O tym, że w zespole "Wieśniaków" dojdzie do zmian, było wiadomo już od dłuższego czasu. Ich zwiastunem były plotki o odejściu trenera Juliana Nagelsmanna, człowieka będącego postacią niezwykle ważną, odgrywającą pierwszoplanową rolę. O młodego szkoleniowca biły się poważne marki z Realem Madryt na czele. Koniec końców ten wybrał aspirujący do mistrzostwa Niemiec Rasen Ballsport Lipsk.
Taki ruch spowodował niejako trzęsienie ziemi w ekipie z niemieckiej wsi, w której należało rozglądać się za odpowiednim kandydatem na stanowisko pierwszego trenera, który godnie zastąpiłby odchodzącego do „Byków” 32-latka. A trzeba podkreślić, że nie mogło być to łatwe zadanie dla klubu, który przecież nie należy do potentatów nawet w Bundeslidze i w dodatku w dużej mierze osłabia się co sezon.
Nagelsmann jednak zawsze coś wymyślał, odkrywał nowe sposoby i co sezon jego Hoffenheim zaliczało się do sensacji sezonu. „Wieśniacy” byli również uczestnikiem Ligi Mistrzów, w której zaprezentowali się godnie i w porównaniu do innych niemieckich klubów nie musieli się wstydzić za swoje występy.
Wszystko, co dobre, musi się jednak skończyć i właśnie sezon 2019/2020 będzie taką nową epoką w dziejach klubu z niewielkiej wsi. Dla nowego szkoleniowca będzie nie lada wyzwaniem poprowadzić zespół, który zdążył sobie wyrobić pewną markę w Niemczech. Pytanie czy podoła.
Zmiany bez zmian?
Na pierwszy rzut oka można zakładać, co nikogo dziwić nie powinno, że w klubie grającym w Sinsheim wszystko przewróci się do góry nogami, tak jak to bywa w większości zespołów zaraz po objęciu sterów przez nowego trenera. W tym przypadku jednak do takich radykalnych zmian wcale dojść nie musi.
Co prawda zmienił się trener, który będzie chciał wszystko poukładać po swojemu. Zapewne jego praca w jakimś aspekcie będzie się różnić od tej, z jakiej znany był Nagelsmann, a co równie ważne, jego następca będzie miał kompletnie innych ludzi do zadań, jakie przed nimi postawi w trakcie sezonu. Alfred Schreuder, czyli nowy szkoleniowiec Hoffenheim, musi budować drużynę praktycznie od początku, gdyż szeregi „Wieśniaków” opuściło kilku ważnych piłkarzy: Nico Schulz, Joelinton, Kerem Demirbay czy Reiss Nelson.
Na tych ubytkach wcale jednak skończyć się nie musi, bo „Hoffe” to piłkarska hurtownia dobrych graczy, których należy wyciągać jak najszybciej, dopóki jest to możliwe. Do smakowitych kąsków należy choćby Nadiem Amiri, młody, a zarazem doświadczony piłkarz robiący różnicę.
Lista ciekawych piłkarzy na tym się nie kończy. Lada chwila kolejka niczym do lekarza ustawi się po Dennisa Geigera, Stefana Poscha czy nawet o kilka lat starszego Pavla Kaderabka. Zapewne wielu z nich nie uda się zatrzymać, ale w klubie znaleźli odpowiednią osobę, która będzie produkować kolejne talenty podobnie jak Nagelsmann. Tak przynajmniej się zakłada.
Kimś takim ma być człowiek, który pierwszy raz samodzielnie poprowadzi drużynę, ale to wszak nic nowego. Podobnie zaczynał obecny trener Lipska.
W jednym rytmie
Alfred Schreuder, będący wciąż postacią mało znaną, wręcz być może nawet anonimową, na piłce zna się doskonale. Co więcej, pracował już u boku swojego poprzednika, a ostatnio świętował sukcesy z Ajaksem Amsterdam. Co prawda nie był głównym ojcem ostatnich wyników holenderskiego klubu, niewątpliwie jednak swoją cegiełkę do tego wspaniałego okresu dołożył.
Zwei Tests, keine Sieger. 🔵⚪️
Hier unserer Nachbericht zu den beiden Unentschieden der #TSG in Bad Wimsbach:
🌐 https://t.co/RnHmG1rbT1 pic.twitter.com/qylrNiLdCA
— TSG Hoffenheim (@tsghoffenheim) July 25, 2019
Niewielkie doświadczenie, jakie posiada Schreuder, nie musi być koniecznie hamulcem w robiącym coraz większe postępy klubie. Dla Holendra będzie to drugie podejście w roli pierwszego trenera, ale pierwsze, jeżeli mowa o klubie niemieckim. Wcześniej prowadził on holenderskie FC Twente. Od tamtej przygody minęło jednak trochę czasu. Schreuder zamiast szukać kolejnego potencjalnego pracodawcy, wolał pobierać nauki u młodszego Nagelsmanna, któremu dotrzymywał towarzystwa przez trzy lata. Następnie jak zostało wspomniane wyżej, został pracownikiem jednego z najbardziej utytułowanych klubów w swoim kraju.
I na Ajax nagle rzuciło się stado bogatszych bestii, które chciały najlepszych piłkarzy i trenera, ale i taka, pozytywna w tego słowa znaczeniu, hiena chcąca zabrać kawałek dla siebie. Tą hieną stało się Hoffenheim, które nie zatrzasnęło drzwi dla swojego byłego pracownika i zaproponowało lepsze warunki od Ajaksu.
Zmiana ta może więc wyjść na dobre. W klubie spodziewają się, że Schreuder będzie kontynuował pracę Nagelsmanna, jednocześnie rozwijając się i zyskując coraz większe uznanie w oczach innych.
Finansowa powódź
BREAKING Newcastle United's new £40m striker Joelinton has spoken about why he chose to join the club. "It is very exciting to work with Steve Bruce. I watched him so much as a child growing up in Brazil. I loved him in Mrs Doubtfire." #NUFC pic.twitter.com/L0J9shhZJB
— Keith Bumdungeon (@KeithBumdungeon) July 23, 2019
Pracować dzisiaj w Hoffenheim to marzenie z pewnością niejednego trenera. Oczywiście z jednej strony niewygodne porównania do 32-letniego Juliana Nagelsmanna, które na niektórych mogą działać negatywnie, z drugiej strony budowanie kadry bez kilku ważnych ogniw, które w dużej mierze decydowały niejednokrotnie o sensacyjnych rezultatach. Klub jednak wciąż się rozwija. Dla Hoffenheim to złote lata. Piękne czasy można kontynuować, tym bardziej że gotówka wpłynęła do skarbca ze wszystkich stron. A to Liga Mistrzów, marzenie niejednej potęgi piłkarskiej, przeogromne sumy z transferów, perspektywiczna kadra i w dodatku tak naprawdę niewielka presja, jeśli chodzi o wyniki.
TSG 1899 Hoffenheim przecież nie należy do zespołów, które muszą koniecznie bić się o mistrzostwo Niemiec, nikt od nich nawet nie wymaga zajęcia miejsca w pierwszej trójce. Wystarczy załapać się po prostu do pucharów. Oczywiście najlepiej kończąc sezon w pierwszej czwórce, ale tragedii nie będzie, gdy drużyna będzie mogła grać w Lidze Europy.
Dzięki dużym wpływom finansowym można spokojnie przemyśleć kolejne transfery. Na ten moment nie wydano nawet ćwierć sumy z samych tylko dochodów ze sprzedaży zawodników, zatem pieniądze są, by móc nimi obracać.
Transfer-News! 🔵 ⚪
Die #TSG steht vor der Verpflichtung von Robert #Skov! Der dänische Torjäger kommt vom amtierenden Meister @FCKobenhavn in den Kraichgau, wo er einen Vertrag bis zum 30. Juni 2024 unterschreiben wird. pic.twitter.com/xzHgy2DzSp
— TSG Hoffenheim (@tsghoffenheim) July 27, 2019
Wystarczy tylko wymienić, ile klub zyskał, a ile wydał. Za samego Joelintona w Hoffneheim przytulono ponad 40 mln euro, bo tyle było w stanie zapłacić Newcastle United. Demirbaya Bayer Leverkusen sprowadził za 32 mln euro, a 25 mln euro wydała Borussia Dortumnd na Nico Schulza. Zatem jak się mają wydatki, skoro najdroższy z pozyskanych piłkarzy kosztował ledwie 10 mln euro, a kolejni dwaj drugie tyle?
Spokój i stabilizacja
Jak widać gołym okiem, w Hoffenheim nikt nie traci głowy, nikt nie histeryzuje. Odszedł ważny człowiek, trudno, lecz nie ma ludzi nie do zastąpienia. Odeszło kilku piłkarzy, ale pojawiły się pieniądze, które dają możliwość, by sprowadzić innych. Nie ma pucharów, siły można zaoszczędzić i wykorzystać przeciw tym, którzy będą grać częściej. Na PreZero-Arena doskonale wiedzą, co robią. Wydaje się, że każdy ruch jest rozważnie przemyślany. Za taki należy uznać wciąż perspektywicznego szkoleniowca – Alfreda Schreudera, dla którego Hoffenheim co prawda nie będzie zespołem na całe życie, bo nie ma się co oszukiwać, ale będzie odskocznią dla niego, jak i samego klubu.
Schreuder to przedłużenie ręki Nagelsmanna, który niczym dziecko uczące się jeździć na rowerze nagle musi poradzić sobie bez dwóch bocznych kółek i utrzymać równowagę.
Nie obyło się bez kilku ubytków kadrowych, ale pamiętać trzeba, że przyszli inni. Za Nico Schulza przybył wszak ograny na poziomie Bundesligi Konstantinos Stafylidis. Nowymi opcjami w ofensywie są Ihlas Bebou, skrzydłowy wyróżniający się w Hannoverze 96, Sargis Adamyan, potencjalna perełka wśród transferów ściągnięta z drugoligowego SSV Jahn Regensburg, czy Robert Skov sprowadzony z FC Kopenhaga.
W dodatku odpoczynek od pucharów może mimo wszystko nieść za sobą wiele korzyści. Dla takiego szkoleniowca to okazja na spokojne budowanie kadry, która w nieprzewidywalnej Bundeslidze może zaskoczyć niejednego. Na papierze zespół nie jest aż tak całkiem słaby, by nie móc rywalizować choćby o grę w Lidze Europy. Niekoniecznie więc musi być gorzej.