Już niedługo Gran Derbi, emocje rosną, kibice w Hiszpanii oszczędzają gardła, dziennikarze starają się dociec, kto jest lepszy, bukmacherzy zacierają ręce, a my zapraszamy na krótki spacer po historii najwspanialszego meczu ligowego świata.
Wszystko zaczęło się w 1902 roku. Real Madryt (jeszcze pod inną nazwą) istniał od kilku miesięcy, Barcelona od trzech lat. Pierwsze ze spotkań, które teraz nazywamy Wielkimi Derbami Europy, zostało rozegrane w ramach półfinału Pucharu Króla. Zwyciężyli Katalończycy. Strzelili trzy gole, stracili tylko jednego. Warto odnotować obecność na liście strzelców Joana Gampera, założyciela i wieloletniego prezesa „Dumy Katalonii”, którego pamięć czci się podczas corocznego meczu o puchar jego imienia. Wąsaty Szwajcar to barcelońska wersja Santiago Bernabeu, wersja demo prawdopodobnie najlepszego zarządcy klubu piłkarskiego w historii. Mówiąc o wspomnianym pierwszym El Clasico, warto pochylić się nad strzelcem gola dla Realu, Arthurem Johnsonem, który później przez wiele lat był trenerem „Los Blancos”. Historycy hiszpańskiego futbolu uznają Anglika za strzelca pierwszego gola w historii Realu.
Kolejny mecz został rozegrany dopiero cztery lata później. Mimo że Real Madryt regularnie grał w Pucharze Króla, nie mógł trafić na Katalończyków, którzy w nieco głupi sposób manifestowali swą odmienność i wykręcali się od gry z ekipami z Kastylii. Barcelonie w bojkocie nie przeszkadzał fakt, że w organie zarządzającym hiszpańskim futbolem zasiadali niemal sami Baskowie i Katalończycy.
Gdy już dochodziło do bezpośredniego starcia, zazwyczaj górą była „Azulgrana”. Wygrywała wyraźnie, bez większych problemów. Era przed startem ligi to bezwzględna dominacja klubów z Baskonii i Katalonii. Athletic Bilbao, Arena de Getxo, Real Union de Irun, FC Barcelona, Espayol i Europa dzieliły i rządziły. Tylko Realowi udawało się od czasu do czasu sprawić niespodziankę i wygrać z ówczesnymi potęgami.
Liga hiszpańska, a właściwie dwie: Primera i Segunda, zainaugurowała swą działalność w 1928 roku. Pierwsze oficjalne Gran Derbi wygrał Real 2:1, w drugich uległ Barcelonie 0:1. Dzięki tej wiktorii Katalończycy mogli cieszyć się z historycznego, pierwszego triumfu w lidze. Madryt był drugi – swój pierwszy tytuł zdobył dwa lata później.
Potem przyszła wojna domowa, przyszedł generał Francisco Franco i jego faszystowska trupa. Katalończykom było ciężko, piłkarska Hiszpania rozkwitała. Stadion Realu przerobiono na jakiś czas na wiezienie, prezes „Królewskich” uciekł do Francji, gdzie był ważnym ogniwem emigracyjnego rządu. Włodarze FC Barcelona, jeśli uciekali, to w obawie o swoje życie. Ale liga grała.
Lata 40. i 50. to festiwal ciekawych wyników. 1943 – 11:1 na korzyść Realu (zainteresowanych historią tego widowiska odsyłam do tekstu mu poświęconego: Haniebny Pogrom), 1944 – 5:5, 1945 – manita Barcelony, pięć lat później 6:1 dla Realu. Częściej wygrywała „Duma Katalonii”, która w tamtym okresie była po prostu lepsza. „Los Blancos” dopiero budowali potęgę, Santiago Bernabeu zaczynał swoją rewolucję.
Rewolucja rozpoczęła się w połowie lat 50., kiedy to nagle okazało się, że Real jest najlepszym klubem Europy. Mając w składzie Di Stefano, Kopę, Gento, Riala, Del Sola, Marquitosa i wielu innych, wyznaczał poziom nieosiągalny dla reszty rywali. Barcelona wtedy była również bardzo mocna, Kubala, Suarez i Kocsis, ale na kartach historii przysłoniły ją popisy Realu.
Alfredo Di Stefano, przez wielu uważany za najlepszego gracza w historii, piłkarz totalny, strzelił w Gran Derbi aż osiemnaście goli. Ferenc Puskas trafiał czternastokrotne, notując dwa hattricki w ciągu jednego sezonu. Tyle samo razy pokonywał bramkarza „Barcy” Kantabryjczyk Paco Gento. Pochodzący z Galicji Luis Suarez w lidze trafiał tylko dwa razy, dokładając kolejne sześc goli w rozgrywkach pucharowych.
W 1961 roku Barcelona wyrzuciła Real z rozgrywek o Puchar Europy, kończąc jego serię pięciu kolejnych triumfów. Mecz ten uchodzi za jeden z najbardziej absurdalnych przykładów ustawiania spotkań. Sędziowie w ciągu 180 minut dwumeczu nie uznali pięciu prawidłowych goli dla Realu i nie przyznali mu kilku oczywistych rzutów karnych. Madridistas z pewnością ucieszyli się, gdy Barcelona w późniejszej fazie nie sprostała Benfice.
Później było różnie. Lata 70. przyniosły między innymi manitę Barcelony na Santiago Bernabeu i zwycięstwo „Królewskich” 4:0. Jak szalony strzelał Santillana, swojego gole dołożył Juanito, Rexach, Alexanko, Quini czy Piri. Trafieniami w Wielkich Derbach Europy może pochwalić się „Boski Diego”, który na listę strzelców wpisywał się w 1983 i 1984 roku.
Koniec lat 80. to panowanie „Quinta del Buitre”, które dało pięć kolejnych mistrzowskich tytułów dla Realu i niezliczone gole „Hugola” Sancheza, „Sępa” Butragueno i spółki. Co ciekawe, w okresie totalnej ligowej dominacji „Królewskich”, to Barcelona częściej wygrywała Gran Derbi. Była to chyba zapowiedź tego, co zwykło się nazywać „Dream Teamem”. Podopieczni Johana Cruyffa lali Madryt niemiłosiernie, wieńcząc serię upokorzeń wynikiem 5:0 w meczu rozegranym na Camp Nou w styczniu 1994 roku (hattrick Romario). To był punkt zwrotny. W Madrycie nikt nie mógł tolerować takich wydarzeń. Prawie dokładnie rok później, tym razem na Santiago Bernabeu, padł dokładnie odwrotny wynik. Trzy gole zapisał na swoje konto Ivan Zamorano, po jednym dołożyli Luis Enrique i Ivan Iglesias. 18-letni Raul już wtedy szalał w linii ataku, zapisując na swoim koncie asysty. Smaczku tej szalonej rywalizacji dodawała osoba Michaela Laudrupa, który w pierwszym meczu biegał w pasiastej koszulce drużyny z Katalonii, a w drugim w białej rodem z Madrytu. Potem tę samą drogę pokonał Luis Figo, symbolicznie rozpoczynając erę „Galacticos”.
Ale o tym już w następnym artykule, spodziewajcie się go za kilka dni. XXI-wieczne Gran Derbi były niesamowitymi widowiskami, więc z pewnością jest na co czekać!
co sobie wyobrazaja ludzie ktorzy tak glosno
zapowiadaja Gran Derby. La liga nie istnieje, a
ludzie jakbby ignoruja ten problem.