Leicester City w najbliższą niedzielę może okazać się największym przegranym bieżącego sezonu. Zespół, który przed wstrzymaniem rozgrywek pewnie plasował się w czołówce tabeli, obecnie hojnie rozdaje kolejne punkty, tracąc powoli szansę na kwalifikację do Ligi Mistrzów. Tym samym sprawiając, że po sześciu latach powraca koszmar Brendana Rodgersa. Koszmar, w którym menedżer na ostatniej prostej kampanii Premier League traci szanse na sukces.
Sezon 2013/2014 zapewne pamiętają wszyscy sympatycy angielskiego futbolu. Wyścig Liverpoolu, Manchesteru City i Chelsea obok genialnej dyspozycji Luisa Suareza fascynował kibiców, a szansa na pierwszy od 24 lat tytuł dla klubu z Anfield Road z każdą kolejką stawała się większa. Ba, po zwycięstwie nad „The Citizens” mistrzostwo Anglii dla podopiecznych Brendana Rodgersa według niektórych było wręcz pewne. Po przegranej w kuriozalnych okolicznościach z Chelsea pewność zamieniła się jednak w koszmar. Tytuł w praktyce przepadł, marzenia prysły, a szanse Brendana Rodgersa na dokonanie rzeczy niebywałej – odzyskanie mistrzostwa Anglii dla Liverpoolu – zakończyły się niepowodzeniem, o którym mówił cały świat.
Co jednak gorsze, menedżer mimo porażki wpadł w samouwielbienie. Hasło: jestem najlepszy, jestem najlepszy, jakby odtąd przyświecało szkoleniowcowi, zaciemniając resztę obrazu. To skończyło się zwolnieniem, potężnym upadkiem z wysokiego konia. Wydawało się jednak, że Brendan Rodgers otrzepał się już z kurzu i ruszył dalej. Przemyślał błędy i jest bogatszy o bolesne doświadczenia. Ostatnie tygodnie udowadniają, że nie do końca.
Błędne koło Brendana Rodgersa?
Przed wstrzymaniem rozgrywek Leicester City pewnie zajmowało miejsce w czołówce tabeli. Przerwa spowodowana pandemią w przypadku „The Foxes” wywróciła jednak wszystko do góry nogami. Podopieczni Brendana Rodgersa zaczęli hurtowo rozdawać punkty i trwonić przewagę nad rywalami. W trakcie ośmiu kolejek rozegranych po wznowieniu Premier League osuwając się w praktyce poza czołową czwórkę. Wystarczy przecież, że rozpędzony Manchester United w zaległym spotkaniu zremisuje z West Hamem United.
#LeicesterCity po wznowieniu rozgrywek Premier League⚽️🏴:
🤝Watford 1 – 1
🤝Brighton 0 – 0
❌Everton 1 – 2
✅Crystal Palace 3 – 0
🤝Arsenal 1 – 1
❌Bournemouth 1 – 4
✅Sheffield United 2 – 0
❌Tottenham Hotspur 0 – 3Szanse na awans do Ligi Mistrzów maleją. #kanałangielski
— Michał Karczewski (@MiKarczewski) July 19, 2020
Tym samym koszmar Brendana Rodgersa powrócił, bo trudno nie znaleźć analogii do sezonu 2013/2014. Wtedy na ostatniej prostej szanse na sukces stracił prowadzony przez menedżera Liverpool, teraz jeszcze bliżej mety wyłożyć się może Leicester City. Czarny scenariusz nie musi się jednak oczywiście spełnić. W ostatniej serii spotkań „The Foxes” podejmują na King Power Stadium Manchester United. To będzie mecz o kwalifikację do Ligi Mistrzów i w przypadku, najprawdopodobniej wyłącznie, zwycięstwa (nie wiadomo jak wysokiego) „The Foxes” zawitaliby do elitarnych rozgrywek.
Odbiegając jednak od terminarza i szans Leicester City na zakończenie rozgrywek w czołowej czwórce, warto zwrócić uwagę tylko na Brendana Rodgersa. Irlandczyk z Północy jakby ponownie nie wytrzymał presji związanej z walką o najwyższe lokaty w Premier League. Talentu szkoleniowcowi odmówić nie można, jednak mimo upływu sześciu lat nadal przegrywa z bardziej uznanymi menedżerami.
Przede wszystkim ze swoim mentorem Jose Mourinho. Chęć pokonania Portugalczyka już nie raz przesłoniła menedżerowi racjonalne myślenie. Pamiętnego popołudnia na Anfield Road w kampanii 2013/2014 Liverpoolowi do utrzymania fotela lidera wystarczał remis. Brendan Rodgers nie zamierzał jednak kalkulować. Wpadł tym samym w taktyczną pułapkę ustawioną przez Jose Mourinho i przegrał. Przegrał z Portugalczykiem także w ubiegłą niedzielę i przegrywał będzie dalej. Dlaczego? Dlatego, że mimo upływu lat nadal nie jest gotowy do rywalizacji z najlepszymi.
Brendan Rodgers nadal poza czołówką menedżerów
To śmiałe twierdzenie, lecz poparte rezultatami odnoszonymi przez zespoły Irlandczyka z Północy. W wielu starciach z czołowymi menedżerami Brendan Rodgers praktycznie nie wiedział co zrobić, jak zareagować. Koronnym przykładem było spotkanie z Liverpoolem na King Power Stadium. „The Reds” przejechali po gospodarzach niczym walec, a opiekun Leicester City tylko stał w deszczu i mókł.
Dlatego nawet zakończenie sezonu w pierwszej czwórce przez Leicester City nie zmieni faktu, że Brendan Rodgers nadal znajduje się daleko za czołówką menedżerów Premier League. To grono najlepszych z najlepszych, do którego Irlandczyk z Północy przez sześć minionych lat tylko nieznacznie się przybliżył. Hurtowo wygrywane trofea w Szkocji jedynie zaciemniły rzeczywistość. Rzeczywistość zweryfikowaną przez realia angielskiej ekstraklasy, w której Brendan Rodgers popełnia podobne błędy i w decydujących momentach nie wytrzymuje presji. Na naukę i poprawę jednak nigdy nie jest za późno.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Po zakończeniu środowego pojedynku przeciwko Chelsea na Anfield Road odbędzie się uroczyste wręczenie medali oraz trofeum za wygranie Premier League. W związku z tym na trybunie The Kop rozpoczęto prace, stawiając specjalne podium. Po wręczeniu pucharu ma odbyć się ponadto pokaz fajerwerków. Szkoda tylko, że bez kibiców na trybunach.
https://twitter.com/AnfieldWatch/status/1284109010938068995
- Do zdegradowanego Norwich City w niedzielę dołączą dwa kolejne kluby. Pewniakiem wydaje się Bournemouth, a o uniknięcie ostatniej lokaty powodującej spadek powalczy Watford z Aston Villą. 38. seria spotkań bieżącego sezonu zapowiada się niesamowicie ekscytująco.