Kujawsko-pomorskie i wielki futbol, czyli związek bez przyszłości. Analiza piłkarskiego cmentarzyska


Elana Toruń przegrała z Widzewem, a Olimpia Grudziądz pokonała GKS Tychy w 1/32 Pucharu Polski. Kujawsko-pomorskie zespoły mają okazję wreszcie się pokazać, powstaje jednak pytanie, kiedy na dłużej zagoszczą w polskiej, piłkarskiej elicie

25 września 2024 Kujawsko-pomorskie i wielki futbol, czyli związek bez przyszłości. Analiza piłkarskiego cmentarzyska
Krzysztof Porębski / PressFocus

Piłka nożna to nasz sport narodowy. Czy się to nam podoba, czy nie. Niemal w każdej miejscowości znajduje się mniejszy bądź większy klub piłkarski, którego gra przyciąga jakieś zainteresowanie. Na mapie Polski są jednak trzy województwa, które do futbolu mają pecha. Najbardziej rzucające się w oczy to lubuskie, warmińsko-mazurskie i kujawsko-pomorskie. Na tapet weźmiemy to trzecie.


Udostępnij na Udostępnij na

Ten tydzień upłynie nam pod znakiem rozgrywek spod szyldu Pucharu Polski. W bataliach o trofeum wezmą udział dwa zespoły z regionu. Pierwszy to Elana Toruń, która w meczu przyjaźni podjęła Widzew Łódź. Mimo że całkiem długo utrzymywała prowadzenie 1:0, finalnie przegrała mecz 1:3. Do tego Olimpia Grudziądz. Zespół z północy województwa pokonał GKS Tychy 4:2 i zameldował się w 1/16 Pucharu Polski. Olimpia smykałkę do Pucharu Polski ma, przed kilkoma laty zameldowała się w półfinale tychże rozgrywek. Gratulacje oczywiście się należą, ale dla kujawsko-pomorskiej piłki takie sukcesy to bardziej pocieszenie niżeli światełko w tunelu na lepszą przyszłość.

Obecnie mecze w ramach krajowego pucharu to jedyna szansa na to, by w jakiś sposób pokazać się przed bardziej znaczącą publicznością. Kujawsko-pomorska piłka znalazła się w stanie głębokiego pata. I, niestety, na chwilę obecną niewiele wskazuje, by mogło się to zmienić.

Nad kujawsko-pomorską piłką ciąży fatum

Niegdyś jednak trzy czołowe zespoły regionu – Olimpia Grudziądz, Zawisza Bydgoszcz oraz Elana Toruń – miały aspiracje, by bić się o coś więcej. Olimpia parę razy była bliska awansu do PKO BP Ekstraklasy. Z czasem jednak spadła do 2. ligi.

Zawisza znalazł się nawet w najwyższej klasie rozgrywkowej, wygrał Puchar Polski i grywał w eliminacjach do europejskich pucharów. Potem pojawiły się jednak kłopoty, wszystko upadło. Klub znad Brdy musiał rozpocząć przygodę z polskim futbolem od najniższych poziomów.

Elana Toruń. Tutaj z kolei śniła się 1. liga. W ostatnich latach torunianie nieraz witali się już z gąską w ogródku, ale koniec końców zaplecze PKO BP Ekstraklasy okazywało się owocem zakazanym. Potem, cóż – pojawiały się problemy finansowe, klub bankrutował. Wycieczka do wyższych klas rozgrywkowych zaczynała się od nowa.

Wszystko wygląda tak, jakby piłka na Kujawach i Pomorzu była ogarnięta jakimś fatum. Przygody Elany, Olimpii i Zawiszy wyglądają jak potyczki bohaterów antycznych opowiadań z przekornym losem.

