Leicester City nie przestaje zachwycać i w Premier League wciąż wygrywa mecz za meczem. Od zdobycia mistrzowskiego tytułu w Anglii podopiecznych Claudio Ranieriego dzieli już naprawdę niewiele, lecz bez względu na to, jak zakończy się obecny sezon, już dziś możemy powiedzieć, że był on dla nich niezwykle udany. Architektów sukcesu w drużynie Leicester jest bardzo wielu, choć chyba nie wszyscy spośród nich cieszą się należytym zainteresowaniem. Dziś przyjrzymy się tym, którzy nie zajmują się zdobywaniem zwycięskich goli, a dzielnie strzegą dostępu do własnej bramki.
Twarda defensywa na czele z niemieckim gigantem
Podczas gdy wciąż słyszymy o podbramkowych popisach Vardy’ego i Mahreza, świetną robotę w Leicester wykonuje linia obrony. Dość powiedzieć, że z ostatnich pięciu spotkań w Premier League podopieczni Claudio Ranieriego aż cztery zakończyli bez straconego gola i tylko to przesądzało o ich jednobramkowych zwycięstwach nad Norwich, Watford, Newcastle i Crystal Palace. Komplet punktów zdobyty w tych meczach jest dla „Lisów” nieoceniony, a postawa defensywy może budzić niemałe uznanie.
Co prawda pod względem straconych goli obrona Leicester plasuje się w tym sezonie „dopiero” na czwartym miejscu w lidze, lecz nie trzeba chyba nikomu przypominać, że przed rozpoczęciem rozgrywek taki wynik wydałby się nam zupełnie nierealny. Ledwie 30 bramek straconych w dotychczasowych 31 meczach w Premier League jest w dużej mierze zasługą silnych i twardych stoperów, Roberta Hutha i Wesa Morgana. Obaj panowie wystąpili w tym sezonie w niemal wszystkich ligowych spotkaniach, a zawodzili niezwykle rzadko. Zachwycał jednak przede wszystkim jeden z nich.
– Możesz sobie wyobrazić jego głowę wyrytą w skalę. Jego szyja jest masywna, ramiona szersze od szafy, a całe ciało mogłoby bronić dostępu do bankowego skarbca.
Mowa rzecz jasna o Robercie Huthcie, rosłym, świetnie zbudowanym i silnym jak tur stoperze Leicester. Powyższe słowa pochodzą z wypowiedzi niemieckiego dziennikarza Christopha Biermanna, który wręcz porównywał swojego rodaka do słynnej postaci z amerykańskich kreskówek Popeye’a, podkreślając tym samym jego niezwykłą muskulaturę.
Robert Huth (fot. Itv.com)
Mimo że Huth swoją posturą przerasta nawet Johna Terry’ego czy Rio Ferdinanda, to przed tym sezonem nigdy specjalnie nie zachwycał na angielskich boiskach. Rozkręcił się dopiero pod wodzą Claudio Ranieriego, w bardzo krótkim czasie stając się prawdziwym filarem mistrzowskiej obrony „Lisów”. Jego podstawowymi atutami nadal są siła i warunki fizyczne, lecz dziś wiemy też, że potrafi on świetnie grać w piłkę, a w defensywie może stanowić mur nie do przebicia. Jeśli do tego wszystkiego dołożymy niezłą jak na stopera skuteczność pod bramką rywala, wychodzi nam mieszanka iście wybuchowa.
Taką bez wątpienia jest Robert Huth, którego charyzma, siła i zaangażowanie, lecz także strzelone gole były w tym sezonie dla Leicester absolutnie bezcenne. Pełnię niemałych możliwości Niemca mogliśmy zobaczyć chociażby w przełomowym dla jego klubu spotkaniu z Manchesterem City, w którym to nie tylko świetnie strzegł dostępu do własnej bramki, ale też zaliczył dla „Lisów” dwa kluczowe trafienia.
