką ze strony kibiców i mediów, to tylko Mate Lacić ani nie unika odpowiedzialności za stracone gole, ani także nie boi się odpowiadać na pytania dotyczące postawy gry obronnej Zagłębia Lubin.
Przegraliście w sobotę spotkanie z Wisłą Płock i znów mówi się o problemach z lubińską defensywą. Jak Ty się na to zapatrujesz?
– To prawda, przegraliśmy spotkanie, tracąc bramkę w ostatniej minucie. Zadecydował brak koncentracji. W moim odczuciu ciągle pojawiają się jakieś pretensje do naszej defensywy i to nie jest miłe. Jestem człowiekiem, który pierwszy przyzna się do popełnionego błędu. Nie unikam odpowiedzialności, jeśli zawalę gola. Gdy w meczu ze Zniczem Pruszków moja pomyłka umożliwiła graczowi rywali wyjście sam na sam z Olkiem Ptakiem, nie mówiłem, że to był przypadek, że gość miał farta. Powiedziałem głośno: zawaliłem, ciesząc się jednak, że napastnik z Pruszkowa fatalnie przestrzelił. Uważam jednak, że krytyka wymierzona wyłącznie w blok defensywny jest niesprawiedliwa. Pamiętajmy, że cały zespół gra w obronie, podobnie jak cały zespół atakuje. Często przecież od bramkarza zespół wznawia grę i to zazwyczaj obrońcy wyprowadzają piłkę do przodu. Bramka strzelona przez Wisłę była przypadkowa, lecz my, nie utrzymując odpowiedniej koncentracji, pomogliśmy rywalom ją strzelić. Przypomnę jednak, że cały zespół odpowiada za grę obronną, bo gdy rywal ma stały fragment gry, to wówczas za krycie zawodników nie odpowiada wyłącznie czwórka graczy tworzących blok defensywny.
Boli Ciebie, jako jednego z dwójki środkowych obrońców, że krytyka dotyczy głównie Was, defensorów?
– Tak, boli. Denerwują mnie także uszczypliwe i uderzające w nas teksty tych dziennikarzy, którzy najwyraźniej nie sympatyzują z Zagłębiem. One nie opierają się na konstruktywnej krytyce, tylko na jawnych złośliwościach.
Pojawiają się głosy, że Zagłębie, jak na zespół tej klasy, traci za dużo bramek…
– I w pełni się z nimi zgadzam. Na pewno tracimy za dużo bramek. Błędy zdarzają się jednak każdemu zespołowi, który wychodzi na boisko, a nie wyłącznie Zagłębiu. W każdym spotkaniu drużyna robi kilka pomyłek, które mogą zakończyć się stratą gola. Nie uciekniesz od tego. Dużo bramek straciliśmy przy okazji stałych fragmentów gry. A gdy rywal ma rzut wolny czy rzut rożny, to nie oznacza, że za uniemożliwienie zawodnikom drużyny przeciwnej zdobycie gola odpowiada wyłącznie czwórka obrońców. W takich sytuacjach nasza drużyna kryje tzw. strefą, a dostępu do bramki broni nawet dziewięciu piłkarzy.
Dlaczego przegraliście z Wisłą Płock, będąc zespołem lepszym?
– Owszem, byliśmy lepsi, ale uczciwie trzeba sobie powiedzieć, że nie zagraliśmy tak dobrze jak w dwóch ostatnich spotkaniach. Byłem po tym spotkaniu ogromnie wkurzony. Miałem ochotę zabić najpierw siebie, a później któregoś z kolegów. Taki już jednak jestem, że gdy przegrywam, szukam winy przede wszystkim w sobie, ale wtedy także jestem zły na partnerów. Choć oni też nienawidzą przegrywać. Dlatego uważam, że po spotkaniu, w którym tracimy punkty w takich okolicznościach, musimy sobie powiedzieć parę męskich słów w szatni, wyciągnąć konstruktywne wnioski i nie powielić błędów. Mimo porażki muszę zauważyć, że przez całe spotkanie posiadaliśmy inicjatywę. Natomiast gospodarze nie potrafili wypracować sobie klarownych okazji, oni raz uderzyli na naszą bramkę! My z kolei mieliśmy kilka sytuacji, lecz nie udało się z nich zdobyć gola. O tym, jak straciliśmy bramkę, mówiłem już wcześniej. Ten mecz jest już jednak za nami, musimy iść dalej do przodu, wygrywać kolejne mecze, zdobywać punkty.