Elana Toruń i walka o awans na zaplecze PKO BP Ekstraklasy

Każda z historii zasługuje jednak na opowiedzenie. Elana Toruń w sezonie 2018/2019 walczyła o awans do 1. ligi. Wydawało się, że promocję na szczebel wyżej ma już w kieszeni. Ostatnia kolejka to mecz z Olimpią Elbląg. Gol stracony w 90. minucie spotkania przekreślił szansę „Elanowców” na zajęcie trzeciej lokaty, która dawałaby awans wyżej. Remis GKS-u Bełchatów z Błękitnymi Stargard sprawił, że to zespół z województwa łódzkiego zagościł w 1. lidze. Trzy oczka zdobyte przez elblążan w ostatniej kolejce zmagań pozwoliły im na utrzymanie w lidze.

Prawie robi wielką różnicę

Prawie awansowali. Prawie w futbolu robi gargantuiczną różnicę. Bo pozostanie w 2. lidze oznaczało parę roszad w składzie. Zespół opuścił Krzysztof Wołkiewicz czy Maciej Stefanowicz. Obaj dołożyli niemałą cegiełkę do tak imponującego wyniku klubu z grodu Kopernika. Co ciekawe, w kampanii, w której Elana była tak blisko upragnionego awansu, bramki toruńskiego zespołu strzegł Bartosz Mrozek – ten sam, który dzisiaj imponuje serią czystych kont w barwach Lecha Poznań.

Mało kto się spodziewał, że spotkanie z Olimpią Elbląg będzie symbolicznym początkiem końca klubu. Plotki o bankructwie pojawiały się w opinii publicznej co chwilę. Klub, który przez ostatnie parę lat utrzymywał się w czołówce 2. ligi, był chwalony za świetną organizację i ambicje, zaczął się sypać.

Rok później Elana Toruń spadła z 2. ligi zajmując 16. pozycję. Na koncie miała zaledwie 41 oczek. Zabawa rozpoczęła się od nowa.

Bankructwo i degradacja do 4. ligi

W 3. lidze trudno już o hojność sponsorów, wypłacanie wysokich pensji. Spadek z poziomu centralnego zawsze oznacza konieczność ogromnego zaciśnięcia pasa. Tym razem nie było inaczej. Pojawiła się akcja ratunkowa, lokalni drobni przedsiębiorcy i kibice zadeklarowali wsparcie klubu. Nie udało się jednak zebrać odpowiedniej kwoty na to, by móc dalej grać na czwartym szczeblu rozgrywkowym. Elana wycofała się z rozgrywek, a następny sezon rozpoczęła w 4. lidze.

– Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że mimo ogromnego zaangażowania naszych zawodników, trenerów, kibiców, właścicieli, pracowników i sympatyków w akcję „Ratujmy Elanę!”, poszukiwania strategicznego inwestora dla Toruńskiego Klubu Sportowego zakończyły się niepowodzeniem. Mimo ogromnego wysiłku wielu osób nie udało nam się znaleźć osoby czy firmy, która chciałaby nabyć pakiet właścicielski – czytamy w oświadczeniu klubu informującym o upadłości.

Tam z awansem się udało, Elana prała wszystkich jak popadło na swojej drodze. Zaliczyła imponującą serie 16 meczów bez straty gola. Zwycięstwa 5:0 czy 6:0 było chlebem powszednim dla „Elanowców”.

Trzecia liga to szczyt możliwości?

W poprzedniej kampanii Elana Toruń zajęła drugą lokatę w rozgrywkach trzecioligowych. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie genialna postawa w rundzie wiosennej. Sześciu punktów zabrakło do Świtu Szczecin, który zabrał torunianom możliwość powrotu na poziom centralny. Mimo tego 2. miejsce w lidze i zwycięstwo w kujawsko-pomorskim Pucharze Polski było jednym z lepszych wyników Elany w ostatnich latach. Znowu pojawiły się nadzieje, ale znowu… Brak awansu, wyprzedaż i obecnie piłkarze z grodu Kopernika są co najwyżej przeciętniakami w swoich rozgrywkach. W Betclic 3. Lidze zajmują siódme miejsce.

