W meczu 26. kolejki piłkarskiej Ekstraklasy Korona Kielce przegrała z Legią Warszawa 0:1. Mecz był niezwykle emocjonującym spotkaniem i trzymał w napięciu do ostatniego gwizdka sędziego. Legia wygrała na kieleckiej ziemi pierwszy raz od 27 lat.
Przed potyczką obu ekip zawodnicy trenera Białasa zajmowali czwarte miejsce w tabeli, mając sześć punktów straty do lidera. Z kolei piłkarze z Kielc plasowali się na dwunastej pozycji i mieli przewagę czterech oczek nad strefą spadkową. Korona w ostatniej kolejce zwyciężyła Arkę Gdynia 1:2, więc piłkarze Marcina Sasala podchodzili do meczu z Legią bardzo zmotywowani. Warszawiacy byli również w znakomitych nastrojach, po zwycięstwie nad Piastem Gliwice 3:0. Ostatnia wygrana legionistów trzema bramkami miała miejsce w jedenastej kolejce sezonu z… właśnie Koroną Kielce (5:2). Wszyscy kibice gospodarzy liczyli na rewanż.

Bez byłego legionisty – Aleksandara Vukovicia (pauzował za kartki) – zawodnicy kieleckiego zespołu rozpoczęli mecz z ogromnym animuszem. Już w 2. minucie spotkania piłka zagrywana była do Krzysztofa Gajtkowskiego, który wyszedł sam na sam z Janem Muchą. „Gajtek” był jednak na spalonym. Po zaledwie 240 sekundach sędzia podyktował rzut wolny dla piłkarzy Korony. Po dośrodkowaniu Ediego najsprytniejszy był Pavol Stano, który zmylił słowackiego bramkarza, nie udało się mu jednak trącić piłki i ta trafiła w słupek Legii. Po tych dwóch sytuacjach piłkarze Stefana Białasa próbowali przejąć inicjatywę w meczu, konstruując ataki pozycyjne. Jednak taktyka, jaką przyjął trener Sasal, okazywała się skuteczna. W 25. minucie Maciej Iwański próbował zaskoczyć Zbigniewa Małkowskiego strzałem zza pola karnego, piłka jednak minęła światło bramki o kilka metrów. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Cezary Wilk podał do Jacka Kiełba, ten przełożył sobie piłkę na lewą nogę i uderzył w światło bramki Legii, Mucha sparował strzał na rzut rożny. Pod koniec pierwszych 45 minut pomocnik „Złocisto-krwistych” znowu miał swoją szansę, gdyż otrzymał piękne podanie z głębi pola. Nie zastanawiając się długo, przyjął piłkę i po zwodzie do środka uderzył, ile miał sił w nodze. Bramkarz reprezentacji Słowacji nie dał się zaskoczyć i fantastycznie interweniował. W pierwszej połowie mecz, mimo że bez bramek, mógł się podobać. Korona potrafiła wspaniale przejść z obrony do ataku, dzięki czemu miała aż cztery strzały celne, podczas gdy Legia potrafiła tylko raz trafić w światło bramki.
Drugą odsłonę spotkania lepiej rozpoczęli zawodnicy w żółto-czerwonych strojach. W 47. minucie wspaniałą sytuację miał Gajtkowski, napastnik z Kielc chciał podciąć piłkę nad Muchą, ale trafił przyszłego bramkarza Evertonu w klatkę piersiową. Na kolejną dogodną sytuacje musieliśmy czekać do 55. minuty. Tomasz Jarzębowski huknął z lewej nogi na bramkę Małkowskiego, ten jednak sparował ją na rzut rożny. Po pierwszych 10 minutach drugiej połowy w grę piłkarzy trenera Sasala weszło rozluźnienie. Oddali oni bowiem inicjatywę Legii i chyba poczuli się zbyt pewni siebie.
W 61. minucie padł pierwszy gol w meczu. Wracający po przerwie do składu Jakub Wawrzyniak dał prowadzenie Legii. Dobrym dośrodkowaniem z rzutu rożnego popisał się Maciej Iwański. W polu karnym najwyżej wyskoczył były obrońca reprezentacji Polski i skierował piłkę do siatki. Piłka nożna jest piękną grą, bo nieprzewidywalną. Legioniści grający do tej pory słabiej objęli prowadzenie i kibice, którzy oglądali to spotkanie, mogli ostrzyć sobie zęby na ostatnie pół godziny. I tak właśnie było. Korona po bramce ruszyła jeszcze bardziej na piłkarzy ze stolicy. Determinacja piłkarzy była ogromna. 73. minuta to wspaniałe uderzenie z narożnika pola karnego Ediego Andradiny, piłka jednak minęła prawy słupek. 120 sekund później powinien już być gol dla Korony. Maciej Tataj mocno dośrodkował po ziemi wzdłuż linii pola karnego. Brazylijczyk grający niegdyś w Pogoni Szczecin nie zdążył wjechać wślizgiem na piłkę i ta wyszła na aut.
Ostatnie minuty spotkania to natarczywe ataki Korony i czyhanie na kontry drużyny Legii. Zawodnicy gospodarzy, niesieni dopingiem swoich kibiców, raz po raz atakowali. Dwoił się i troił Jacek Kiełb, a także Nicola Mijajlović, który miał bardzo dobrą okazję w 87. minucie. O tym, że trenerowi Białasowi wystarczyła ta skromna wygrana, może świadczyć fakt, iż przy rzucie rożnym dla przyjezdnych w polu karnym Korony znajdowało się tylko trzech graczy Legii.
Mecz miał niesamowicie szybkie tempo i Korona na pewno żałuje, iż mimo przewagi nie potrafiła zdobyć nawet jednego punktu. Mimo ogromnego zaangażowania i chęci, piłka nie chciała wpaść do bramki. Inna sprawa, że kolejne bardzo dobre zawody rozegrał Jan Mucha, który wybronił kilka dogodnych sytuacji. Kibice obejrzeli bardzo dobre, jak na polskie warunki, widowisko.