W środę gracie pojedynek pucharowy z GKS Jastrzębie. Patrząc przez pryzmat niedawnego meczu ligowego i wyniku, jaki osiągnęliście, można pomyśleć, że rywale wcale nie tworzą wymagającej drużyny.
– To nie jest wcale słaby zespół. Pamiętam mecz przeciwko tej drużynie sprzed kilku tygodni i wbrew temu, co sugeruje wynik, to nie była łatwa dla nas przeprawa. Pierwsze dwadzieścia minut było dla nas katorgą, gospodarze natomiast szybciej „weszli” w mecz. Strzelili nam bramkę, musieliśmy gonić wynik. W Jastrzębiu pokazaliśmy jednak, że jesteśmy naprawdę mocnym, zgranym zespołem, który przyśpieszył grę i wypunktował rywali. Wtedy zasłużenie wygraliśmy, ale to już historia. Jutro nie czeka nas takie samo spotkanie. Inaczej gra się w lidze, inaczej w pucharach. Tam zawsze są niespodzianki, ktoś teoretycznie słabszy wyeliminuje silniejszy zespół. Jednak my nie jedziemy tam przegrać i odpaść. Z GKS wyjdziemy na boisko po to, żeby ich ograć i awansować do kolejnej rundy.
Gracie obecnie co trzy dni. Odczuwacie to w nogach?
– Naturalnie. Wszyscy odczuwamy pewne zmęczenie, głównie z tego powodu, że ostatnio więcej podróżujemy niż gramy lub trenujemy. Ciągle jesteśmy w autokarze, który zawozi nas w kolejne miejsca porozrzucane po całej Polsce, żeby tam rozgrywać kolejne spotkania. To sprawia, że jest trochę ciężko, ale to też specyfika zawodu, jaki sobie wybraliśmy. Jesteśmy jednak dobrze przygotowani do sezonu, dlatego zakładam, że nasze wyniki będą zgodne z oczekiwaniami.
Czego musicie się wystrzegać w swojej grze w perspektywie kolejnych pojedynków?
– Cóż, akurat tak się składa, że w następnych trzech kolejkach czekają nas teoretycznie łatwiejsze spotkania, co jednak nie oznacza, że bez żadnych problemów pokusimy się o zwycięstwa, o które oczywiście będziemy walczyć. Później czekają nas wyjazdowe mecze z Koroną, Kmitą, czy Łęczną. Kilkakrotnie powiedziałem już, że jesteśmy najlepszą drużyną w lidze. Czasami jednak sami sobie stwarzamy problemy. Jeśli tracimy bramki, można mieć pretensje do naszej gry obronnej. Z drugiej strony, wszyscy muszą zwrócić uwagę na to, ile bramek strzeliliśmy. Zdobyliśmy 29 goli, najwięcej w lidze, o 9 więcej od Widzewa.
Waszym celem jest powrót na fotel lidera. Co, Twoim zdaniem, może przemawiać na korzyść Zagłębia?
– Niejednokrotnie udowodniliśmy, że siłą Zagłębia Lubin jest drużyna, wzajemnie rozumiejący się na boisku i poza nim kolektyw. Jeśli wszyscy gramy na sto procent swoich możliwości, albo nawet na dwieście, to wówczas wygramy i to zdecydowanie z każdym przeciwnikiem. Mamy ogromny potencjał. Mamy też świetnych piłkarzy mogących rozstrzygnąć o losach spotkania. Taki Szymek Pawłowski to, moim zdaniem, najlepszy piłkarz w naszej drużynie i w ogóle jeden z lepszych w kraju. Z tego też względu oczekuje się od niego, że w trudnych momentach to on będzie wiódł nasz zespół do zwycięstwa, lecz właśnie nie tylko on może brać odpowiedzialność. Jest Ilijan, są także inni, nietuzinkowi gracze w naszym składzie. Jeśli będziemy wystrzegać się momentów, w których brakuje nam koncentracji, wtedy bez żadnych problemów wrócimy na fotel lidera. Jesteśmy najlepszą drużyną, więc tam jest nasze miejsce.