Rozmowa z taką osobistością, jaką niewątpliwie jest ekspert Canal Plus i jednocześnie autor kultowego powiedzenia „siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy”, należy do jednej z przyjemniejszych rzeczy, jakie mogą się przydarzyć w życiu. Andrzej Twarowski jest osobą niezwykle mocno zanurzoną i zakochaną w świecie futbolu, dlatego tym bardziej cieszy nas to, że akurat on zdecydował się specjalnie dla nas skomentować półmetek Premier League.
Zacznijmy od hegemona poprzedniego sezonu, Chelsea Londyn. Sytuacja z Evą Carneiro była normalna dla Jose Mourinho, jak jednak wytłumaczyć to, że w ostatnim wywiadzie gość, który zawsze stoi za swoimi zawodnikami murem, zarzuca im zdradę?
Jeśli przypomnimy sobie końcówkę pracy Mourinho w Realu, to można stwierdzić, że odszedł w swoim stylu. Tam też zniszczył swoje relacje z piłkarzami. On jest taką osobą, która gdy wygrywa, przypisuje sobie całą zasługę, a gdy przegrywa, winą za niepowodzenie obarcza zawodników, bo przecież on jest cały czas tym samym wspaniałym trenerem. To, co robił i mówił w ostatnich tygodniach pracy, było lekko niesmaczne. Czasem trzeba pewne rzeczy przyjąć na klatę, posypać głowę popiołem. Każdy ma prawo się mylić. On nie umiał lub nie chciał przyznać się do błędu. Wydawało się, że nie ma w futbolu rzeczy, która go przerośnie. Życie ten pogląd brutalnie zweryfikowało.
Pierwszy raz w swojej karierze znalazł się w sytuacji kryzysowej.
Wydaje mi się, że nie był w stanie się z tym uporać, zupełnie nie odnalazł się w nowej dla siebie rzeczywistości. Winnych szukał tylko wokół siebie. Publiczne chłostanie pracowników to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Bez względu na to, czy jesteś dyrektorem na fermie drobiu, kierownikiem poczty czy trenerem Chelsea Londyn. Bezpowrotnie tracisz zaufanie swoich podwładnych. A kiedy odwraca się od ciebie zespół, to wiadomo, że wyrok to kwestia czasu. Tak już jest w tym biznesie. Nikt nie będzie wymieniał dwudziestu dwóch piłkarzy, ponieważ nikogo na to zwyczajnie nie stać. Nawet Abramowicza.
Jaki jest główny powód tak katastrofalnej przemiany drużyny?
Trudno znaleźć proste wytłumaczenie. Raczej nie chodzi o to, że o tydzień za późno zaczęli przygotowania, bo takie rzeczy usprawiedliwiałyby tylko słabszy początek, a tutaj przecież mieliśmy do czynienia z sytuacją, która trwała miesiącami. Ewidentnie chodziło o relacje międzyludzkie. Mam wrażenie, że w którymś momencie ci zawodnicy – nie wiem, czy świadomie czy podświadomie – uznali, że nie będą za niego umierać. Chyba po prostu poczuli się zdradzeni przez Mourinho. Oczywiście winne są obie strony. Piłkarze to zawodowcy, dostają niewyobrażalne pieniądze za swoją pracę i ich obowiązkiem jest zawsze „świadczyć usługi” na najwyższym poziomie. Jednak każdy człowiek ma uczucia. Żołnierz, który traci zaufanie do swojego dowódcy, nie wygra bitwy, a tym bardziej wojny. Jestem zaskoczony całą tą sytuacją, bo przed sezonem typowałem, że Chelsea obroni tytuł. Wydawało się, że są ku temu logiczne przesłanki. Przecież ta drużyna zrobiła olbrzymie postępy od momentu zatrudnienia Portugalczyka i wydawało się, że jest na fali wznoszącej. A tu nagle taki klops. Na tym polega urok futbolu.
Tak samo trudno, jak zrozumieć fenomen Leicester City?
To jest dopiero sensacja. Jeszcze w poprzednie święta był czerwoną latarnią ligi i pewniakiem do spadku. A równo rok później jest liderem tabeli. Wczoraj mógł zlecieć z ligi, dzisiaj moze zagrać w Lidze Mistrzów, a nawet zdobyć mistrzostwo. I jak tu cokolwiek prognozować? Chcesz wyjść na głupka? – spróbuj coś przewidzieć w Premier League.
Jak Pan rozpatruje ten futbolowy romantyzm, który zawitał do rozgrywek? Mahrez i Vardy raczej nie byli przez większą część poprzedniego sezonu postaciami z pierwszych stron gazet.
