Marcin Krzywicki, choć miał mały wkład w utrzymanie Cracovii, zdradza kulisy posezonowej fety.
Po sezonie świętował Kraków. Wiślacy celebrowali mistrzowski tytuł, z kolei„Pasy” utrzymanie.
– Działo się dużo, zresztą naszą radość było widać już na murawie, zaraz po końcowym gwizdku. Były śpiewy, szampan, gratulacje i podziękowania. Cieszyliśmy się jak z mistrzostwa świata, ale trzeba przyznać, że straciliśmy mnóstwo zdrowia i nerwów, by osiągnąć nasz cel. Przez cały sezon broniliśmy się przed spadkiem – mówił Krzywicki.
Krzywicki nie zamierza narzekać na małą ilość spędzonych minut na boisku. Dla rosłego napastnika najważniejszy jest sukces drużyny.
– Cieszę się, że od początku rundy przebiłem się do osiemnastki meczowej i dostałem kilka szans od trenera. Nie było ich dużo, ale wiem, że tylko od mojej ciężkiej pracy i dyspozycji na treningach zależy to, czy i ile gram. Oczywiście jest pewien niedosyt, bo na pewno chciałbym grać więcej – gdybym był w rytmie meczowym, z pewnością prezentowałbym się lepiej i być może strzeliłbym kilka bramek. Najważniejsze jest jednak utrzymanie w Ekstraklasie! – powiedział Krzywicki.