Dziś w Toruniu miało miejsce wielkie święto piłki. Widzew Łódź – zaprzyjaźniona drużyna – przyjeżdża do Torunia. Ostatnia taka konfrontacja miała miejsce sześć lat temu, w 2018 roku, gdy Widzew po degradacji z PKO BP Ekstraklasy musiał na nowo budować swoją potęgę. Dziś przyjeżdża do Elany w roli wujka z Ameryki. Oczywiście oba zespoły mają imponującą bazę kibiców, ale łodzianie mogli pochwalić się dużo większymi zasobami finansowymi, zainteresowaniem oraz lepszą organizacją. Dzięki temu droga od 4. ligi do PKO BP Ekstraklasy zajęła dużo krócej niż przyjaciołom z Torunia.

Olimpia Grudziądz i walka o PKO BP Ekstraklasę

Olimpia Grudziądz swoje w pierwszej lidze rozegrała, ale ile razy bliski był awans do PKO BP Ekstraklasy – trudno policzyć. Czego zabrakło? Trudno stwierdzić. Może szczęścia, może pieniędzy, czy po prostu lepszej, bardziej dopracowanej strategii. Czego za dużo? Na pewno polskiej myśli organizacji klubu. Ale wszystko po kolei.

Sezon 2013/2014 – szóste miejsce w 1. lidze. Rok później czwarte, dalej znowu szóste, aż tu nagle siedemnasta lokata. Wrócić do 1. ligi udało się od razu, ale tylko po to, by z niej ponownie spaść. Olimpia powrotu do 2. ligi do dziś się nie doczekała.

Wizerunkowe kompromitacje

Później pojawiło się sporo kompromitacji. W 2015 roku zimą na testy do klubu zaproszono Michała Rzuchowskiego. Ten jednak otrzymał ofertę od Arki Gdynia, która bardziej przypadła mu do gustu. Mariusz Łaski, ówczesny dyrektor sportowy Olimpii, odważnie stwierdził, iż Rzuchowski jest oszustem. Bo zrobił coś, co dobry dyrektor sportowy powinien umieć przewidzieć. Łaski nie przewidział.

Rok 2020. Tym razem zwolnienie trenera Jacka Trzeciaka – mimo tego, że w tabeli za okres, gdy w Grudziądzu trenował Trzeciak, klub zajmował siódmą pozycję. Szukano pretekstu. Decyzję o zwolnieniu szkoleniowca podjęto po zwycięstwie 1:0 z Puszczą Niepołomice.  Dlaczego? Ano w kontrakcie Trzeciaka znajdował się interesujący zapis – jeżeli utrzymałby Olimpię w 1. lidze, miałby otrzymać dużą podwyżkę. Na taki ruch grudziądzan nie było stać. Trzeciaka zwolniono, utrzymanie wciąż było celem. Szukano pretekstu, żeby niewygodnego człowieka usunąć ze stanowiska. Takim był fakt, iż Trzeciak po meczu z Puszczą zamiast do Grudziądza pojechał do rodzinnego Górnego Śląska, by spędzić czas z najbliższymi.

Koniec końców o przyszłości trenera zadecydowała porażka 4:2 z GKS-em Tychy. W odpowiednim czasie zreflektowano się i wydano oświadczenie, że Trzeciak zostanie. Przyszłość jednak pokazała, iż dalsze losy szkoleniowca tak czy siak były przesądzone.

Grudziądzkie zarządzanie

Ale nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Infantylną sztukę zarządzania w Olimpii Grudziądz bardzo szybko dopadła karma. Klub finalnie spadł poziom niżej. I do dziś do 1. ligi nie wrócił – choć PKO BP Ekstraklasa już się śniła po nocach.

To nie był jedyny problem klubu. Pensje nie przychodziły na czas. W 2019 roku piłkarze z tego powodu ogłosili strajk. Sytuacja-ewenement w skali nie tylko polskiej, ale chyba europejskiej piłki. Nie brakowało innych kuriozalnych sytuacji, chociażby o aferze urodzinowej. Prezes zaprosił piłkarzy na obiad z okazji jego urodzin. Tomasz Asensky miał tupnąć nogą i obrazić się na swoich de facto pracowników.