Według mnie już wtedy byli to piłkarze z dużym potencjałem. To nie wyglądało tak, że nagle zjawiły się znikąd jakieś „no name’y”. Myślę, że ten zespół został niesamowicie zahartowany przez to, co zdarzyło się w jego pierwszym roku po awansie z Championship. Zawodnicy po prostu stwierdzili: dobra, wyszliśmy z tak trudnej sytuacji, wszystko, co najgorsze, jest już za nami, nie będziemy się za bardzo przejmować tym, co nas czeka, bo z każdej sytuacji jesteśmy w stanie wybrnąć. I nagle okazało się, że to wszystko wspaniale zatrybiło. Na pewno pomaga im fakt, że nie ciąży na nich żadna presja. Tam wszyscy grają na totalnym luzie. Uwaga mediów, krytyka skupiona jest na tych, którzy mają obowiązek grać o tytuł. A Mahrez i Vardy? Takie wzrosty piłkarskiej wartości i formy po prostu się zdarzają. To pokazuje między innymi przykład Harry’ego Kane’a, wcześniej Garetha Bale’a. Pytanie, czy w przypadku graczy Leicester jest to trwały przełom?
Pomówmy chwilę o Tottenhamie. Zespół Pochettino jest nie tylko jednym z najmłodszych w lidze, ale przede wszystkim wyróżnia się miłą dla oka grą.
Postawili na młodych, bo po prostu nie mieli innego wyjścia. Pod względem finansowym nie są w stanie skutecznie rywalizować z najsilniejszymi klubami Europy. Muszą szukać innej drogi, czyli wychwycić graczy o wielkim potencjale. Mają przewagę nad resztą stawki, ponieważ wiadomo, że na WHL taki zawodnik ma znacznie większe szanse, by zaistnieć w pierwszym zespole. Ważne jest to, jaką klub ma opinię. Dzisiaj dla młodych i zdolnych piłkarzy Tottenham jest idealnym miejscem do rozwoju. Na pewno na dobre wyniki miały wpływ także przemyślane transfery. Toby Alderweireld świetnie spisuje się w duecie z Vertonghenem i nie wiem, czy nie jest to obecnie najlepszy środek obrony w Premier League. Widać, że jest między nimi nić porozumienia, znają się jak łyse konie. Zdaje się, że razem byli w Ajaksie, do tego grają ze sobą w reprezentacji. Znakomicie wprowadził się do drużyny Dele Alli, odnalazł formę Dembele, bliżej swojego poziomu gra Lamela. I nagle okazuje się, że nawet ze słabiej spisującym się Eriksenem Tottenham może być wysoko.
A co powie Pan o samym Pochettino?
Wychodzi na to, że jest to po prostu bardzo dobry trener. To nie jest przypadek, że ta drużyna gra, jak gra. Postęp, który za jego rządów dokonał się w Southampton, nie wziął się z niczego. Większość piłkarzy prowadzonych wtedy przez Argentyńczyka miała jedną i tę samą opinię o nim – jest to szkoleniowiec, który miał kluczowy wpływ dla ich rozwoju, odmienił ich wizję gry w piłkę i pracował nad ich wadami. Ten gość jest dobrym nauczycielem futbolu, a tacy ludzie są bezcenni dla młodych i aspirujących zawodników. Dzisiaj go chwalimy, ale kiedy przychodził do ligi angielskiej, trudno było o nim mówić jako o człowieku sukcesu. Wcześniej pracował w Espanyolu, w którym nie osiągnął spektakularnych wyników.
Już wtedy widać było, że starał się w klubie zaszczepić własną filozofię.
Tak, w dzisiejszym futbolu, jeśli ktoś utrzymuje swoją posadę przez parę lat, po prostu musi dobrze pracować. Inaczej się nie da, widzimy, co się dzieje dookoła – przegrywasz trzy mecze i ciebie nie ma. Kiedyś pod tym względem liga angielska była zupełnie inna od pozostałych. Teraz, gdy brak wyników może wiązać się z wielkimi stratami finansowymi, prezesi długo się nie zastanawiają. Jak nie idzie, przeważnie szukają impulsu w postaci zmiany menedżera. Takie czasy.
Zostańmy przy temacie trenerów. Ostatnio w sieci bryluje obrazek przedstawiający Rafę Beniteza, który przyjmuje wyzwanie Mourinho do „The Sacked Challenge”. Były trener Realu nominował na nim Louisa van Gaala. Myśli Pan, że w najbliższym czasie podejmie on to zadanie?
