Rozgrywki ligowe we Francji dobiegły już końca. Wczoraj rozegranych zostało wszystkich 10 spotkań ostatniej kolejki i wszelkie niejasności zostały rozwiane. Najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły tak naprawdę w jednym meczu. Dzięki zwycięstwu Olympique Lyon nie pozwolił sobie odebrać miejsca w Lidze Mistrzów, a z powodu porażki Monaco żegna się po 34 latach z Ligue 1. Zapraszam na podsumowanie 38. serii spotkań.
Cudu nie było
Cudu na stadionie Ludwika II nie było i nie mogło być. Jeśli tak wygląda drużyna, która walczy o życie, która ma realną szansę pozostania w lidze, to nie chciałbym widzieć zespołu grającego o nic. Gdy własny los ma się wyłącznie w swoich rękach i do upragnionego utrzymania potrzeba trzech punktów (wszystko dzięki dobremu zbiegowi okoliczności, iż Valenciennes podejmowało Niceę), to spodziewałbym się, że piłkarze będą gryźć trawę, poświęcać się jeden za drugiego i z animuszem zaatakują przynajmniej w drugiej połowie. Niestety, ale nic takiego się nie zdarzyło.
Nie wiem, co piłkarze z Księstwa mieli w sobie, wychodząc wczoraj na murawę, lecz nie był to na pewno duch walki. Zaledwie jedna ciekawa akcja zakończona strzałem w pierwszych 45 minutach i tylko jedno groźne uderzenie, przy którym swoje umiejętności zaprezentować musiał Hugo Lloris w drugiej odsłonie. Cała piłkarska Francja oczekiwała od gospodarzy, szczególnie stołeczne PSG, powstrzymania Lyonu i wygrzebania się ze strefy spadkowej, a oni prawie że oddali mecz bez walki, godząc się z nieuniknionym.
Winę w takich okolicznościach w dużej mierze ponosi trener, bo w końcu kto, jak nie on, ma podnieść całą ekipę na duchu. Wlać w nich nadzieję, nawet gdy jej nie ma. W moich oczach oczekiwań nie spełnił Laurent Banide, bo jego podopieczni, którzy mają realną szansę na pozostanie w lidze, muszą wykrzesać z siebie znacznie więcej energii niż wczoraj wieczorem. Ciekawy zbieg okoliczności, jedyne zespoły, które w trakcie sezonu dokonały roszad na ławce trenerskiej, to ostatnia trójka Ligue 1, a niewiele brakowało, by poleciały głowy innych. Cierpliwość do podwładnych jednak popłaca…
Liga Mistrzów uratowana
Największą klęską dla absolutnego dominatora ostatnich kilkunastu lat we Francji, czyli Olympique Lyon, byłby brak kwalifikacji do elitarnej Ligi Mistrzów. Po jedenastu z rzędu występach w fazie grupowej widmo tego kataklizmu zajrzało liończykom w oczy, gdyż chrapkę na rywalizację na najwyższym poziomie i na wiele milionów euro miało paryskie Saint-Germain. Skończyło się (prawie, bo zostały jeszcze baraże Champions League) happy-endem, w czym niemała zasługa rywali z Monako. Gole Pape Diakhatego i Lisandro Lopeza pozwoliły zdystansować na ostatniej prostej stołeczny klub i pozostać na najniższym miejscu podium. Aż trudno uwierzyć, że „Les Gones” ostatni raz nie znaleźli się na nim w 1998 roku.
Nie uratuje to chyba jednak głowy Claude’a Puela. Po trzech latach przygody z byłym trenerem Lille i Monaco władze OL prawdopodobnie zakończą z nim współpracę na rok przed wypełnieniem kontraktu. Tak fatalnego okresu w dolinie Rodanu nie było już od bardzo dawna. Gdy w 2008 roku zespół pod wodzą Alaina Perrina zdobył krajowy dublet, wydawało się, iż kolejne lata przyniosą kolejne doniosłe tryumfy. Szkoleniowcowi podziękowano, a sprowadzono młodego, uzdolnionego Puela, który już w premierowym sezonie w Monaco wygrał ligę. Od tego momentu na konto Lyonu nie wpłynęło żadne trofeum. Jedynym zaś osiągnięciem nowego trenera było przebrnięcie przed rokiem przez ćwierćfinał Ligi Mistrzów, dotąd etap graniczny dla tego klubu. Dodać jednak warto, że styl, w jakim zostali oni odprawieni później przez Bayern Monachium, a następnie słaby występ w tegorocznych rozgrywkach odsuwają w cień wcześniejszy sukces.
