Ukochana drużyna węgierskiego „Viktatora” to klub, który od zawsze miał potężne problemy z grą na wyjazdach na Puchar Europy. Tak rzecze historia – jeśli połączymy to z ostatnim zamieszaniem w klubie (zwolnienie trenera i dyrektora sportowego), czyli plagą kontuzji i fatalnymi wynikami na początku sezonu, jasne staje się, że Lech musi wykorzystać szansę.
W ciągu minionych pięciu lat Videoton czterokrotnie reprezentował Węgry w Europie. Trzykrotnie dane mu było brać udział w eliminacjach do Ligi Europy, raz tylko jako mistrz kraju miał prawo gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Cztery lata gry w pucharach i całe… dwa zwycięstwa obecnego mistrza kraju producentów Tokaju to, mówiąc delikatnie, nie najlepsze osiągnięcie.
Raz ta sztuka udała się po naszym Euro – w sezonie 2012/2013. Videoton osiągnął w nim fazę grupową LE, w której pokonał Sporting Lizbona (3:0 u siebie!) i FC Basel. W tym właśnie roku Węgrzy pokonali we wcześniejszej fazie rozgrywek belgijski Gent na wyjeździe (świetnie grał wtedy niejaki Nemanja Nikolić – dwie bramki w wygranym 3:0 spotkaniu). Niestety dla klubu, w fazie grupowej doszło do kompletu wyjazdowych porażek – to z kolei spowodowało odpadnięcie zespołu z rozgrywek.
Drugie zwycięstwo miało miejsce niedawno, na początku obecnego sezonu. W II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Videoton pokonał na wyjeździe walijski TNS (nie jest to jakieś wybitne osiągnięcie). Co ciekawe, Walijczycy byli w stanie zwyciężyć w regulaminowym czasie gry na Węgrzech – dopiero dogrywka przyniosła zwycięską bramkę mistrzowi Węgier.
W innych dwumeczach w ostatnim pięcioleciu zawsze dochodziło do porażek, względnie remisów Videotonu. Dlatego też powinniśmy się cieszyć z możliwości gry w Poznaniu przy otwartym stadionie (bo w to, że będzie zapełniony, nikt nie wierzy). Dzięki obecności swoich kibiców Lech Poznań nawet w obecnej formie wydaje się oczywistym faworytem dzisiejszego meczu. Dla największego miłośnika futbolu na Węgrzech – wyżej wspomnianego Viktora Orbana (kibic Videotonu, wyraźnie faworyzujący ten zespół, co nadaje się na osobny artykuł) – byłby to cios w samo serce. Przy całej sympatii dla Węgrów dziś cieszylibyśmy się z ich piłkarskiej niedoli.