Byli jedną z najaktywniejszych angielskich ekip w czasie letniego okienka transferowego. Na przed sezonowe wzmocnienia wydali więcej, niż Arsenal i Chelsea razem wzięte. Zapowiadali walkę o najwyższe cele a po dziewięciu kolejkach Premiership znajdują się za takimi zespołami jak Sunderland czy Wigan. Co sprawiło, że ekipa Tottenham już na samym początku sezonu złapała zadyszkę?
Przed sezonem mówiło się, iż drużyna z północnego Londynu może zamieszać w „czubie” tabeli i wskoczyć do pierwszej czwórki. Blisko tego wyczynu „Koguty” były w sezonie 2005/2006, kiedy to przez długi okres czasu okupowały czwarte, premiowane grą w eliminacjach do Ligi Mistrzów miejsce, by w ostatniej kolejce dać się zepchnąć Arsenal’owi na piątą lokatę. Duża presja ciążyła na podopiecznych Martina Jola, a także na nim samym od początku aktualnego sezonu. Dlatego pierwszy, przegrany 0:1 mecz z Sunderlandem można było w jakiś sposób usprawiedliwić tremą a także słabą dyspozycją graczy Tottenham w spotkaniach wyjazdowych. Jednak, gdy w meczu drugiej kolejki twierdza White Hart Lane została w stosunkowo łatwy sposób zdobyta przez graczy Evertonu, niepokój zaczął pojawiać się wśród fanów a także działaczy Tottenham. W kolejnej serii gier przyszło wreszcie upragnione zwycięstwo. „Spurs” rozbili w pył, w stosunku 4:0 beniaminka z Derby i wydawało się, że zaczną marsz w górę tabeli. Nic bardziej mylnego. Wygrana z „Baranami” była jedyną jaką podopieczni Jola zanotowali w lidze w tym sezonie. Następnie kibice musieli przełknąć gorycz porażki w dwóch niezwykle prestiżowych spotkaniach z Manchesterem 0:1 oraz Arsenalem 1:3 a także kilka remisów w konfrontacjach między innymi z Bolton, Fulham, czy Aston Villa.
Kosztowne wzmocnienia
Sądząc po wzmocnieniach, jakich włodarze „Kogutów” dokonali latem, za pewne żaden z ich fanów nawet w najbardziej pesymistycznych scenariuszach nie przewidywał, że jego drużyna po dziewięciu kolejkach będzie balansować na granicy strefy spadkowej a strata do trzeciej drużyny w tabeli wynosić będzie aż 12 punktów. Przed sezonowe wzmocnienia kosztowały klub z White Hart Lane 42 miliony funtów. Najwięcej, bo 16,5 miliona kosztował Darren Bent. Były gracz Charlton Athletic jak na razie spisuje się łagodnie mówiąc przeciętnie. W 6 spotkaniach w ramach Premiership zdobył tylko 1 bramkę, w wygranym 4:0 spotkaniu z Derby County. Oprócz reprezentanta Anglii skład Tottenham za 8,2 miliona funtów zasilił urodzony we Francji Younes Kaboul. 21-letni były obrońca Auxerre dobrze wpasował się w linię defensywną „Kogutów”, jednak skuteczność w rozbijaniu ataków rywali w wykonaniu całej linii defensywnej nie uległa poprawie w stosunku do poprzedniego sezonu. Podopieczni Jola stracili już 18 bramek, najwięcej spośród wszystkich zespołów rywalizujących w Premiership. Duży wkład w to „osiągnięcie” ma ich golkiper, Paul Robinson, któremu dość często zdarza się zaspać na linii bramkowej. Inny letni nabytek Tottenham – Gareth Bale również występuje w obronie, choć Martin Jol czasem decyduje się wystawić Walijczyka w linii pomocy. Urodzonego w Cardiff 18-latka można uznać za najbardziej udany letni transfer Londyńczyków, gdyż pomimo młodego wieku posiada on niemałe umiejętności, które zdołał już w tym sezonie zaprezentować. Ostatnim zawodnikiem, za którego włodarze „Spurs” zapłacili dość duże pieniądze jest Niemiec Kevin-Prince Boateng. Jednak sprowadzony z Herthy Berlin 20-latek nie miał w tym sezonie jeszcze okazji, aby w ligowym meczu pokazać swoje umiejętności.
Cierpliwość Levy’ego
Jak widać, w czasie letniego okna transferowego Tottenham nie szczędził grosza na wzmocnienia. Dlatego też zwiększający się stopniowo wśród fanów poziom niezadowolenia z powodu osiąganych wyników jest w pełni uzasadniony. Pojawiły się nawet głosy mówiące o tym, iż aby poprawić grę „Kogutów” należy zmienić szkoleniowca. W odpowiedzi na te głosy Martin Jol stwierdził, że jego dymisja mogła by być szkodliwa dla klubu:„ Kibice wiedzą jak jest ciężko, jeśli ponownie zmieni się sztab szkoleniowy, wiedzą jak łatwo jest cofnąć się o lata.. Mam nadzieję, że ludzie są realistami – każdy może tutaj przyjść, ale by być lepszym musi zająć czwarte miejsce”. Również prezes Londyńczyków, Daniel Levy zabrał głos w tej sprawie i zaprzeczył doniesieniom mówiącym, iż klub planuje zwolnić aktualnego menedżera. Zdecydowanie wstawił się za 51-letnim Holendrem. Jak widać Levy jest człowiekiem cierpliwym, nie podejmuje pochopnych i nieprzemyślanych decyzji. Jednak jeśli dyspozycja „Kogutów” w najbliższych tygodniach nie ulegnie diametralnej poprawie ta cierpliwość może się wreszcie wyczerpać. Warto jednak zauważyć, że poprzedniego sezonu Tottenham również nie zaczął oszałamiająco a na koniec rozgrywek uplasował się na piątej pozycji. Może i tym razem po słabym początku przyjdzie zwyżka formy i ekipa Jola powalczy przynajmniej o miejsce gwarantujące udział w rozgrywkach o Puchar UEFA.
Przypomina to łudąco, sytuację z poprzedniego sezone,
gdzie West Ham United, też wydał duże pieniędze na
transfery (m.in Carlosa Teveza), a mógł spaść z
Premiership. Widocznie w lidze angielskiej trzeba
dokonywać duże transfery z umiarem, albo na tyle
wcześnie, żeby odpowiednio zgrać zespół. Jestem
ciekawy czy pokażą że był to tylko słaby początek, a
nie słaba gra przez cały sezon.