– Wyszła trochę dziwna sytuacja, bo po jednym z treningów przekazano nam, że prezes zaprasza wszystkich na obiad. Dopiero co usłyszeliśmy, że nie ma pieniędzy, a tu ma być obiad? Stwierdziliśmy, że nie ma sensu w tym uczestniczyć, bo jak prezes chce z nami pogadać o celach i sytuacji, może przyjść do szatni i go wysłuchamy. Poinformowaliśmy więc sztab, że nie wybieramy się na to spotkanie i z tego, co wiem, nikt na ten obiad nie poszedł. Wtedy zrobiła się afera, bo okazało się, że to nie było oficjalne klubowe spotkanie, a prywatna impreza prezesa z okazji urodzin – opowiadał jeden z piłkarzy Olimpii dla portalu Weszło.

Prezes Asensky rozczarowany postawą piłkarzy zapowiedział, że jeżeli ktoś jest chętny na rozwiązanie kontraktu z Olimpią, to on czeka w biurze. Z okazji skorzystał Robert Ziętarski. W momencie, gdy klub spadał do 3. ligi prezes przyznał, że zaciągnął kilka pożyczek z miejskich spółek na reanimowanie klubu. Olimpia wciąż jest dotowana z pieniędzy grudziądzkich podatników. Absurdalnie wyglądała w sytuacji, podczas której grudziądzcy radni – de facto politycy – rozmawiali z Asenskym na posiedzeniu komisji sportu o personalnych ruchach klubu piłkarskiego.

Po spadku do 2. ligi Olimpia znalazła się poziom niżej. Chociaż bywały momenty, w których zespół z Grudziądza pozytywnie zaskakiwał, jak chociażby awans do półfinału Pucharu Polski w sezonie 2021/2022. Tam musieli uznać wyższość Lecha Poznań, który klub z kujawsko-pomorskiego rozbił aż 0:3.

Olimpia Grudziądz z powrotem gra w 2. lidze, obecnie zajmuje tam dwunaste miejsce. W 1/32 Pucharu Polski będą rywalizować z GKS-em Tychy.

Zawisza Bydgoszcz. Brutalna weryfikacja zbyt ambitnych marzeń

Jednak najwięcej w kujawsko-pomorskiej piłce namieszał Zawisza Bydgoszcz. Był wielki projekt, ogromne ambicje i aspiracje na to, by nie tylko jednorazowo wejść do eliminacji do europejskich pucharów, lecz także zagościć na dłużej w elicie. Niestety, klub znad Brdy okazał się być jedynie ciekawostką i przestrogą, by nieco odpowiedzialniej zarządzać piłkarską marką.

Sezon 2013/2014. Zawisza Bydgoszcz rozpoczyna swoją pierwszą kampanię w PKO BP Ekstraklasie po awansie. Jak na beniaminka, notuje przyzwoity wynik – kampanię kończy na obiecującej ósmej pozycji. Ogromną robotę wykonują tacy gracze jak Michał Masłowski czy Kamil Drygas. W kadrze formuje się kolonia portugalskich i brazylijskich piłkarzy. Liczba graczy zza granicy zwiększa się po sensacyjnym zwycięstwie w Pucharze Polski. Po rzutach karnych bydgoski klub pokonał Zagłębie Lubin, czym zapewnił sobie szansę na udział w eliminacjach do Ligi Europy.

Zaciąg portugalsko-brazylijski 

Andre Micael, Alvarinho, Anestis Argyriou, David Fleurival czy Bernardo Vasconcelos. Dziś mało kto pamięta o tym, że mieliśmy takie nazwiska w PKO BP Ekstraklasie. Zagraniczny zaciąg nie pomógł w Europie. Zulte Waregem bez niespodzianek pokonał bydgoskiego Zawiszę kolejno 1:2 i 1:3 w eliminacjach do Ligi Europy. Zawisza z hukiem spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Sezon skończył na przedostatnim miejscu.

