Wojciecha Kowalewskiego od zawsze ciągnęło do zimnych rejonów świata. Obecnie mieszka w Suwałkach, a kiedyś grał w Doniecku, Moskwie i na Syberii. Ostatnio otwarcie przyznał, że po jednym z meczów przed zimnem ratował się koniakiem.
Ekstremalne warunki w meczach rosyjskiej ekstraklasy obecnie raczej się nie spotykają, jednak kilka lat temu zdarzały się one dosyć często. O grze na strasznym mrozie przekonał się kiedyś Wojciech Kowalewski. Były bramkarz reprezentacji Polski przyznał, że kończył spotkanie w temperaturze -22 stopni Celsjusza, a po meczu przed chłodem ratowali się w dość nietypowy sposób.
Wychowanek Wigier Suwałki przez pewien okres swojej kariery grał w Sybirze Nowosybirsk. Ekipę z Syberii reprezentował przez rok i nie ominął pomniejszych przygód: – Padający śnieg rozpływał się na murawie, ale po chwili marzł i tworzył bryłki lodu. Niektórzy bardzo boleśnie to odczuli. Kontuzji kolana doznał wówczas reprezentant Rosji Roman Pawluczenko, który upadł na jedną z takich bryłek. Pamiętam, że strasznie zmarzłem. Prawie nic nie czułem. Po meczu ratowałem się jak mogłem, nawet przy pomocy… koniaku, zresztą podobnie jak moi koledzy – powiedział były piłkarz.