Jaki ojciec, taki syn
Peter Schmeichel jest uznawany za jednego z najlepszych golkiperów w historii futbolu. Dziś pamiętamy go przede wszystkim z kapitalnych występów w barwach Manchesteru United, z którym zdobył aż pięć tytułów mistrza Anglii, trzy razy sięgnął po puchar kraju, a także raz w 1999 roku zwyciężył w Champions League. Oprócz tego Schmeichel wielokrotnie występował w reprezentacji Danii (choć jak doskonale wiemy, jego ojciec był Polakiem) i przez dłuższy czas nosił nawet opaskę kapitana narodowej drużyny.
Peter Schmeichel (fot. Essentaillysport.com)
Jego syn Kasper również zdecydował się zostać bramkarzem. Na początku kariery świetnie się zapowiadał, lecz później przez długi czas występował w niższych klasach rozgrywkowych w Anglii i wydawało się mało prawdopodobne, by jeszcze kiedykolwiek poszedł w ślady wybitnego ojca. Jego kariera nabrała jednak rozpędu przed pięcioma laty, kiedy to trafił właśnie do Leicester City. Wraz z „Lisami” po dwóch latach gry w Championship wywalczył wreszcie upragniony awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii i tam zaczął udowadniać, że po ojcu odziedziczył coś więcej niż tylko słynne nazwisko.
Dziś syn byłej gwiazdy „Czerwonych Diabłów” ma już 29 lat, a za sobą 18 występów w reprezentacji Danii. Obecny sezon w ekipie Claudio Ranieriego Kasper Schmeichel może zaliczyć do niezwykle udanych. Co prawda wciąż można wypominać mu brak należytej charyzmy i nie za wielką ilość ponadprzeciętnych interwencji, lecz trzeba przyznać, że w ostatnim czasie naprawdę się rozwinął i prezentuje na dzień dzisiejszy bardo solidny poziom, będąc jednym z lepszych, czy nawet najlepszych, golkiperów w Premier League.
– Myślę, że jest on równie dobry jak Peter przed laty. Różnica jest taka, że Peter był wówczas najlepszy na świecie, a Kasper dziś z pewnością nie jest. Ale to po prostu futbol poszedł do przodu – mówił niedawno ceniony niegdyś bramkarz Tottenhamu, Erik Thorstvedt.
Jeśli wszystko potoczy się po myśli „Lisów”, to już za niecałe dwa miesiące młody Schmeichel pójdzie w ślady ojca i odbierze swój pierwszy medal za zwycięstwo w Premier League. Kto wie, być może doda mu to siły i animuszu, by w przyszłości powtórzyć jeszcze więcej sukcesów wybitnego przed laty bramkarza Manchesteru United.
https://www.youtube.com/watch?v=W7X_HaRytAk
Trudne zadanie na koniec sezonu
Do końca tegorocznych rozgrywek Premier League pozostało zaledwie siedem kolejek, lecz podopiecznym Claudio Ranieriego przyjdzie się jeszcze zmierzyć z zespołami, które mają czym i kim postraszyć w ofensywie. Najtrudniej defensorzy Leicester mogą mieć w meczach na własnym stadionie przeciwko strzelającym bardzo dużo bramek w obecnych rozgrywkach West Hamowi i Evertonowi, a także w wyjazdowych potyczkach z nie tak skutecznymi w tym sezonie, acz wciąż dysponującymi świetnymi ofensorami Chelsea i Manchestererm United.
Kto wie, może podobnie jak w ostatnich paru kolejkach o zwycięstwach Leicester w nadchodzących spotkaniach ponownie przesądzi świetna postawa linii obrony. Na razie spisuje się ona w tym sezonie na piątkę z plusem, a by otrzymać na koniec rozgrywek „szóstkę”, musi jedynie podtrzymać prezentowany dotychczas poziom i wraz z innymi formacjami dowieźć do ostatniej kolejki Premier League przewagę nad bardziej utytułowanymi rywalami. Jakkolwiek łatwo i przyjemnie by to nie brzmiało, wiemy, że może być to cholernie trudne zadanie.
Zostaje nam więc życzyć „Lisom”, a szczególnie ich defensorom, dużo szczęścia i zapału do rywalizacji o najwyższe laury. A walkę o tytuł w Premier League niech wygra najlepszy!