Kontrowersyjna postać Radosława Osucha

Historia wielkiego sukcesu Zawiszy to po części historia Radosława Osucha, poznańskiego biznesmena, byłego piłkarskiego menedżera współpracującego m.in. z Arturem Borucem czy Grzegorzem Sandomierskim. W 2011 roku kupuje klub za 500 tysięcy złotych od miasta i rozpoczyna z nim walkę o coraz to ambitniejsze cele. Układa się z kibolami z okrytej złą sławą trybuny B. Mieli oni ogromny wpływ na funkcjonowanie klubu. Nieraz stadion Zawiszy był sercem bijatyk.

Radosław Osuch z czasem wszedł w konflikt z kibicami. Chociażby wtedy, gdy na stadion Zawiszy nie wpuszczono fanów zaprzyjaźnionego ŁKS-u. W starciach z policją jeden z łódzkich kibiców stracił oko. Było to efektem strzałów gumowymi kulkami ze strony policji. Odpowiedzialnością obarczono właściciela klubu. Na kolejnych meczach pojawiły się śmiałe transparenty uderzające w Osucha.

Pożegnanie Ryszarda Tarasiewicza

Sezon 2013/2014 to pasmo sukcesów Zawiszy. Mimo to zwolniono trenera Ryszarda Tarasiewicza, zastąpił go Jorge Paixao z Portugalii. Nie poradził sobie jednak w europejskich pucharach. W PKO BP Ekstraklasie Zawisza także miał problem z punktowaniem. Paixao zamieniono na Mariusza Rumaka. I na tym Rumaku bydgoski zespół obrał kurs na 1. ligę. Choć trzeba przyznać, były trener Lecha Poznań nieco posprzątał po swoim poprzedniku z Półwyspu Iberyjskiego.

Karuzela trenerska 

Po spadku z PKO BP Ekstraklasy Radosław Osuch rozkręcił karuzelę trenerską. Rumak opuścił Zawiszę. Klub znad Brdy zajmował wówczas piątą lokatę na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Zastąpił go trener juniorów Daniel Osiński. Okazało się jednak , że nie miał odpowiednich uprawnień. Trenerem Zawiszy Bygoszcz został Maciej Bartoszek. Z kolei na początku 2016 roku zatrudniono Zbigniewa Smółkę, ale ten znowuż nie miał odpowiednich papierów. Na ławce trenerskiej siedział zatem Krzysztof Pawlak, ale był on jedynie „słupem” podstawionym przez Osucha.

 – Przyjeżdżam. Tarasiewicz nie ma pojęcia, że miałem przyjechać. Ale dobra, zakasałem rękawy i przekonałem go do siebie. Później Osuch sprowadził czterech środkowych pomocników, część z polecenia, a część, żeby ich wypromować. Oczywiście gdybym był najlepszy, to bym grał. Żaden trener nie strzeli sobie w stopę. Aczkolwiek istniały pozaboiskowe naciski i jeśli byliśmy na porównywalnym poziomie, to grali ci, którzy mieli plecy, czyli ci, na których Osuch mógł zarobić. Był prezesem, który dalej prowadził menadżerkę. Taki klub nie ma prawa bytu – opowiadał o realiach funkcjonowania w bydgoskim klubie Piotr Kuklis na łamach portalu metropoliabydgoska.pl

Radosław Osuch w 2016 roku sprzedał klub „tajemniczemu właścicielowi”. I to był w zasadzie koniec historii Zawiszy, która już po spadku z 1. ligi rozpoczęła swoje zmagania od B-klasy.

Zawisza Bydgoszcz był kolosem na glinianych nogach. Nie miał prawa rozwinąć się z prezesem, który raczej nie miał za dużego pojęcia o piłce. Stawiał na ilość, nie na jakość. Co chwilę zmieniał trenera, wizję przyszłości klubu. Ponadto – kibole. Weszli w konflikt z właścicielem, klub stale otrzymywał kary przez ich chuligańskie wybryki. Zawisza się zadłużył, Osuch nie chciał rządzić klubem w takim środowisku.