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/10620731_1048573881850344_4180734304484196957_n.jpg?oh=9e278c95afa26cd35f8197fc84eedddc&oe=57138CB5
Manchester United sondował przed Bożym Narodzeniem możliwość ściągnięcia Carlo Ancelottiego, ale Włoch nie przyjął tej propozycji. Wniosek jest prosty – władze klubu nie wiążą przyszłości z van Gaalem. Mówi się, że jego następcą ma być Giggs, który ciągle jest przygotowywany do tej roli, ale nie wiem, czy Ed Woodward bierze to rozwiązanie pod uwagę. Czy Walijczyk udźwignie tę rolę? Każdy ma nadzieję, że narodzi się nowy Guardiola, ale na razie Guardiola jest tylko jeden. Teraz tą drogą poszedł Real, stawiając na Zidane’a. Jestem przekonany, że van Gaal zostanie do końca sezonu. To nie jest moment na wykonywanie jakichś nieprzemyślanych ruchów. Trenera można zwolnić, ale potem zawsze pojawia się to samo pytanie – kto w zamian? A prawda jest taka, że dla największych klubów brakuje równie uznanych trenerów. Idealnie wygląda to w Bayernie – latem odchodzi Pep, a już teraz wiadomo, kto będzie jego następcą. Sam fakt, że była taka walka o Ancelottiego, pokazuje, jak bardzo pożądani na rynku są szkoleniowcy z charyzmą, którzy wiedzą, jak odnieść sukces w wielkim klubie. Tutaj popyt zdecydowanie przewyższa podaż. Taki Simeone nie wygląda na człowieka nieszczęśliwego w Atletico, jest mu tam wręcz bardzo dobrze. Trudno go wyciągnąć z Vicente Calderon, a to jest jeden z tych, którzy dają gwarancję trofeów. Liverpool, kontraktując Kloppa, zapewnił sobie spokój na parę lat.
W lidze angielskiej emocjonujący jest nie tylko wyścig na rynku trenerskim. Może nawet bardziej interesujące rzeczy dzieją się w klasyfikacji strzelców. Popatrzmy na to od drugiej strony. Kto z czołówki w najbliższym czasie przestanie trafiać do siatki?
Myślę, że Ighalo. Watford siłą rzeczy złapie zadyszkę. Poza tym to jest drużyna, która kreuje swoim napastnikom niezbyt wiele sytuacji. Nie jestem z tego powodu zadowolony, bo mam go w mojej drużynie Fantasy, tak że zależałoby mi na przedłużeniu tej serii, chociaż chyba trzeba będzie poszukać kogoś w jego miejsce. Na moje oko koronę króla strzelców zdobędzie Lukaku. Everton nie jest drużyną, która szuka zwycięstwa 1:0. Ona szuka bramek i to jest idealna sytuacja dla napastnika. Poza tym ma obok siebie wiele osób, które są w stanie ułatwić mu życie. Tam naprawdę jest paru chłopaków, którzy będą mu wypracowywać okazje, takich jak Deulofeu czy Barkley. Oprócz tego Lukaku świetnie spisuje się w pojedynkach powietrznych, a o efektywności wykonywania stałych fragmentów gry przez Bainesa nie trzeba nikogo przekonywać.
Jesteśmy przy koronie króla strzelców, więc zastanówmy się, kto może być tym prawdziwym królem na koniec sezonu Premier League. Czy Arsenal w końcu jest do tego zdolny?
To jest takie pytanie, które nieustannie powraca od 2004 roku, ale wydaje mi się, że na przestrzeni tych lat Arsenal nigdy nie był bardziej gotowy niż jest obecnie. Patrząc realnie – dużym atutem będzie to, że za chwilę odejdzie mu Liga Mistrzów, bo nie wierzę w to, by poradził sobie z Barceloną. Oczywiście to jest piłka i zawsze trzeba dać londyńczykom na to jakieś pięć czy dziesięć procent, jednak patrząc na to chłodnym i racjonalnym okiem – wiosną rozegrają tylko dwa mecze w Lidze Mistrzów. Puchar Ligi mają z głowy, więc zostaje im tylko FA Cup. Kalendarz Arsenalu nie będzie zbytnio przeładowany, a to może być ważnym argumentem w grze o tytuł. Poza tym ta drużyna ma w swoich szeregach gościa będącego w absolutnie genialnej formie – Mesuta Oezila, który jest obecnie kimś takim dla „Kanonierów” jak Eden Hazard w poprzednim sezonie dla Chelsea. Niemiec potrafi dokonać rzeczy nieosiągalnych dla innych i obecnie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
Poza tym Arsenal ma jeszcze rezerwy. Trudno powiedzieć, by Alexis Sanchez rozgrywał najlepsze mecze w swoim życiu.