Na konferencji pomeczowej szkoleniowiec OL stwierdził: – Rzadko mi się to zdarza, ale teraz mam poczucie, że jestem gotowy na krótkie wakacje – ale dodał również: – Spotkam się z Jeanem-Michelem Aulasem [prezesem Lyonu – przyp. red.], by przedyskutować krótko przygotowania na przyszły sezon. Wiadomo zatem, że nic nie wiadomo…
Potwierdzenie dominacji
Podwójnie swoją przewagę nad resztą drużyn potwierdziło Lille. Świeżo koronowany mistrz kraju nie dość, że przekonująco pokonał na własnym boisku Rennes, tracąc jako pierwszy bramkę, to na polu indywidualnym snajper „Les Dogues”, Moussa Sow, przypieczętował hat-trickiem zwycięstwo w klasyfikacji króla strzelców. Może 25 bramek na tle wyczynów Cristino Ronaldo w Hiszpanii nie wygląda imponująco, ale w porównaniu do poprzedniego sezonu (zaledwie 18 trafień Mamadou Nianga) jest to bardzo dobre osiągnięcie. Miniony sezon stał się bardzo udany dla flandryjskiej ekipy, która pod wodzą Rudiego Garcii zgarnęła dublet i koronę króla strzelców. Czas teraz podbić Europę! Więcej o nowym mistrzu Francji będzie można przeczytać we czwartek, gdy umieścimy artykuł przybliżający sylwetkę tej drużyny.
Po raz ostatni zapraszam również do zapoznania się z najlepszą jedenastką, zawodnikiem oraz golem kolejki. Oprócz tego w najbliższym czasie pojawi się wiele ciekawych tekstów podsumowujących zakończone rozgrywki. W czwartek w ramach cyklu „Vive la France” bohaterem będzie wspomniane Lille, a następne teksty dotyczące m.in. zaplecza Ligue 1, najważniejszych wyróżnień minionego sezonu pojawią się niedługo później.
Jedenastka kolejki: H. Lloris (OL) – F. Marange (Bordeaux), M. Sakho (PSG), B. Tremoulinas (Bordeaux) – P. Berenguer (Nancy), M’Vila (Rennes), E. Hazard (Lille) – L. Remy (OM), G. Pujol (Valenciennes), M. Sow (Lille), X. Pentecote (Tuluza)
Zawodnik kolejki: Moussa Sow (Lille OSC)
Hat-trick na zakończenie wielce udanego sezonu mówi sam za siebie. Koledzy z zespołu nieco mu w tym pomogli, jak Gervinho przy trzecim golu, lecz trzeba przyznać, iż Sow rozegrał świetne zawody. To po faulu na nim podyktowany został karny, który sam wykorzystał, bardzo dobrze potrafił uwolnić się spod opieki obrońców Rennes, nie spalając przy wychodzeniu do prostopadłych podań Hazarda. Spotkaniem z Bretończykami pięknie ukoronował indywidualny i zespołowy sukces.
Gol kolejki: Pascal Berenguer (AS Nancy-Lorraine) na 1:0 w meczu przeciwko Lens
Pascal Berenguer popisał się w meczu z Lens dwoma fenomenalnymi strzałami. Trudno powiedzieć, który z nich był piękniejszy. Jednak nasz zespół zdecydował się wybrać pierwszy z nich. Po bardzo słabo wykonanym rzucie wolnym – piłka trafiła w mur – pomocnik Nancy ponowił strzał i trafił w samo okienko bezradnego bramkarza gości – przepiękny widok.