Zrobił dużo, bo w końcu wygrał Puchar Polski po rzutach karnych z Zagłębiem Lubin. Zawisza zagościł w eliminacjach do europejskich pucharów. Wcześniej – awans do PKO BP Ekstraklasy. Przywrócił świetność i pokazał, że w kujawsko-pomorskim piłka nożna może także stać na wysokim poziomie.

Nie ma sukcesów, nie ma potencjału na elitę

Może, ale nie na długo. Ani Olimpia, ani Zawisza, ani Elana nie były w stanie przez tyle lat osiągnąć jakiejkolwiek stabilności. To kluby z pewną pozycją w lokalnym środowisku, ale pozbawione sukcesów. A jednak te generują największe zainteresowanie.

Największe sukcesy Olimpii Grudziądz to dotarcie do półfinału Pucharu Polski w sezonie 2021/2022, zwycięstwo kujawsko-pomorskiego Pucharu Polski w sezonie 2008/2009 oraz zajęcie czwartego miejsca w 1. lidze – to z kolei miało miejsce w kampanii 2014/2015. Zatem jedyny puchar w grudziądzkiej gablocie to ten przyznany za regionalne zawody.

Elana Toruń może pochwalić się dwunastoma zwycięstwami regionalnego Pucharu Polski, a także trzecim miejscem w 2. lidze w sezonie 1996/1997.

W przypadku Zawiszy Bydgoszcz gablota prezentuje się dużo pokaźniej. Czwarte miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej w 1990 roku, jeden Puchar Polski w sezonie 2013/2014, a także występy w fazie grupowej Pucharu Intertoto UEFA w 1993 roku i oczywiście druga runda kwalifikacji do Ligi Europy 21 lat później. Sięgali także trzykrotnie po tytuł mistrza 1. ligi – w 1977, 1979 oraz 2013 roku.

Tak naprawdę jedynym zespołem z osiągnięciami krajowymi jest Zawisza Bydgoszcz. Trochę ich było, z pewnością na tyle dużo, by zbudować tam solidną bazę kibiców. Zawisza mógł być klubem atrakcyjnym do inwestycji. Gdy Osuch opuszczał Bydgoszcz, Zawisza był owiany złą sławą. Głównie przez kiboli słynących z ogromnych tendencji do udziału w bójkach. Poznański biznesmen zostawił także po sobie trochę długów.

Olimpia Grudziądz i Elana Toruń to kluby, które tych osiągnięć nie miały. Większość swojego żywota spędzały w niższych ligach. Nieraz wizja przejęcia takiego klubu jest kusząca, ale trzeba spełnić także trochę inne wymagania.

Geografia. Największe przekleństwo kujawsko-pomorskich zespołów 

Atrakcyjna lokalizacja. Po pierwsze piłka nożna nie jest sportem generującym największe zainteresowanie w tym województwie. Takowym jest żużel. W każdym z wymienionych przeze mnie ośrodków znajduje się dobrze rokujący klub żużlowy. GKM Grudziądz, Polonia Bydgoszcz oraz Apator Toruń. To te kluby mają historie obfitujące w dużo więcej osiągnięć niż te piłkarskie. Często generują dużo większe zainteresowanie. Jeśli nawet nie ultrasów z krwi i kości, to zwykłych kibiców nazywanych w kibolskim slangu lekceważąco „piknikami”. Ci jednak generują mniejsze straty, a nawet potrafią przynieść zyski – nie trzeba w końcu płacić wysokich kar.

Nie tylko żużel 

Poza żużlem piłka nożna w województwie kujawsko-pomorskim ma sporą konkurencję w postaci koszykówki (w Toruniu Twarde Pierniki i Katarzynki, we Włocławku Anwil), coraz lepiej prosperującej siatkówki (BKS Visła Bydgoszcz, Chemik Bydgoszcz, Anioły Toruń) czy hokeja (KH Energa Toruń).

Kolejnym czynnikiem negatywnie wpływającym na rozwój futbolu w kujawsko-pomorskim są inwestycje, a raczej ich niewielka liczba. Ostatnia gruntowna przebudowa piłkarskiego stadionu to ta z sezonu 2008/2009 w Bydgoszczy. Zawisza zyskał całkiem nowoczesny obiekt. Jednak nie jest on przeznaczony wyłącznie piłkarskiemu klubowi, odbywają się na nim także zawody lekkoatletyczne.

W Toruniu powstał stadion – Motoarena, która może poszczycić się mianem jednego z nowocześniejszych obiektów żużlowych na świecie. Do tego hala widowiskowo-sportowa przy ulicy Bema przeznaczona dla koszykarzy, lecz odbywają się na niej także halowe zawody lekkoatletyczne. Stadiony piłkarskie w województwie kujawsko-pomorskim nie wyglądają imponująco, ale cóż – na razie i kluby piłkarskie swoją grą nie udowadniają, iż potrzebują czegoś więcej. Olimpia Grudziądz siedzi w 2. lidze, Zawisza i Elana w trzeciej.

Mało zakładów pracy = mało klubów piłkarskich 

Nie trzeba być wybitnym znawcą historii futbolu, by wiedzieć, że kluby piłkarskie powstawały najczęściej przy zakładach pracy. Dlatego jeden z bardziej zindustrializowanych regionów, Śląsk, może pochwalić się ogromną liczbą piłkarskich klubów z jeszcze bardziej imponującą liczbą osiągnięć. Kujawsko-pomorskie nie słynie z ogromnych zakładów pracy, dlatego tworzone w tym regionie kluby miały ograniczone finanse i możliwości.

I, nie oszukujmy się, kujawsko-pomorskie jest województwem dosyć sztucznym. To zbitek kilku krain geograficznych, którego stolicą są dwa miasta – Toruń i Bydgoszcz. Gród Kopernika to ośrodek średniej wielkości, utrzymujący się głównie dzięki turystyce. Bydgoszcz to miasto, które w swojej wieloletniej historii było raczej omijane przez wielkie inwestycje, jego położenie też nie było szczególnie korzystne dla rozwoju. Zresztą co jakiś czas wracają polityczne dyskusje o tym, czy bardziej racjonalnym nie byłoby włączenie północnej części regionu do województwa pomorskiego, a południowego do wielkopolskiego.

Toruń i Bydgoszcz – miasta to ładne, ale nieatrakcyjne 

Toruń i Bydgoszcz nie są atrakcyjne dla inwestorów. Tyczy się to także sportu. Prędzej bogacze zainteresują się małym klubem, z historią, niewielką bazą kibiców z piłkarskich nizin, ale dużego, znanego w Europie miasta – wypisz wymaluj Wieczysta Kraków. Klub ściągający piłkarzy, którzy swój najlepszy okres w historii mają już za sobą, ale wciąż potrafią coś udowodnić. Czym ich kuszą?

Pięknym, dużym miastem, ogromną pensją, która pozwoli na odłożenie paru groszy na sportową emeryturę. Zarówno Toruń, jak i Bydgoszcz to miasta bardzo ładne, ale nie tak atrakcyjne do zamieszkania z perspektywy gracza kończącego przygodę z futbolem. I nie tak atrakcyjne z perspektywy milionera, chcącego stworzyć od podstaw prężnie działający klub. Bez większej presji ze strony fanów, w atrakcyjnych warunkach. Tutaj wszystko działa na odwrót w stosunku tego, jak powinno być, by zyskać szansę na coś więcej.

Tim Marshall kilka lat temu wydał książkę zatytułowaną „Więźniowie geografii”. Opowiada ona o różnych państwach, ich celach, potrzebach. Wszystkich błogosławieństwach i przekleństwach takiego, a nie innego usytuowania na globie. Pozornych drobnostkach, które przesądzały o zawiązywaniu różnych sojuszy na świecie czy wybuchach krwawych wojen.