Pytanie, w jakiej formie wróci. Pamiętajmy, że to zawodnik bazujący na szybkości, dynamice. Jeśli mięsień dwugłowy nie będzie mu dokuczać, to Wenger zyska kolejną przewagę nad resztą stawki, bo dojdzie mu zawodnik, który sam wygrywa mecze. Bardzo cenię sobie fakt, że drużyna Wengera dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu. Wypada kolejny piłkarz i wszyscy zaczynają myśleć, że zespół będzie dołować, a wcale tak nie jest. Przegrali wysoko z Southampton, ale natychmiast się pozbierali. Arsenal stoi przed wielką szansą na wygranie ligi. Można śmiało zadać sobie pytanie: jak nie teraz, to kiedy? Chelsea się nie liczy, United ma swoje problemy. Najgroźniejszym konkurentem dla „Kanonierów” jest zdecydowanie Manchester City. Może go zgubić gra na wszystkich frontach. W Champions League prawdopodobnie też zajdzie dalej niż londyńczycy, a to oznacza mocno przeładowany kalendarz w decydującej fazie walki o tytuł. Ważne będzie także to, co Arsenal zrobi w tym okienku transferowym. Brakuje defensywnego pomocnika, przydałby się też napastnik. Wiemy, że nową twarzą nie będzie Aubameyang, który stwierdził, że taki transfer go nie interesuje. Jednak gdy spojrzymy na rynek piłkarski, to można znaleźć zawodników, którzy będą wzmocnieniem dla londyńczyków, poszerzą wachlarz możliwości, dadzą nowe opcje i rozwiązania.
Jak oceni Pan postawę polskich bramkarzy w tym sezonie? Boruc został umieszczony w najgorszej jedenastce roku opublikowanej przez „The Telegraph”, a Fabiański może i był ostatnio blisko zdobycia bramki, ale na półmetku rozgrywek zachował tylko pięć czystych kont. Rywalizacja przed Euro raczej nie zalicza się do tej z najwyższych lotów.
Bramkarz w dużej mierze jest uzależniony od tego, jak gra jego drużyna. Możemy spojrzeć na Leicester, które jest wiceliderem, a też tylko pięć razy nie straciło gola. W Premier League nie ma obecnie drużyny grającej perfekcyjnie w defensywie. Ten sezon dla ekipy Fabiańskiego nie jest najlepszy, ale raczej winiłbym za to jego kolegów z zespołu niż samego Łukasza. Boruc natomiast miewa lepsze i gorsze momenty, ale umieszczanie go w jedenastce rozczarowań to chyba lekka przesada. Czasem w ocenie bramkarza idzie się na skróty, patrzy się na czyste konta. Jeśli popatrzymy na poprzedni rok i Manchester United oraz Davida de Geę, to Hiszpan chyba nie był wysoko w klasyfikacji czystych kont, a mimo to został najlepszym zawodnikiem United i być może najlepszym bramkarzem ligi. Uważam, że taki Tim Howard rozgrywa gorszy sezon od Boruca, a Simon Mignolet ma najniższy procent udanych interwencji.
W ostatnich dniach dużo mówi się o tym, że kolejną polską nadzieją w Premier League po Bieliku i Adamczyku ma zostać Kamil Grabara. Siedemnastolatek z Ruchu Chorzów prawdopodobnie przejdzie do Liverpoolu. Czy Anglia jest odpowiednim kierunkiem dla młodych piłkarzy z naszego kraju?
Trudno jednoznacznie powiedzieć. Są różne przypadki. Wielu zawodników wyjeżdża, a potem wraca z podkulonym ogonem, ale taki Szczęsny trafił do Londynu w wieku 16 lat i został pierwszym bramkarzem Arsenalu. Zawsze jest bardzo silna pokusa, by wyjechać. Trzeba postawić się na miejscu tego chłopca, który być może dostaje życiową szansę. To, czy sobie poradzi, zależy już od wielu czynników. Nie wiemy, jak on tam się odnajdzie, czy ma wystarczająco silny charakter, czy będzie tęsknił za rodziną, czy będzie miał dobry kontakt z kolegami w szatni, jak odnajdzie się w zupełnie nowym środowisku. Sam talent nic nie gwarantuje. Ja osobiście bym się nie zastanawiał. Do odważnych świat należy. Przecież jeśli nie wyjdzie, to zawsze można wrócić. Nie zrobią tam z ciebie gorszego piłkarza, a odpuszczając taką szansę, możesz żałować tego do końca życia.
Na koniec chciałbym zadać pytanie, które słyszał Pan już nieraz. Kiedy lub czy w ogóle przyjdzie pora na Twittera?
Oj, raczej nie przyjdzie pora na Twittera. Jest mnie wystarczająco dużo w telewizji. Poza tym trzeba siebie ludziom dozować, bo najgorszy jest przesyt. Twitter jest fantastycznym źródłem informacji. Powiem więcej, założyłem konto na Twitterze o loginie Andrzej Twarowski, ale ono przepadło, bo zapomniałem hasła. Potem założyłem Twaro i sytuacja się powtórzyła, więc założyłem TwaroTwaro. Jak ono przepadnie, to chyba zrobię TwaroTwaroTwaro.