Kontuzje piłkarzy nigdy nie są dobrą wiadomością. Piłkarze z oczywistych względów wypadają z gry i potem muszą się natrudzić, żeby wskoczyć do rytmu meczowego. Dla trenerów to twardy orzech do zgryzienia, zwłaszcza gdy nie dysponują klasowym zmiennikiem lub przynajmniej szeroką ławką. Kibice nie mogą oglądać swoich ulubieńców na murawie. Jednak dla zawodników z ławki kontuzja podstawowego gracza pierwszej jedenastki to szansa, by zagościć w niej na dłużej i pokazać się z dobrej strony. W takiej sytuacji znalazł się właśnie Gerard Deulofeu.
La Masia
Gerard jest związany z FC Barcelona już od 9. roku życia. Trafił tam już w 2003 roku. Następnie przechodził wszystkie szczeble juniorskiej kariery, łącznie z grą w drużynie B, a następnie zadebiutował w pierwszym zespole w rozgrywkach La Liga. Stało się to dokładnie 29 października 2011 roku w meczu z RCD Mallorca wygranym przez „Blaugranę” 5:0. Nie było mu jednak dane na dłużej zagościć w macierzystej drużynie, więc sezony 2013/2014 i 2014/2015 spędził odpowiednio w Evertonie i Sevilli. Następnie ponownie trafił na Goodison Park. Tam podczas 75 występów strzelił osiem bramek i 19-krotnie asystował, ale w ostatnim sezonie utracił zaufanie Ronalda Koemana, dlatego doszło do wypożyczenie do włoskiego A.C. Milan. Jak się wydaje, ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę. Hiszpan wyraźnie odżył, mimo że nie wykręcił imponujących liczb pod kątem zdobytych bramek i zaliczonych asyst. Ważne, że znowu mógł grać w pełnym wymiarze, wydatnie uczestniczyć w grze, dryblować, zachwycać kibiców swoim sprintem. Ostatecznie Barcelona postanowiła skorzystać z prawa pierwokupu, które zapewniła sobie przy transferze, i za 12 mln euro ściągnęła skrzydłowego na stare śmieci. Przenosiny wychowanka od samego początku wywoływały duże emocje, a w skrajnych przypadkach nawet kontrowersje.
Styl gry
Podstawowe pytanie, jakie zadają przeciwnicy Gerarda Deulofeu w Barcelonie, jest takie – czy piłkarz takiego pokroju na pewno wpasowuje się w taktykę zespołu i jego „DNA”? Co do tego drugiego, to na pewno piłkarz we krwi i w sercu ma swoją macierzystą drużynę. To tutaj rozpoczynał swoją karierę, tu się wychował jako człowiek i wykształcił swój warsztat umiejętności jako piłkarz. Kłopoty zaczynają się, gdy spojrzy się bliżej na styl gry, jaki reprezentuje zawodnik.
Jak można zaobserwować na boisku, Gerard prezentuje raczej klasyczny styl gry skrzydłowego. Umiejętne przyjęcie piłki, wyścig z obrońcą, podanie na wypuszczenie, bieg do linii, drybling i popis sztuczek technicznych, centra w pole karne – to klasyczny schemat rozgrywania piłki przez nowego-starego piłkarza Barcelony. W wielu ligach na świecie takie, wydawałoby się najprostsze, rozwiązania okazują się skuteczne. Jednak w tym wypadku liga hiszpańska, a zwłaszcza „Duma Katalonii” rządzi się swoimi prawami.
Choć to może nieco kontrowersyjna teza, jednak La Liga wydaje się wśród pozostałych europejskich lig najbardziej zaawansowaną pod względem technicznym i dryblingu. W Hiszpanii przede wszystkim króluje długie utrzymanie się przy piłce i umiejętne jej rozgrywanie w celu przesunięcia gry bliżej pola karnego przeciwnika. Kluczowy jest również umiejętny przegląd pola przez zawodnika, którego niestety czasem Deulofeu brakuje. Często zdarzają mu się niecelne podania, a jeśli przyjmuje piłkę z dala od pola karnego, w otoczeniu obrońców i nie w pełnym biegu, najczęściej podaje do najbliższego zawodnika lub wycofuje piłkę na linię obrony. W tiki-tace występuje też wymienność pozycji i czasami również konieczność cofnięcia się i wykonywania zasad defensywnych, w czym 23-latek raczej nie bryluje. O ile na prawym skrzydle interesy Barcelony zabezpiecza Nelson Semedo, o tyle na lewej obronie gra usposobiony mocno ofensywnie Jordi Alba i w razie kontrataku może powstać niebezpieczna luka na skrajnej obronie.
Podsumowanie
Gerard Deulofeu z całą pewnością nie należy do złych zawodników. W meczach przedsezonowych pokazał się z dobrej strony. O ile w meczu z Chapecoense wszędzie go było pełno, bardzo dobre występy zaliczył z Realem Betis i Deportivo Alaves, to jednak w meczu z właściwym Realem, z Madrytu, wydawał się zagubiony. Źle dryblował, nie umiał się odpowiednio ustawić, obsłużyć podaniami kolegów z drużyny i przede wszystkim – nie wziął na siebie ciężaru gry. Pod presją zawsze wycofywał piłkę.
Na ekipy ze środka tabeli Deulofeu stanowi idealnego zmiennika czy nawet zawodnika grającego w pierwszym składzie, jednak gdy dojdzie do starcia z drużyną z czołówki, ambicje Hiszpana mogą nie wystarczyć. Do czasu powrotu Ousmane’a Dembele trener FC Barcelona powinien poszukać innego rozwiązania na załatanie dziury na skrzydle.