Bruk-Bet Termalica i Drutex-Bytovia

W świecie piłki nożnej położenie także ma znaczenie. Spokojnie, w tej materii wojny oczywiście nie musimy się obawiać. Do rozwoju piłki nożnej potrzeba jednak przychylności geografii, historii i pewnych tradycji. Nie zawsze sam aspekt sportowy ma znaczenie. Znajdziemy parę wyjątków – taką Termalikę Bruk-Bet Nieciecza. Tutaj jednak, szczęśliwym trafem, w małej wsi pojawiła się pewna firma, która stała się jednym z liderów produkcji kostki brukowej. Postanowiła ona wesprzeć niemałą kwotą lokalny klub, wprowadzić go na najwyższy poziom i kontynuować swoje dzieło. Termalica obecnie jest liderem 1. ligi i trudno znaleźć klub, który będzie w stanie ją powstrzymać.

Takich przypadków zbyt wiele nie ma. Trudno znaleźć przedsiębiorstwo z Kujaw i Pomorza, które byłoby w stanie zawsze, bezwarunkowo znaleźć parę groszy na rozwój któregoś klubu z regionu. Z podobnych przyczyn trudno także o jakiegoś arabskiego szejka, który podjąłby się wyzwania reanimacji kujawsko-pomorskiego futbolu.

Bo na dwie takie Termaliki przypada dziesięć Bytovii Bytów. Niegdyś Drutex-Bytovii Bytów. Był duży sponsor, ale zorientował się, że dalsze inwestowanie w taki klub sensu nie ma. Pokonał z nim drogę z szóstego poziomu rozgrywkowego do drugiego. Wyżej – niestety, już się nie dało. Czynników mogło być wiele.

Drutex wspólnie z drużyną zawsze grali o najwyższe cele, które systematycznie udawało się realizować. W sferze marzeń pozostały rozgrywki ekstraklasowe, które w związku z obecną infrastrukturą i zapleczem sportowym oraz wynikami pierwszego zespołu wydają się niestety wciąż nieosiągalne.

Niemniej jednak ważne, że działanie firmy Drutex, którego decyzja o wsparciu wówczas V-ligowego zespołu wynikała z chęci angażowania się w inicjatywy z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu i idee lokalne, pozwoliło na stworzenie w Bytowie profesjonalnego zespołu, na wysokim poziomie, osiągającego sukcesy i znanego wśród kibiców w Polsce. Dzięki takim działaniom udało się stworzyć futbol przez duże „F”, zarazić dzieci i młodzież pasją do piłki nożnej, pokazać, że w Bytowie też można trenować i kształtować zawodników, którzy w przyszłości osiągną wiele. Współpracę na tym poziomie należy kontynuować i takową firma będzie promować, chociaż w zmienionej formule. czytamy w oświadczeniu klubu.

Bytovia Bytów nie posiadała odpowiedniej infrastruktury, ale także sprzyjającej rozwojowi takiej inicjatywy. Musiała zadowolić się co najwyżej pozycją średniaka na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Niewielka grupa fanów, klub bez piłkarskich tradycji, z niewielkiego i mało atrakcyjnego do życia i rozwijania takiego projektu miasta.

Może los się uśmiechnie…

Bydgoszcz i Toruń to miasta nieco większe, lecz wciąż ogromnego potencjału na rozwój klubu piłkarskiego tutaj nie ma. Po wielu latach pecha, który dręczył Elanę, Olimpię i Zawiszę, może los się odpłaci – przyjdzie ktoś z wizją i sprawi, że choć jeden z tych klubów jeszcze namiesza w polskiej piłce. Póki co, niewiele na to wskazuje. Możemy jednak tworzyć obszerne analizy, ale doskonale wiemy, jak nieprzewidywalny jest polski futbol. Tutaj może stać się wszystko. I właśnie to jest chyba największą szansą dla kujawsko-pomorskich klubów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze