Krajobraz po Cyprze


Pierwszy sprawdzian kadry Leo Beenhakkera już za nami. Reprezentanci naszego kraju z dwoma triumfami na koncie i poczuciem dobrze spełnionej misji rozjechali się już na swoje regularne stanowiska pracy. Czy jednak rzeczywiście każdy z nich może odetchnąć z ulgą i powiedzieć sobie: "zrobiłem, co do mnie należało"?


Udostępnij na Udostępnij na

Hurraoptymizm po wygranej z Czechami na wszelkie sposoby stara się tonować Leo Beenhakker. Doświadczony szkoleniowiec wie dobrze, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ i po kilku mniej spektakularnych wyczynach ci, którzy wynoszą Holendra na piedestał, zaczną domagać się jego głowy. A wbrew temu, co pisze większość mediów, przybysz z Beneluksu zbyt wielu powodów do radości nie ma.

Największy spokój może budzić obsada bramki. Walkę o zaszczytną bluzę z numerem 1 bezapelacyjnie wygrywa Artur Boruc, a w odwodzie pozostają równie uznane firmy jak Tomasz Kuszczak, Łukasz Fabiański i wracający do walki o miejsce w kadrze na ME Wojciech Kowalewski. Gdyby taki sam urodzaj panował na innych pozycjach, do Austrii i Szwajcarii jechalibyśmy jako jedni z faworytów.

Niestety, problemy zaczynają się już w obronie. I to całkiem spore. I Bąk i Jop nie prezentują obecnie poziomu, który mógłby predestynować ich do występów na frontach kontynentalnego czempionatu. Pierwszemu z nich coraz częściej zdarzają się proste błędy i, choć przeplata je jeszcze  świetnymi przechwytami i odbiorami, to jednak widać wyraźnie tendencję zniżkową. U Jopa zaś o odbiorze nie ma mowy. To typowy przeszkadzacz, który piłki nie przejmie, a wybije ją jak najdalej od własnej bramki. Na dodatek przydarzają mu się częste błędy w ustawieniu. Na szczęście jest jeszcze Michał Żewłakow, zdecydowanie najsilniejszy punkt pośród naszych stoperów. Pozostaje jeszcze liczyć na powrót do zdrowia Arkadiusza Radomskiego i na to, że jego dotychczasowe świetne występy w defensywie nie należały do przypadków. Bramką Kokoszki nie ma się co ekscytować. Poza świetnymi warunkami fizycznymi posiada te same przywary, które charakteryzują Jopa.

Trochę lepiej wygląda sprawa po bokach obrony, Bronowicki, Wasilewski, Golański, Baszczyński i Kuś (oraz Żewłakow, ale on jest potrzebny gdzie indziej) posiadają znaczne umiejętności w destrukcji, choć z grą do przodu bywa różnie, a od bocznych obrońców w systemie stosowanym przez Beenhakkera trzeba wymagać angażowania się w akcje ofensywne. Na chwilę obecną na plan pierwszy wysuwają się dwaj pierwsi z wymienionych. Ciekawym uzupełnieniem powyższego kwintetu może być Wawrzyniak, zaś Lisowski i Piotr Brożek na regularne powołania do kadry występem z Finlandią sobie nie zasłużyli.  

Dziura zrobiła się w pomocy po odejściu Sobolewskiego. Pewniakiem jest Lewandowski, ale po rezygnacji z gry w kadrze gracza Wisły brakuje zawodnika od czarnej roboty, biegania za każdą piłką, ciągłego podwajania krycia i wspierania defensywy. Mało widoczny podczas spotkań był nieoceniony w starciach z silnymi rywalami, kiedy dużo zależało od stopowania akcji rywali na poziomie środkowej strefy boiska. Dariusz Dudka jest piłkarzem na pewno błyskotliwszym, ale i dalece mniej solidnym. O ile Sobolewskiego piłka mogła minąć, ale rywal już nie, tak Dudce bycie miniętym nie jest szczególnie obce. Były zawodnik Amiki zasługuje jednak na pochwałę za umiejętne rozegranie i grę do przodu. Jednak Beenhakker musi poszukać kogoś na starcia, w których ważniejsza będzie defensywa, bo w takiej sytuacji na Dudkę lepiej nie liczyć. Jako że stosujemy ustawienie z dwoma defensywnymi pomocnikami na ME pojedzie jeszcze jeden gracz występujący na tej pozycji. Zapewne będzie nim Goliński- będący naprawdę wartościową alternatywą dla Dudki. Warto śledzić również karierę Pazdana- z tego zawodnika kadra będzie jeszcze miała pożytek, być może już niebawem.

Na skrzydłach niezagrożeni wydają się być Błaszczykowski i Krzynówek, choć obu zdarza się bezsensownie holować piłkę i tracić ją w głupi sposób, to jednak różnica co najmniej jednej klasy dzieli ich od Łobodzińskiego i Zieńczuka. Obaj ci zawodnicy grają za szeroko, nie zostawiając miejsca do rajdów bocznym obrońcom, przez co mamy problem ze stworzeniem przewagi w ataku i mimo, że zdarza im się przeprowadzić efektowny rajd, rzadko można zauważyć tego skutki. Zieńczuk zwykle centruje byle zacentrować w pole karne, nie przejmując się ustawieniem partnerów, a wszelkie atuty Łobodzińskiego bledną przy dobrze zorganizowanej obronie przeciwnika, gdyż na najwyższym poziomie piłkarz (jeszcze) Zagłębia nie drybluje (vide Kosowski, zawsze w ten sam sposób, piłka przy nodze i minięcie na szybkość, może się uda, a może nie), a i ze swoim podejściem do taktyki atutów nam nie przysparza. Choć jest niezłym rozwiązaniem przy starciach ze słabszymi rywalami.

Czas przejść do bolączki numer jeden. Bo jak inaczej określić sytuację, w której naszym łowcą goli na szpicy jest przekwalifikowany skrzydłowy? Szczęście takie, że Smolarek junior posiada niesamowity instynkt strzelecki, dobrą szybkość i takową technikę użytkową, co sprawia, że jako najbardziej wysunięty napastnik sprawdza się znakomicie. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby go zabrakło. Gorzej z pozycją odrobinę bardziej z tyłu. Najczęściej rolę podczepionego pod Smolarka cofniętego napastnika odgrywał Żurawski, ale jego ostatnie popisy optymizmem nie nastrajają. Nadzieja w tym, że się odrodzi w Grecji. Również Garguła daleki jest od formy, którą prezentował na początku eliminacji do ME. Widać wprawdzie przebłyski dawnego kunsztu, ale do poziomu zapewniającego miejsce w podstawowej jedenastce wciąż daleko. Tej najbliżej wydaje się być dziś Zahorski. Jedno z odkryć Beenhakkera coraz śmielej poczyna sobie na szczeblu reprezentacyjnym. Jeśli jego rozwój będzie tak samo szybki przez najbliższe miesiące, to ma szanse znaleźć się pośród tych, którzy przed meczem z Niemcami odśpiewają Mazurka Dąbrowskiego z poziomu płyty boiska.

Tak pokrótce wygląda krajobraz po cypryjskiej eskapadzie naszych biało- czerwonych Orłów. Wyniki cieszą, ale powodów do optymizmu zbyt wielu nie ma. Wprawdzie nie było ich nigdy, bo kadra pod wodzą Beenhakkera rzadko grała futbol wysokich lotów (dwa razy po pierwszej połowie z Serbią i półtora meczu z Portugalią), a poza tym była to co najwyżej gra poukładana, co i tak jest o tyle dobrym wynikiem, bo do tego poziomu wtajemniczenia Paweł Janas nie doszedł nigdy. Gra grą, ale Beenhakkera na pewno bronią wyniki. I wszyscy trzymajmy kciuki, aby broniły go dalej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze